Witajcie. Na Forum wojny turysto - lechowe, dysputy nowo - szlakowe, a pogoda ok. Więc w piątek wieczorem zawarliśmy z Alim 7 sojusz tysko - żywiecki w celu najazdu na Słowacje. Konkretnie Tatry Bielskie. Bardzo duży wpływ na to miała relacja Maccieja. Oficjalnie bardzo dziękujemy za inspiracje.
No więc w drogę. 4.30 Rynek w Żywcu nadjeżdża Ali. Niebo piękne - gwiazdy szczerzą kły. Mijamy granicę i szukamy dogodnego wejścia na szlak. Znajdujemy parking pod Hotelem Magura. Tam maskujemy się, bierzemy Leniwca i Kojota i ruszamy przygotowani do walki z bileterami. Ale oni poddali się przed walką. Godzina 7.40 a budka nieczynna. Nieutuleni w żalu smutni wtaczamy się w dolinę. Ponoć nazywaną Monkową lub ogólnie Szeroką. Otwierające się widoki są wspaniałe. W odróżnieniu od stanu szlaku
tenże wije się wśród błota, korzeni, nierównych kamieni z wapienia i wody. Ponarzekać można
Siadamy na wypas na ławeczce widokowej. W sumie ławeczek tam jak w parkach
. Gdyby przy każdej walnąć po 50 gram to Szeroka Przełęcz by nam się podwoiła
Ale, że my etosowcy to Przełęcz widzimy jedną. Za to kamzików od cholery. Będą nam stale towarzyszyć. Co do ludzkiego towarzystwa to przed nami szła 7 osobowa grupa, a za nami ...
Krótko mówiąc towarzystwo ala masowy Lech Rugała. Grupa tak na oko 25 osób. Byli piękni
Na Przełęczy stół biesiadny. który od razu użyli. Pojemniki z jedzeniem, flaszeczki gorzołeczki. I pełna kultura - młodzież z grupy podawała kielony siedzącym kobietom i starszym panom. Słowacki etos aż buchał. Ciekawe czy polscy masowcy są tak kulturalni.
Wracamy do pagórków. Mamy szczęście - widoki na pobliskie wzgórza niczym nie zasłonięte. Na początku zielono - brązowy Jagnięcy, a za nim ośnieżone: Łomnica, Durny, Kieżmarskie, Kołowy i Lodowy. Po prawej kolejne bydlaki, w tym "Teraz Polska". A po lewicy Szalony Wierch. Miła nazwa
Robimy z Alim zdjęcia: gór i naszych kolegów.
Zmęczeni podejściem, powaleni otoczeniem i zgłodniali pożywienia siadamy na Przełęczy. I oddajemy się odpoczynkowi. Odpoczynek trwał : 62 minuty, 7 minut i 38 minut. Z zegarkiem w ręce. Wypoczęci wracamy. Dość szybko idziemy w dół. Lekko się dziwię - w góre walą prawie pielgrzymki, w dół tylko my. Dopiero w domostwie przeczytałem, że to ponoć szlak tylko w górę
. Ale do mordobić nie doszło
Natomisat nie jestem pewien czy nie spotkalismy masowego Lecha R. Czapka, okulary, broda, odznaki, krótkie spodnie, getry ( zielone ). Kto wie
Potem bez przygód staczamy się pod hotel. Tam mierzymy czas - na szlaku bylismy 7 godzin i 15 minut.
Zdjęcia będą.