haha, czy już o tym było????
jaka beznadziejnie biurokratyczna NASZA rzeczywistość...
http://zakopane.naszemiasto.pl/wydarzenia/763645.html
Cytuj:
Jedyny szlak prowadzący do schroniska to dziś plątanina drzew.
Trwało to zaledwie pół godziny, ale jakby kto serię z karabinu maszynowego puścił... – mówi Marek Pawłowski, gazda najstarszego tatrzańskiego schroniska w Roztoce. – Ale Pan Bóg nad nami czuwał. Na szczęście ta straszna nawałnica przeszła obok naszego schroniska. Bo gdyby poszła na nas, jakby drzewa posypały się na budynek, byłoby nas wszystkich pozabijało. A teraz pełnia sezonu, schronisko jest pełne turystów.
Nawałnica, która przeszła nad Roztoką w nocy z czwartku na piątek, powaliła wokół schroniska – według Zbigniewa Krzana, wicedyrektora Tatrzańskiego Parku Narodowego – kilka hektarów lasu. Jego gospodarz mówi, że „wywaliło” nawet do 10 hektarów. Powalone drzewa zatarasowały jedyne dojście do „Roztoki” od strony Wodogrzmotów Mickiewicza.
– Ja nie myślałem, że to aż tak wygląda! – przyznaje Krzan. – W tej chwili ścieżka to istna plątanina drzew, która sięga do dwóch metrów, a w niektórych miejscach nawet wyżej. Nie wiadomo nawet, gdzie przebiega szlak.
Do usuwania drzew pracownicy TPN przystąpili już w piątek. Sytuacja okazała się jednak na tyle trudna, że wymagała - ze względu na bezpieczeństwo pracujących - odpowiednich uprawnień. Dyrekcja parku musiała więc zatrudnić specjalistyczną firmę, która dopiero wczoraj rozpoczęła usuwanie drzew ze szlaku.
– Myślę, że do czwartku, może piątku, szlak do Roztoki zostanie przetarty – twierdzi dyrektor Krzan.
Teraz schronisko i turyści, którzy w nim mieszkają, są odcięci od świata. Choć – jak wyjaśnia Marek Pawłowski – jest droga gospodarcza, z której mogliby zupełnie bezpiecznie korzystać.
– Gdy dowiedziałem się, że ścieżka od Wodogrzmotów jest kompletnie zablokowana, uznałem, że nic się nie stanie, jak przez te parę dni, dopóki pilarze nie usuną powalonych drzew, turyści będą chodzić tą gospodarczą drogą – mówi zarządca „Roztoki”. – Bo przecież jedni chcą iść w góry, inni wyjechać, np. do Zakopanego. To co – mają fruwać? Do schroniska też chcą się dostać ludzie, którzy mają rezerwacje lub ci, którzy schodzą z gór późnym wieczorem.
Ostatnio w nocy pracownicy schroniska musieli wyciągać z plątaniny drzew starszą panią, która „wbiła się” w wiatrołom, pokiereszowała udo i nie mogła wyjść. Nie wiedziała, że ścieżka do „Roztoki” jest zablokowana.
– Powiesiłem kartkę z informacją, że dotychczasowe dojście do schroniska od strony Wodogrzmotów jest zablokowane i że można dołem dojść drogą gospodarczą, w sumie ok. 20 minut – opowiada Pawłowski. – Jak się potem dowiedziałem, TPN ściągnął tę kartkę. Usłyszałem, że jest to przestępstwo. Bo droga gospodarcza nie jest szlakiem i turyści tamtędy nie mogą chodzić.
Nie pomogły tłumaczenia zarządcy schroniska, że to tylko na parę dni, że nie dla tysięcy turystów, ale tylko dla gości schroniska, raptem 20 osób, by mogli do niego bezpiecznie dojść.
- Zamiast człowiekowi pomóc wobec takiego kataklizmu, to jeszcze utrudniają życie – skarży się gospodarz „Roztoki”.
Dyrektor Krzan jednak twierdzi, że żaden wniosek zarządcy schroniska z prośbą o udostępnienie drogi gospodarczej dla turystów nie wpłynął do TPN. Ale dodaje, że nawet gdyby wpłynął, to nic by to nie dało.
– Nie ma możliwości, by nawet na kilka dni i tylko dla kilku osób udostępnić tamtejszą drogę gospodarczą na zasadzie zastępczego szlaku – podkreśla Krzan. – O tym, według ustawy o ochronie przyrody, decyduje minister środowiska.
Mimo istnienia wygodnej, bezpiecznej drogi, goście schroniska nadal pozostają odcięci od świata, bo przepisy zabraniają im chodzenia poza wyznaczonym szlakiem, nawet jeżeli legalne ścieżki są zablokowane.
– Czy to logiczne? Nie wiem. Ale takie są przepisy i ja ich nie zmienię, ani nie będę z nimi dyskutował – zaznaczył wicedyrektor TPN. – Obowiązują tu odpowiednie procedury.
Zanim jednak te zostaną wszczęte i zakończone, szlak od strony Wodogrzmotów dawno zostanie odblokowany. Nim to jednak nastąpi, może dojść do nieszczęścia. Ktoś może zostać pokiereszowany na szlaku – ostrzega Marek Pawłowski.
Jakbym wiedział, to w rzyciu bym tam za Dresikiem nie polazł...