Przez cały tydzień planowaliśmy Kościelca-jako że pogoda rozdaje karty w większości tego typu wycieczek a w Tatrach było jak w kalejdoskopie raz ładnie raz brzydko –dopiero w piątek po południu po sprawdzeniu prognozy pada decyzja o wyjeździe. O 4 rano w składzie Kilerus ,Wentyl i ja wyruszamy do Zakopca. 6:15 wychodzimy z pod parkingu przy rondzie w Kuźnicach dopiero świta ale już busy wożą narciarzy pod kolejkę. My idziemy przez Boczań-szlak przetarty dopiero lekko zawiany na otwartej przestrzeni ,ślicznie widać Giewont
Czas mamy dobry a ostatnie 30 minut do Murowańca pokonujemy oglądając ślicznie oświetloną OP i nasz dzisiejszy cel „Wielkiego Q” W schronie jemy śniadanie i po 15 minutach w drogę jest 8:30. Dochodzimy do wyciągu krzesełkowego i w tym momencie zaczyna się zabawa. Szlak nie przetarty a nawet jak ktoś szedł wcześniej to wiatr zawiewał ślady w krótkim czasie. Idziemy więc tak jak nam najwygodniej co jakiś czas zapadamy się po kolana ale ogólnie śnieg jest dobry do tego typu chodzenia –Karb jest jednak cały czas daleko pięknie w słońcu wygląda Świnica ,Kościelec robi wrażenie za nami narciarze zasuwają na Kasprowym. Z daleka widzimy 2 turystów którzy pewnie maja ten sam cel co my. Samo podejście pod Karb było męczące a my czuliśmy się jak na pustyni –wszędzie biało i wiatr który zasypywał ślady extra to wyglądało. Kościelec z Karbu wygląda rewelacyjnie patrzymy na niego –tu mamy przerwę na jedzenie nabranie sił i podziwianie widoków bo jest po prostu pięknie. Mamy czas jest przed 11 nie trzeba się śpieszyć. Chowamy kijki ,zakładamy raki ,czekany w łapę i zaczynamy ten odcinek dla którego tu przyjechaliśmy! Śniegu jest sporo ale skał i lodu więcej. Co chwile słychać zgrzyt raków i czekana o skałę.
Idziemy wg. szlaku trzeba być skupionym bo w rakach po skałach idzie się zle a za chwile jest śnieg i potem lód –co jakiś czas idziemy prosto do góry trzymając się wschodniej części góry i omijając co większe oblodzenia całą „zabawa” trwa tak do połowy góry potem już jest więcej lodu i trudniejszych podejść a także z racji wysokości działa wyobraźnia-jest tu gdzie polecieć w dół. Robimy przerwy na podziwianie widoków i obserwujemy jak helikopter TOPRu zabiera narciarza. Dalsza część trasy podobna do tej pierwszej ale jest już troszkę bardziej stromo. Kto był na Kościelcu latem może sobie wyobrazić te drogę poprzeplataną co jakiś czas w trudniejszych miejscach lodem i śniegiem. Jest to meczące dla nóg bardzo. Wraz z wysokością jest bardziej stromo ale powoli i spokojnie posuwamy się dalej. Najtrudniejszy moment miał nastąpić i powiem szczerze że było to coś niesamowitego i skłamałbym mówiąc że się trochę nie bałem. Około 100 metrów od szczytu jest taki duży kamień na którym siadamy i oglądamy widoki. Widzimy jak ta dwójka która wcześniej widzieliśmy schodzi już ze szczytu-obserwujemy ich działanie. Myślę że trwało to z 10 minut a chłopaki szukali dogodnego zejścia –ten czubek jest tak zbudowany że tu niema możliwości na błąd i każdy zdaje sobie z tego sprawę. Rozmawiamy ze schodzącymi dają nam rady i mówią że półka która wchodzi się na szczyt jest najtrudniejsza. No to idziemy! Na samym początku są już problemy Paweł przeszedł półkę wbijając czekan i podciągając się na nim ja wbijam wbijam i nigdzie nie mogę zahaczyć. Noga opiera się na lodowym schodku druga niema oparcia i tak stukam jak dzięcioł a tu niema nic. Gdyby wbić czekan i odpaść z tego miejsca to w najlepszym wypadku się mocno poobijasz lub połamiesz bo jest stromo a po drodze kamienie. Około 5 minut w jednym miejscu stoję jedna próba podciągnięcia się nie udała i obsuwam się metr w dół. I tu musze chwilę odsapnąć i dojść do siebie bo to było mało przyjemne. Paweł doradza(bo widzi z góry)abym szedł inaczej schodzę trochę i atakuje rynną 2 krotnie polegając na czekanie. Kolejne metry po stromych kamieniach pokonujemy w miarę sprawnie ale ciągle pełne skupienie bo bezpiecznie tu nie jest w podświadomości masz cały czas to że jest tu gdzie polecieć. Ostatnie krytycznie miejsce ta półka przed szczytem –pokonując ją jesteś na wierzchołku. Wyobraźcie sobie że do wysokości klatki piersiowej macie skałę ze śniegiem i lodem małe oparcie na nogi a za tym oparciem …nie wiem jak to opisać ale lepiej w dół nie patrzeć. Po kilku minutach Kiler z Wentylem przeszli półkę i są na szczycie!!!! Kolej na mnie –najpierw próba wybadani sytuacji jak to zrobić jak podciągnąć .Czekanem wychylam się jak najdalej mogę wbijam go i podciągam-w tym momencie jakby puścił to …dowidzenia. Drugie wbicie podciągnięcie i jestem!!! Trwało to tez dobrych kilka minut i nie skłamię jak powiem ze te ostanie metry robiliśmy około 30 minut. A wiec jest szczyt!! radość ogromna ręce w geście triumfu i widoki-rewelacja od zachodu idą chmury ale mamy sporo czasu na cykanie zdjęć. Chodzimy w kółko jak w klatce i podziwiamy OP z bliska ,Świnicę widać Rysy i całe podhale .Jemy czekoladę, łyk herbaty i kładziemy się na śniegu –extra uczucie patrzeć w niebo i czuć się tak wyobcowanym. Jedna myśl tylko nam nie daje spokoju.. trzeba zejść te ostatnie metry. Zimno już się robi bo wieje wiatr i zaczynamy schodzenie. I tu doszło do ..skoku –okazało się że lepiej i bezpieczniej skoczyć z tej półki jak próbować schodzić-tak więc zaliczamy dwa skoki (Wentyl zleciał)powoli ostrożnie posuwamy się do dołu aż dochodzimy do tego pierwszego miejsca „z problemami” tu każdy ma swoją wersję do schodzenia ale poszło nam dość łatwo co nas zdziwiło bo mieliśmy poważne obawy co do zejścia. Jesteśmy po najgorszych odcinkach ,teraz tak jak przyszliśmy schodzimy na dół ,chmurki powoli zasłaniają Świnice na Kościelcu też już mniej ładnie. Ostrożnie schodzimy –niema już w tym żadnych trudności i jesteśmy na Karbie. Tam patrzymy na miejsce w gdzie dopiero byliśmy i naprawdę duma rozwala i radość z pokonania tych trudności. Teraz wracamy mniej więcej tak samo pod wyciąg. Co jakiś czas obracamy się bo popatrzeć na „Wielkiego Q” co ciekawe nie zapadamy się w śniegu (idziemy w rakach)a czasem szło się jak po betonie. W schronisku odpoczywamy i jemy co nam zostało ,humory dopisują. Trasa przez Boczań wyślizgana i wydeptana mija szybko i o 16:30 jesteśmy przy aucie. Reasumując ostatnie metry tej góry to nie zabawa –niebezpieczne jest tez to że jesteś już niemal na szczycie i żal się wycofać-nie jestem jakimś specem od zimowych wypraw ale było mi trudniej tam wejść jak na Rysy(widomo zależy to też od warunków)Był tu taki temat jaką górę w zimie zrobić na początku. Kościelec nie jest łatwy i jeśli wytrzymasz to że możesz na sam szczyt nie wejść i chcesz potraktować to jako doświadczenie to można iść ale jeśli koniecznie chcesz wejść na szczyt to może być naprawdę ciężko i niebezpiecznie.
Naszym największym bólem było to że nie mieliśmy cyfrówki
sam zrobiłem około 60 zdjęć kliszowcem i jeśli tylko mi sie uda to zeskanuję co lepsze lub w jakiś inny sposób je tu wrzuce-ale to niestety potrwa
dodane zdjęcia
czekany na szczycie
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/e66 ... 27f75.html
cien Wielkiego Q
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/a01 ... 6fe1b.html
Kiler na tle działań
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/37e ... dab06.html
Granaty ze szczytu
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/a80 ... 8471c.html
Orla ze szczytu
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/a9f ... 85164.html
w drodze na szczyt
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/893 ... a5da3.html
Q w drodze na Karb
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/7f1 ... 63ab2.html
w drodze na Karb z widokiem na Q
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/863 ... 158c7.html
Q z Karbu -zdjecie zle obruciłem ale wiadomo ocb:P
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/968 ... 05960.html
Rysy widoczne ze szczytu
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/488 ... 732a6.html
Wentyl tez na szczycie
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/4f0 ... d80a0.html
Lans na szczycie
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/a96 ... 67fdd.html
w drodze na Q
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/90d ... 0eef5.html
wspinaczka
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/b14 ... 3bdc0.html
zejście
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/c39 ... df073.html