anke napisał(a):
Przebiegłam 0 km. Wszystko, tylko nie bieganie. Co nie znaczy, że nie zazdroszczę ci tych 891 km.
Wspin z liną - w przyszłym życiu na pewno.
Całkiem, jakbym siebie czytał
Skoro jednak podsumowujemy...
styczeń: niegórski
wypad do Zakopanego, również niegórski w Beskid Żywiecki
marzec: Waligóra zimowa (końcówka podejścia niezły hardkor), no i Ślęża
kwiecień: austriackie narty w zasadzie wiosną - Bad Kleinkirchheim
maj: solidne "biebrznięcie", włącznie z tratwingiem
, szybkie Międzyzdroje (gór tam nie ma), podobnie w Mikołajkach
czerwiec: Skrzyczne we mgle, Czupel i przy okazji rollercoaster w Energylandii (było przewyższenie!), potem Lubomir
lipiec: Islandia, m.in. z włażeniem na lodowiec i zjazdem do nieczynnego krateru wulkanu
sierpień: Roztocze, rowery, grzyby (ceglastopore!) i kajaki
wrzesień: tradycyjnie Tatry - dokończenie kolekcjonowania szczytów do Turystycznej Korony Tatr
październik: Bieszczady - grzyby i Tarnica (z kowidem, jak się okazało), potem Beskid Niski - zatrzęsienie grzybów, no i Lackowa "ścianą płaczu"
listopad: Londyn (kompletnie nie ma gór
)
grudzień: (prawie podgórski) Kraków i sylwester na Mazurach...
No, nie było źle. Piszę to z perspektywy pakowania się do... Ekwadoru