Góry Czerchowskie nie są popularnym rejonem wycieczek z Polski, sam dopiero teraz je odwiedziłem i zdecydowanie chętnie tu powrócę. Może podczas innej pory roku, na wschód słońca, albo w ogóle z namiotem? Dojazd bezproblemowy, gęsta sieć szlaków, taki trochę większy Beskid Niski, tylko z polanami widokowymi. A jest na co popatrzeć, od Tatr, aż po Bieszczadzkie Połoniny.
Zacznijmy jednak od początku. Sobota, budzik na 4:30, wstawać się nie chce, ale i tak mam lepszą wizję zwleczenia się z łóżka bo z Norbertem jedziemy odkrywać nowe pasmo górskie, a nie do pracy.
Odstawiamy Ewę i kierujemy się w stronę przejścia granicznego w Leluchowie. Na drodze pusto, autostrada, więc nie ma co się wlec i myślę, że postój na kawę i przegryzkę ze stacji zrobimy po zjechaniu z obwodnicy. Jadę i nagle słyszę, ze zmieniła się praca silnika, obroty spadają i zaczynam zwalniać… tak zepsuję niespodziankę, napiszę, że od początku świeciła się kontrolka paliwa i po raz pierwszy miałem wątpliwą przyjemność przekonać się jak to jest jak masz pusty bak. Do stacji zostało niecałe 3 km. Ale niefart! Jak zadzwonię po lawetę w sobotę rano to pewnie skasuje mnie co najmniej na 500 zł. Zakładam kamizelkę odblaskową, wychodzę oglądnąć samochód z nadzieją, że jednak nie doznam tego upokorzenia i po prostu się coś zepsuło… Chyba jednak lepiej, że to moja lekkomyślność. Na moje szczęście (jak to mówią „głupi ma zawsze szczęście” :F )po krótkiej chwili nadjeżdża samochód obsługi autostradowa. Jak powiedziałem, że mi się paliwo skończyło, to z politowaniem usłyszałem „pieniądze masz?”, mówię, że mam.
„Co lejesz?”, mówię, że 95.
„To chyba coś jeszcze mam.”
Królu złoty!
Nawet nie pytałem o cenę i zostałem mile zaskoczony, że stawka uśredniona, normalna jak na stacji. Resztę zostawiłem. W międzyczasie podjechała policja z ponurymi minami i pewnie chcieli mi wlepić mandat za brak trójkąta, ale sympatyczna Pan z obsługi spławił ich mówiąc, że już odjeżdżam.
Nie nastrajało to dobrze na resztę dnia, a zanim dojechaliśmy do stacji na autostradzie była kolejna akcja i służba autostradowa z policją próbowała złapać psa biegającego między pasami.
Dobra, stacja, tankowanie, kawa, jedzenie i ciśniemy dalej. Na szczęście reszta trasy przebiegła już spokojnie, im bliżej gór tym lepsze widoki, przy granicy fajnie pokazały się ośnieżone Tatry, a o 9:30 mogliśmy rozpocząć wycieczkę.
Zaparkowaliśmy kawałek za cmentarzem w Kyjovie i na dzień dobry przywitały nas kapitalne widoki na Góre Lewockie i Sokołową/Sokolią Skałę na którą będziemy się kierować.
Widok z miejsca gdzie zaparkowaliśmy. To przed nami to chyba Śpiący Mnich
Sokolia skala
Tutaj widziana en face, lub jak kto woli ą fas, albo nawet anfas
Przed odbiciem w stronę skały jest jeszcze Odpocivadlo SOKOL (czyli ławeczki, stoły, wiata).
Krótkie, podejście i jesteśmy przy skale. Kolejna ławeczka, zaczynają się szersze widoki, a w ramach atrakcji jest jest jeszcze okno skalne z widokiem na Góry Czerchowskie, żeby był widok w drugą stronę to trzeba by się trochę powspinać bo jest niezła lufa.
Ławeczka pod Sokolią Skałą
Okno skalne
Widok z okna na jesienne Góry Czerchowskie
Widok z okna na jesienne Góry Czerchowskie
Teraz ruszamy w stronę Bukovej 903 m n.p.m. i co sprzyjało wędrowaniu, co chwilę były polany z widokiem na Tatry. Po wejściu na szczyt panorama otwarła się na Beskid Sądecki, Niski, Bieszczady i jakieś góry na południu. Na polanie szczytowej przerwa na posiłek, zwiedzanie ambony i szukanie oznaczeń szlaku. Dobrze, że jest mapy.cz bo na początku poszliśmy nie tam gdzie chcieliśmy, chociaż patrząc później na mapę to tam jest tyle leśnych ścieżek, że i tak doszlibyśmy do celu. Idziemy czerwonym zahaczając o utulnię pod Bukovą (zamknięta), obniżamy się, przechodzimy obok źródła Kaldorina i później znowu do góry, tym razem zielonym na przełęcz Kalinov i w stronę utulni pod Mincolem.
Ustalanie dalszej trasy
Z Bukovej można było dostrzec Bieszczady
Utulnia pod Bukovą
Utulnia pod Mincolem
Przy utulni pod Mincolem spotykamy pierwszych turystów. Wszystko pozamykane, więc nie tracąc czasu idziemy w stronę partii szczytowych. Norbert zaczął odczuwać pierwsze oznaki zmęczenia, ale jak pojawiły się widoki i szczyt na horyzoncie to znalazł siłę żeby pobiec i ścigać się z rowerzystami kto pierwszy. Widoki po wyjściu z lasu – PETARDA!
Wyszliśmy z lasu, Mały Mincol tuż, tuż
Ośnieżone Tatry super wyglądały w towarzystwie jesiennych kolorów
Mały Mincol
Sesjona, podziwianie widoków, wypatrzyliśmy nawet Stebnicką Magurę na której byliśmy kilka miesięcy temu. Na szczyt Mincola już na prawdę blisko, więc idziemy i podziwiamy widoki z grzbietu.
Tatry mogliśmy oglądać prawie cały dzień
Południowa część Gór Czerchowskich
Lans pod szczytem
Narysuję, że goni nas niedźwiedź…
Z Mincola widoki też super, ale jednak z Małego Mincola mi się bardziej podobały. Na szczycie tabliczka, zeszyt do wpisania się, obelisk wzniesiony w latach 30 XX wieku z herbami trzech miast – siedzib powiatów, których granice stykają się na wierzchołku Minčola.
Przerwa na uzupełnienie kalorii i powoli schodzimy w stronę auta w dalszym ciągu podziwiając Tatry i inne pasma górskie. Właściwie prawie do końca wycieczki.
Grzyb
Tam widać Trzy Korony w Pieninach
Kolory jesieni
Obszar chroniony Lysá hora