... czyli jak to było...
Wstaję rano przed 2. Będę pierwszy raz jechał samochodem do Zakopca...wr. Samochod mojego kumpla nie napawa mnie optymizmem ale cóż, trza jechać. Przylepiam taśmą izolacyjną latarkę z zapalniczki obok deski rozdzielczej, żeby widzieć prędkościomierz i dawaj, jedziemy po Krzyśka GoAwaya.
Jakoś szczęśliwie dojeżdżamy do Zakopanego, a tam bierzemy Maćka z Magdą i bunkrujemy się w Kuźnicach.
Maciek z Magdą udają się w ustronne miejsce i także my z Krzyśkiem mamy podobne plany
Około 8.30 zaczynamy naszą drogę, Środkowe Żebro Skrajnego Granatu. Na początek poprowadzi ją Krzysiek. Trawersuje poprzetykanym trawkami zboczem jakieś 55m liny. Po drodze widzimy stary hak.
Dalej ja kombinuję. Coś musieliśmy porąbać, myślę. Idę na wprost po pionowej ścince. Chwyty są dobre ale wyjście z niej nie napawa mnie optymizmem. Nikt tedy nie chodzi. Robi się trudniej i nie chcę się zapchać więc wracam, zdejmując przeloty. Idę na prawo przez mały kominek z zaklinowanym przewieszonym kamieniem. Okazuje się to dość proste. Dalej ostrzem i poźniej po płycie trawersując po lewej na spore siodełko. Lina strasznie się przesztywniła, znowu jakieś 55m. Ważne jednak, że jesteśmy już na tym cholernym żebrze.
Idę dalej ostrzem, później obok dwóch starych haków przełażę nad małym kamyczkiem w zacięciu i po płycie do kotwy. Wszytko spokojnie, bez napinki, bo przecież teren jest do III, więc główne trudności przed nami.
Lina się strasznie przesztywnia ale dochodzę do wniosku, ze przejdę jeszcze ten kominek, bo to co najwyżej III. Wciągam linę i jakoś włażę w komin i nim już na lekkie wyrównanie. Tam robię stanowisko z pętli, które tam są i z mojej jednej.
Gdy Krzysiek idzie, przezywam katusze wyciągając linę. Głównym problemem o dziwo nie jest przesztywnienie co moje Piu w połaczeniu z liną 10,3.
Gdy Krzysiek wpina sie do stanowiska pokazuje mu schemat i mówię:
"- Tu jesteśmy, w połowie, po trzecim wyciągu."
- To ile idziemy?"
"- Jakieś dwie godziny. To trochę się z tym pierd... No ale trochę żeśmy porąbali na początku."
Zaczynam prowadzic kolejny wyciąg.
"- Łatwy teren! Może przeniesiemy stanowisko?"
- Możemy. To idź dalej!"
Idę jeszcze parę metrów i staję jak wryty.
Żółty szlak, jakiś koleś pogina w sandałach.
Nie mogę uwierzyć.
Krzysiek patrzy na mnie i nie wie o co chodzi.
2h 15min tyle nam to zajęło, a przecież mieliśmy być w połowie i teren jakby wydawał się do III.
Ten komin to było IV, a ten zaklinowany kamyk to ten zapych V-? Dziwne. No niby był trudniejszy ale...
Dzwonię do Maćka i Roha ale nie odbierają. Gdzie myśmy byli? Może lewe żebro?
Jest 10.40 więc postanawiamy pójść na Skrajny Granat i później obadać tą Fajkę, co to ostatnio nie właziliśmy na nią.
Plecaki ciążą jak cholera. W sumie martwiłem się, że nie będziemy mieli pętli ale jak Maciek nam pożyczył, to okazało się, że taszczymy ich ze dwa razy za dużo.
Podejście i makabryczne słońce masakruje nas ale mimo to schodzimy nieprzyjemną granią na przełęcz pod Fajki. Po drodze znajdujemy pętle Maćka, którą zostawiliśmy w zimie do zjazdu ze Skrajnego.
Fajka stąd wygląda fantastycznie.
Okropny trawers pod Fajkami idziemy na sztywno. Krzysiek prowadzi go na grań i później ja sobie wchodzę. Międzyczasie dzwoni Rohu. Mówi, że trzy wyciągi to nie mogło być Środkowe Żebro, może to było lewe żebro. Ono jest krótsze i łatwiejsze. Tam chyba jest jakaś droga trójkowa.
to by się nawet zgadzało.
Dalej niesamowicie postrzepioną i niewiarygodnie eksponowaną poziomą granią pod czterometrową turniczkę. Powiem szczerze, że ekspozycja tym razem zrobiła na mnie wrażenie, bo wspinając się do góry człowiek jej nie widzi, a tutaj trzeba się patrzeć w dół. Ciekawym momentem jest wejscie na taki zaklinowany głaz w grani
Spod stóp turniczki ruszam do góry na nią. Wszystko jest oblepione takimi starymi porostami. Widać, ze nikt na nią tędy nie wchodzi. Nie jest trudno ale te porosty i dość dziwne chwyty trochę mnie deprymują. Pod koniec próbuję zarzucić pętle o szczyt jak lasso żeby zrobić sobie przelot ale nie bardzo mi się udaję. Włażę na szczyt, a tam... nic nie ma. Wypukły blok z lekka ryską. Jak stąd zjechać? Wybieram największą pętle i próbuję ją jakoś opasać szczyt, tak by zahaczyła o tą lekka ryskę ale nie wygląda to dobrze. Wpinam karabinek i Krzysiek mnie opuszcza na dół.
Teraz robię stanowisko z czterech punktów pod turniczką. Dwa stare chyba przedwojenne haki, pętla zarzucona o odpeknięcie i friend. Musi być mega pewne.
Krzysiek dochodzi do mnie wpina się i włazi też na turniczkę. Później powoli go opuszczam. Jest ode mnie wyższy więc gdy staje na półce, z której ja chciałem zarzucić petle, zdejmuję taz której zjeżdżał i powoli schodzi, na końcu zdejmując tez przelot.
Wracamy tą samą drogą.
Słońce po prostu zamiata. Gdy schowałem się pod skałą i mój łokieć wyszedł poza jej cień, poczułem jakby ktoś mi je opiekał.
Zejście piargiem jest tragiczne. Jedno z gorszych jakie widziałem. Kaski na głowach.
W schronisku się wypisuję i wpisuję, ze zrobiliśmy lewe żebro i faję.
Później mordercze zejście Jaworzynką

i poginamy do Krakowa.
Niestety we włoskim piekarniku psuje się rozrusznik i z po tym jak odstawiam Krzyśka muszę wracać autobusem do mieszkania. Nie mam drobnych na bilet i nikt nie ma rozmienić, ale dzięki miłym ludziom udaje mi się uzbierać na bilet.
A oto droga, którą przeszliśmy na Skrajnym Granacie:
Wariant Środkowego Zebra Granatu z dołu z trawersem, a w górze z zapychem V-.
http://img1.vpx.pl/up/20100613/3e2ea4a4960540.jpg