Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest Pt kwi 19, 2024 1:06 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 54 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona
Autor Wiadomość
PostNapisane: Wt cze 01, 2010 7:04 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 3:34 am
Posty: 14880
Lokalizacja: Ząbkowska, róg Brzeskiej
Z dedykacją i pozdrowieniami dla pana Janusza Mączki.
(http://pl.wikipedia.org/wiki/Janusz_Mączka)


Przyszedł czas rozpocząć w końcu sezon letni 2010. Plany na sezon są ambitne, mam nadzieję, że chociaż połowa z nich "wypali". Póki co na start była idea rozruszania się z pomocą kilku prostych wspinaczek na Hali, miało być łatwo, jakieś kursowe drogi, setka, żeberka Granatów i takie tam do IV góra. Wstępne plany opiewały na wyjazd pod koniec maja i chociaż raz trzeba było je przekładać z powodu katastrofy powodziowej (a w Tatrach śniegowej), jednak przed ostatnim weekendem maja decyzja zapadła - jedziemy! Tylko skład w ostatniej chwili uległ zmianie, pogrążonego w domowych i zawodowych obowiązkach Kilera dzielnie postanowił zastąpić Rohu.
Tak więc przed weekendem 29-30 maja ruszamy we trójkę: grubyilysy, golanmac, Rohu. Ja tak naprawdę ruszam jeszcze w nocy 27/28, chcę być nieco wcześniej, zwłaszcza że wiozę wór pełen szpeju i trzeba to będzie jakoś wynieść na Halę. Noclegi mamy zarezerwowane w Betlejemce, bo w Murowańcu niby już nie było - wszystko zarezerwowane. Oczywiście jak się przekonałem na miejscu z tym noclegami w Muro to właśnie tak jest, niby wszystko porezerwowane, a obłożenie pewnie ze 30%. Serio, 70% w ostatniej chwili odwołuje.
Piątek mija mi na podejściu Jaworzynką z ciężkim worem, ale uwaga - przy przepięknej pogodzie, jakiej od dłuższego czasu tu chyba nie było. Przejście Jaworzynki zajmuje mi coś jak trzy godziny, co chila przerwa na "kontemplację" wiosny w Tatrach, czasowo pewnie rekord, nie ostatni zresztą jak się okazało tego wyjazdu, ale za to pierwszy. Betlejemka trochę ku memu zdziwieniu a trochę ku radości, okazuje się zupełnie pusta, jesteśmy jedynymi gośćmi. Oglądam wpisy w księdze wyjść, od początku maja raptem dwa wpisy! Ktoś się w ogóle jeszcze na Hali wspina :-)?
Oczekiwanie na kolegów postanawiam umilić rekonesansem, oglądam trochę drogi, śniegu jest bardzo dużo, ale formacje wypukłe są OK, wstępny wybór na następny dzień pada na Środkowe Żebro (które osobiście zwykłem nazywać honorniej "Środkowym Filarem") Skrajnego Granata, potem Żebro Czecha i na koniec Grań Fajek.
Chłopaki gdzieś wychodzą dopiero z Kuźnic, piwo piją chyba, dwa dodatkowe zamawiają u mnie, do Betlejemki docierają w dobrych nastrojach koło 21szej. Sortujemy sprzęt, dopijamy co zostało, ustalamy plany pobudki na 6 rano. Prognozy pogody nie najlepsze, ale padać ma dopiero po południu, więc powinniśmy się chociaż z częścią wyrobić.
********
Pobudka 5 rano, plecaki przygotowane już wieczorem, o 7 jesteśmy na szlaku, koło 8ej meldujemy się pod Żebrem. Mamy dobry schemat autorstwa M.Tertelisa (nieco może niedbale nabazgrolony, ale OK) uzupełniony w piątek wieczorem szczegółami z innego schematu jaki dostałem od opiekuna Betlejemki. Idziemy "szybką" trójką. Prowadzenie jako najbardziej doświadczonemu przypadło mi w udziale. Robiłem tę drogę kiedyś raz na kursie, dobre piętnaście lat wcześniej. Nic prawie nie pamiętam :-). Tym przyjemniej. Droga jest prosta i wspinaczka przyjemna, wszystko idzie zgodnie z planem, miało być łatwa, taka "niedzielna" wspinaczka i jest. Schemat który budził wątpliwości przy oglądzie z dołu w drodze okazuje się zupełnie jasny. Prowadzę kolejny wyciąg, ściągam chłopaków i tak w kółko. Szybko i bez większych stresów mija pięć wyciągów, na ogół II-III, jedno czy dwa miejsca IV. Dochodzimy pod "Zacięcie Kusiona" jedyne na drodze miejsce za V-, ale wg schematu można je obejść po prawqej za IV albo za III. Oglądam zacięcie, ma tę zaletę, że tkwi w nim spit ale... jednak V- a po prawej tylko III. Główny problem, że coś niedobrego dzieje się z pogodą dookoła, widoczność znacznie spadła, czasami na twarzach ląduje jakaś kropla. Ale póki co nie pada. Postanawiam, że pójdę obejściem po prawej. Po jakichś pięciu metrach zakładam przelot. Idę dalej. Hmmmm. Może to i III ale jakieś nieco nieprzyjemne, płyta ok. 80%, niby jakaś rzeźba jest, tylko że jakichś super chwytów i stopni to nie ma, trzeba po trochu na tarcie. A przelot został jednak już 10 metrów pode mną. Zaczynam się czuć nieswojo. Założyć coś, byłoby fajnie, tylko że nie bardzo jest jak. Zaczynam odczuwać nieco silniejsze wydzielanie adrenaliny i drobne drżenie w łydkach. Z dołu Maciek coś sobie żartuje. Zdenerwowany krzyczę żeby na chwilę zamilkł, bo nie bardzo akurat mam ochotę na żarty. "Dobra, Dobra...". Co tu robić? Nie ma rady, jak nie wiesz co masz robić - idź do góry i tak też robię. Wyciąg nie ma raczej III, dobre IV- jak nie IV, przy czym przez około 20 metrów mi nie udało się założyć nic. Chyba jednak trzeba było iść zacięciem, niby trudniej, ale niewiele a asekuracja by przynajmniej była dobra. Szczęśliwie dochodzę do łatwego siodełka, spora ulga. Ściągam chłopaków, tym razem to już Maciek coś tam klnie pod nosem i narzeka że pewnie źle poszedłem :-). Może i tak. :-). Nieważne, trza iść dalej. Kolejny wyciąg z ringiem, za IV tym razem.Dwa ruchy i siłą rzeczy łapię dobrego chwytu w postaci ringa. "A zero!" słyszę z dołu. "Ja wam dam k..a a zero!" bardziej udaję zdenerowowanego, bo ten czwórkowy wyciąg jest o wiele prostszy od poprzedniego. Pokonuję czwórkowy kominek, jeszcze jedynkowe zaciątko i staję na dobrze mi znajomym cypelku skalnym ze znakiem skrętu żółtego szlaku na Granata :-).
Ściągam chłopaków. Cieszymy się z pokonanej drogi. Dookoła mgła, zaczyna lekko padać a właściwe mżyć, widoczność na pięćdziesiąt metrów chyba z Żebra Czecha na dziś już nici. Ale i tak jesteśmy wszyscy zadowoleni z dzisiejszego dnia. Jeszcze tylko całkiem nietrywialne zejście ośnieżonym szlakiem z kokretną lufą po lewej, oczywiście już na żywca, miejscami jest naprawdę nieprzyjemnie. W Żlebie z Pańszczyckiej Przełęczy Wyżniej kupa śniegu. Szlak włazi pod ten śnieg, my postanawiamy skorzystać z klamry (niech żyją łańcuchy na szlakach!!) i zjeżdżamy w poprzek żlebu 50metrów na przeciwległą stronę żlebu.
Dalej bez specjalnej historii. Wieczorem Maciek (czyli golanmac) i Witek (czyli Rohu) obalają w Murowańcu nieprzyzwoitą ilość piw (ja dwa) i ustalamy drogi na dzień następny. Nieoczekiwanie spotykamy koleżankę Istebną któa właśnie wraca z wycieczki na Zawratową Turnię (a może Zamarłą?...). Z powodu dostrzeżonych płatków śniegu na planowanej uprzednio "Setce" rezygnujemy z niej i wybór pada na drogi po Zachodniej stronie Kościelców. Na pewno "Gnojek" - prosta, "kursowa" krótka trójeczka. Ale trzeba by czymś uzupełnić. Wybór pada na "Filarek Mączki" - dróżka na zachodniej ścianie Zadniego Kościelca, 90 metrów, III, ok 1h, według mastetopo G.Głazka "droga warta polecenia". Nie mamy wprawdzie schmatu, jedynie linię na mastertopo od G.Głazka, ale to przecież tylko 90 metrów trójki.
********
Prognozy podobne jak dzień wcześniej, więc pobudka 4 rano, ok 6.30 jesteśmy na Przełęczy Karb stąd ścieżką pod ścianę Zadniego Kościelca. Śniegu sporo. "Załupą H" leje się woda. "Nasz" Filarek też nie wygląda zbyt zachęcająco, ale przynajmniej wydaje się suchszy. Dolna ostroga filarka przypomina kupę gruzu zmurowanego na spoinę z traw i błota. Kruszyzna innymi słowy. No ale wiosną to w miarę normalne. Podchodzimy na niewielki trawniczek i szpeimy się. Podobnie jak wczoraj, mam prowadzić całą drogę. Pierwsze metry po ściekających wodą skałach przechodzę zabawiając się wyjmowaniem z drogi kamieni i głazów i zrzucaniem na śnieg poniżej, przynajmniej jak podejdę te dwa metry to mi nie wylecą spod nóg. Pokonuję bardzo ostrożnie dolną część ostrogi dochodzę pod spiętrzenie. Próbuję wbić haka na stanowisko. Jak wbijam haka, to głazy odsuwają mi się od siebie. Dokładam jeszcze w podobnie wyglądającą szczelinę frienda, zakładam taśmę za ruchomy blok, musi wystarczyć.
Chłopaki dochodzą do mnie. Maciek coś pyta czy aby na pewno dobrze robimy pakując się w ten nieco podejrzany "Filarek Mączki". "Co to jest - siedzi na ścianie i płacze" - pytam. "No, d..a nie taternik", odpowiada na znaną zagadkę i w ten sposób uzgadniamy, że należy kontynuować wspinaczkę. Na początek drugiego wyciągu zrzucam kilka głazów z okolic stanowiska i pakuję się w mokry kominek powyżej. Jest cokolwiek mokro, ale jakoś idzie. Po piętnastu metrach dochodzę do półki z "klincalem" który tkwi tu chyba od czasów autora drogi Janusza Mączki. Dobijam swojego i zakładam stanowisko, przy okazji rozważając sens kupowania lin dłuższych niż pięćdziesiąt metrów, jak dotąd nie robiliśmy raczej dłuższych wyciągów niż czterdzieści.
Chłopaki dochodzą do mnie klnąc na mokry i śliski kominek. Co dalej? Po lewej nad nami ciąg dalszy kominka, problem w tym, że tą wyższą częścią leje się woda, która odbija się od lewej części półki i spada w większości wodospadzikiem w przepaść. My stoimy po prawej stronie półki gdzie jest w miarę sucho. Oglądam kominek, ale nie wygląda zachęcająco, leje się jakieś dziesięć kranów, a stroju płetwonurka nie mam. Po prawej jest sucho i nie wygląda źle - idę w prawo. Sęk w tym że zaczyna się delikatną przewieszką ok 2-3 metrową. Pierwsza próba - obejść przewieszkę po prawej pochyłą półeczką. Problem w tym że drogę zagradza potęzny głaz leżący na półecze, ze 200-300 kilo jak nic. Dotykam go kontrolnie i oczywiście zsuwa się o centymetr. Wolę nie ryzykować taki głazior jak ruszy potrafi skasować nawet podwójną linę. Cofam się i atakuję przewieszkę na wprost. Lekko nie jest, ale przymiarka pokazuje, że nad przewieszką są dobre chwyty. Chwila odpoczynku i zgodnie z zasadą "na pewno się uda" śmiało ruszam zanim ręce stracą siłę. Przydał się trening na mojej "przydomowej ściance", kilka śmiałych ruchów i przewieszka pada dość lekko. Chwila odpoczynku na lepszych stopniach, zakładam jakiś przelot, raz jeszcze długo oglądam cieknący komin po lewej i płytę nade mną. Komin płynie a płyta nie wygląda strasznie. Ma jakieś 80% nachylenia i jakąś tam rzeźbę posiada, nie są to klamy ale tragedii też nie ma, byle nie zrobiło się trudniej. Problemem jest natomiast asekuracja, szczeliny jakieś słabe i kruche, bloki do założenia taśm wystają bardzo słabo. Przydają się taśmy Maćka z dyneemy, są tak cienkie, że nawet za minimalnie obłymi blokami wystającymi ze ściany daje się coś założyć. Idę bardzo powoli uważnie rozglądając się dookoła, co dwa metry stając nawet na trzy do pięciu minut w niewielkich stopniach na których trzeba kilka razy dopasować stopę by się nie męczyła. Uważnie rozglądam się w poszukianiu możliwości założenia przelotu, jest z tym naprawdę ciężko, adrenalina zaczyna dawać znać o sobie. "Może w prawo" słyszę z dołu. "A jak to tam wygląda?" pytam, bo będąc za przełamaniem filarka po prostu nie widzę. "Stąd wygląda, że łatwo". "OK spróbuję". Zakładam niepewną kostkę za małą szczelinę, macam chwyty i próbuję przewinąć się za przełamanie ściany. Za przełamaniem widać sporą trawiastą półkę na półtora metra, fajnie by było tam się dostać, tylko że ściana za przełamaniem jest niestety gładka jak cholera, trzymam się lewą ręką ostatniego dobrego chwytu po lewej i macam gładkość po prawej. I nagle w tej pozycji coś, chyba ruchomy kamień na którym stałem wyjeżdża mi spod nogi. Nie wiem jak utrzymałem równowagę, chyba objąłem Filarek Mączki uściskiem dłoni na tarcie. Powrót na z góry upatrzone pozycje i uspokajanie kołaczącego serca. P..lę nie idę tędy. Krzyczę coś zły do kolegów na dole, że wujnia z grzybnią a nie łatwo. Spróbuję wyżej. Podchodzę jeszcze dwa metry. Znajduję jakąś szczelinę - myśl zasadnicza - "kurczę, chyba da się wp...lić haka!". Zaczynam jednak od kostki włożonej nieco wyżej dla poprawy psychy na czas walenia młotkiem. Dąg! Dąg! - przyjemna muzyka, chociaż z fałszywą nutą świadczącą o kruchości skał wokół szczeliny, fragment skały nawet odłupał się od macierzy, ale pozostał przyciśnięty do niej wbitym hakiem. Poczułem się nieco lepiej chociaż tak nie do końca, kruchość skały wokół haka budziła pewną niepewność, jak odpadnę wytrzyma?. Kolejna próba pokonania kantu Filarka Mączki. Chwyty niezłe, ale znowu to samo, po drugiej stronie gładko a tym razem stoję już jakies półtora metra nad półką i żeby się na nią dostać będę się musiał obniżyć. Narazie wycof, postanawiam jeszcze poprawić sobie asekurację. Odczepiam z uprzęży moje wszystkie dwa frendy (oprócz tych frendów co to zostali na stanowisku :-) ) i wsadzam niezbyt pewnie w płytkie szczeliny na głową. Na słowo honoru trzymają dwiema krzywkami. Sięgam po taśmy by przedłużyć. Macam macam... Nie mam taśm! Co jest kurczę, przecież miałem multum taśm! Tracę spokój, który dotąd w miarę stabilnie mi towarzyszył, nie jest dobrze, musiałem jakoś zgubić te taśmy podczas manewrów niżej na przelotach. Bulwa, co za pieprzony Filar, nawet jak ujdę z życiem i zdrowiem, to stracę połowę sprzętu. Wuj, wpinam linę we frendy bez przedłużania. Atakuję przełamanie, staram się wybrać trochę luzu. Bulwa!! Przesztywniłem asekurację, lina w ogóle nie chce iść. CHYBA (takich rzeczy się tak łatwo nie pamięta) popadam w lekką panikę, jestem już solidnie zmęczony tym wyciągiem, stoję na słabych stopniach trzymam się jednego nie najlepszego chwytu, musze zejść na półkę znajdującą się pode mną, tymczasem nie mogę się ruszyć, bo lina mnie nie puszcza. Wolną ręką szarpię dwie liny. Trochę puściło. Szarpię dalej - nic. Znowu się cofać? Może i należało. Ale w akcie desperacji postanawiam jednak powiesić się w całości na maksa na lewej ręce i opuścić na półkę. Liny napinają sie i bezlitośnie ściągają mnie z pohyłej półki w czeluść. Chyba zamknąłem oczy... Leżę na trawie na półce. Ale to nie jest koniec, bo lina mnie z niej usiłuje ściągnąć. Szarpię linę delikatnie, nie chcę robić gwałtownych ruchów. Coś się odblokowało i uzyskuję jeszcze upragnione 20 cm luzu teraz mogę już leżeć na pochyłej trawiastej półce całym ciężarem i trochę sobie psychicznie odpocząć. Koledzy milczą, ja też. Nie wiem czy widzieli co przeżywałem, ale pewnie tak. Mimo wszystko muszę nieco poprawić moją sytuację bo mam przesztywnioną asekurację i ostatni słaby przelot z drugiej strony przełamania ściany, jak się pośliznę to skończy się niezłym wahadłem. Znajduję szczelinę, wbijam haka, robię w miarę pewny przelot - przedłużam go, chwilowo mogę się poczuć bezpiecznie. Nawet chyba nie rejestruję faktu, że taśmy których przed chwilą szukałem w niewygodniej pozycji jakimś cudem teraz odnalazły się wiszące na ramieniu tam gdzie zawsze powinny być, w takich chwilach myśli się czasem nieco tak jakoś dziwnie. Postanawiam zostawić tutaj młotek - żeby chłopaki mogli odzyskać chociaż tego haka.
Dobra co dalej? Teren jest już łatwy, ale półka jest w zupełnej ekspozycji a jest mokro, ślisko. Znam to, człowiek przejdzie kluczowe trudności, "oddtaje", następuje odprężenie, spadek uwagi... Mimo że obiektywna wycena kolejnych piętnastu metrów to coś jak 0+ z dwoma prożkami może za II, poruszam się niezwykle ostrożnie, co chwila przystaję wyciągam luz (o ile tak to można nazwać) jak juczny koń - przerzucając linę za ramię i ciągnąc całym ciężarem, gdy mam go tak z pięć metrów pokonuję dwa prożki. Koniec - nie daję już rady uciągnąć liny. Stoję już w raczej łatwym terenie ale o metr od czeluści po prawej. Lina krępuje ruchy. Podejmuję nieco dziwną decyzję. Zaczepiam taśmę o jakiś wystający kamień, po czym przyczepiam do niego liny i odwiązuję się od obu.... Uzyskuję jednak w zamian swobodę ruchu przyglądam się w poszukiwaniu szczelin, wystających kamieni... Coś czuję że za pięć metrów jest już koniec drogi ale postanawiam założyć stanowisko tam gdzie stoję. Trzy słabe punkty - dwie taśmy za niewiele wystające bloki, jedna niepewna kostka, wszystko słabe, ale zawsze to trzy punkty. Ciągnę linę. Słyszę łomot, chyba napięta lina zrzuciła do gleby fragment ściany, ale za to teraz znacznie lepiej się ciągnie. Wyciągam linę, przeciągam przez stan i z niedowierzaniem krzyczę "Mam auto!". Niesamowite, mam komunikację - słusze wyraźne "nie asekuruję". Wybieram luz, wpinam przyrząd, "Możecie iść". Przez dłuższy czas nic specjalnego się nie dzieje. "Wybierz" słyszę. Wybieram cały metr. Znowu dwie minuty przerwy. Słyszę jakieś krzyki ale nie rozpoznaję o co chodzi. Udziela mi się powoli spokój stanowiska... "Luuuuz"... Po jaką cholerę luz. No dobra luz to luz. "Drrrrń", dzwoni telefon. To Maciek. "Gruby, nie damy rady, dasz radę tu zjechać?". Myślę: "że co??". Owszem, gdzieś pod skórę obawiałem się czegoś takiego, ale sugestia, że teraz, stojąc pięć metrów od końca trudności, mając stanowisko z trzech punktów zupełnie w bok od chłopaków, nie mogąc za bardzo wybierać liny miałbym do nich próbować zjeżdżać napawa mnie niebywałym wstrętem". "Maciek - to nie jest możliwe!!". Toczy się trudna rozmowa. Ja i oni jesteśmy w zupełnie innej sytuacji, oni ślęczą uwięzieni w środku ściany, ja stoję o pięć metrów od końca trudności, pozostało zrobić kilka nietrudnych ruchów. Okazuje się że Witek nie dał rady pokanać przewieszki, Maciek też ma z tym spory problem. Zachęcam by jednak coś wymyślili, może przeprusikować? Drobny problem - Witek nigdy nie prusikował... Co gorsza - przewieszka jak przewieszka, ale jest jeszcze trawers-przewinięcie. Jak tam odpadnie to zrobi gigantyczne wahadło. "Maciek, przewieszka jest łatwa, puść Roha przodem, a na trawersie niech wepnie auto w twoją linę jakby szedł ferratą. A ty przeprusikujesz". Chwila milczenia w słuchawce. "Dobra coś wymyślimy." Maciek odłączył się. Chyba był zły. A może mi się tak wydawało. Sytuacja była nieco trudna. Ja tu, on tam, TOPR gdzieś w Zakopanem a pogoda.... zaczynała się robić mocno niepewna.
"Gruby! Wybierz Roha!". Ufff, idą. Wybieram metr. Wybieram kolejny - jest postęp. Mija chyba minuta gdy słyszę nieco nerwowy krzyk - "wybierz Roha". Wybieram - dobre cztery metry, hurra! Witek pokonał przewieszkę! Dalej kolejne wybierania, Witek porusza się coś jak metr na minutę, podobnie jak ja, ale jednak do przodu. Z pomocą patentu z lonżą i ferratką na linie Maćka pokonuje całkiem sprawnie niebezpieczny trawers. Naprawdę czuję ogromna radość gdy widzę czerwony kask wyłaniający się po drugiej stronie półki. Witek likwiduje haka - będziemy przerzucali linę Maćka z powrotem na drugą stronę Filarka. Jeszcze kilka minut i na stanowisku jesteśmy we dwójkę. Dzwoni Maciek tłumaczymy mu plan - wyniesiemy stanowisko o pięć metrów wyżej, zbudujemy mocniejsze, przerzucimy linę żeby szła pionowo i nie powinno być problemu z przeprusikowaniem. Ostatnie pięć metrów prowadzi w zasadzie Witek, zakłada stanowisko, ja dochodzę i je jeszcze trochę poprawiam z pomocą dwóch haków, przerzucamy linę na drugą stronę Filarka i my możemy już pooddychać wolnością a Maciek... Może iść. Na prusach. To idzie. Zgodnie z planem whodzi w prusy co dało się po naszej stronie zauważyć po momentalnie i nieco skokowo napiętej linie. Mijają minuty, mijają dziesiątki minut. Nie wiem ile to trwało, ale subiektywnie trwało to bardzo długo. Zaczynam się wręcz niepokoić czy coś się nie stało, ale co jakiś czas drgania na napiętej jak struna linie świadczą o ruchu po drugiej stronie. W końcu zza progu ściany wyłania się twarz Maćka. Nie wiem jak opisać jej wyraz, ale widać że chyba będzie się cieszył z tego że Filar Mączki właśnie się kończy. Mija jeszcze kilka minut zanim dociera do stanowiska. Rzuca coś w przestrzeń niezbyt cenzuralnymi wyrazami, deklaruje, że nigdy więcej na żadną trójkową drogę pana Janusza Mączki za żadne skarby świata się nie wybierze. Ze mnie i z Witka dawno już opadły emocje i ta wiązanka pieśni bojowych nawet brzmi dość zabawnie, chociaż prawda taka, że jeszcze dwie, godzinę temu byliśmy w dokładnie takim samym stanie i nijak do śmiechu nam nie było.
Maciek dochodzie wyżej do Witka, likwiduję stan siadamy w łatwym terenie i porządkujemy sprzęt. Jak to zwykle w takich sytuacjach odreagowaniu stresu towarzyszy małpi humor. O dziwo, przez kilka minut snujemy nawet jeszcze plany pokonania Grani Kościelców ruszamy nawet w stronę Przełęczy, ale niestety, bardzo niepewna pogoda i pierwsze grzmoty przekonują nas że właściwy kierunek prowadzi w dół.
I to w zasadzie koniec, więcej już nic ciekawego się nie zdarzyło. Wkrótce zaczął padać deszcz, Maćka pogonił Świstak, spóźniłem się na pociąg z Zakopanego do Warszawy, wspólna jazda w deszczu do Krakowa. A rano - do roboty.

Na Filarze Mączki pozostał obok chyba oryginalnego Klincala z 1966 roku, także jeden "nasz" hak (vka) - ten pierwszy z "psychicznego" wyciągu. (uwaga - to jest hak na zapychu ;-) ). Maciek się śmieje, że mam szczególny dar doboru haków które mają w ścianie zostać - znowu ten co został to jego (poprzedniego zostawiliśmy na Ostrym). I oprócz haka zwiędnięte uszy Filara, który musiał tego dnia wysłuchać niejednej "bulwy".
Wariant który zrobiliśmy na ostatnim wyciągu wyceniam na ok V, pewnie ktoś już tak szedł tylko się nie przyznał, przy czym trudne są dwa miejsca, przewieszka i przewinięcie, przesztywnienie liny niemal jak w banku.

(Zdjęcia wrzucę wieczorem)
*****
Nie ma tego niestety dużo. Bo ze mnie to taki fotograf niestety.
Obrazek
sobota - zjazdy z klamry na żółtym szlaku
Obrazek
niedziela - Rohu wyłania się na drugim końcu półki po pokonaniu trawersu...
Obrazek
niedziela - na przełamaniu ściany pojawia się nareszcie prusikujący Maciek
Obrazek
niedziela - Po pokonaniu Filara małpi humor, to teraz czas na Okapy Jungera...
Obrazek
niedziela - ostatnie stanowisko na Filarku, lina na sztywno dla prusikującego Maćka

_________________
Widzisz lewaka, nie stój z boku, reaguj!! Pamiętaj, lewactwo karmi się obojętnością i bezczynnością.


Ostatnio edytowano Wt cze 01, 2010 11:13 pm przez grubyilysy, łącznie edytowano 6 razy

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt cze 01, 2010 7:27 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn wrz 01, 2008 8:10 pm
Posty: 4694
Nie wiedzieć czemu Filar Mączki kojarzy mi się z filmem Jak utopić Profesora Mraczka. :)

Nie łatwo mnie wkręcić w klimat opowieści, ale to Ci się udało. Choć brakowało akapitow, gdy tylko zaczęła się właściwa akcja po prostu chciałem wiedzieć co będzie dalej. Wczucie się w klimat ułatwia mi fakt, że Golana i Roha udało mi się poznać osobiście. Do tego ten pierwszy urasta dla mnie na swoistego tatrzańskiego guru (ukłon Maćku). Opowieść ta ma więc dużo większy emocjonalny wydźwięk niż gdyby działo się to komuś innemu. Nie ma w tym absolutnie żadnego "odmitologizowania" bo Maciek widzi mi się całkiem normalnym szaleńcem, ale jest pewna nutka zrozumienia jaką po raz pierwszy gory zafundowały mi rzucając obok mnie niedawno głazem wielkości stołu. Dzięki takim relacjom można zrozumieć na jakie niebezpieczeństwo porywamy się czasem by moc być z nimi jak najbliżej. Za na prawdę zręczne przedstawienie tego klimatu dziękuję. Niedociągnięcia napiętnuję od razu, by nie było, że trzepię konia nad rozlanym mlekiem:


grubyilysy napisał(a):
"kurczę, chyba da się wp...lić haka!"


:mrgreen:

_________________
http://3000.blox.pl/html

"Listy z Ziemi" Twaina: poszukaj, przeczytaj... warto


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt cze 01, 2010 7:39 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): Śr sty 20, 2010 3:38 pm
Posty: 1827
Lokalizacja: Wolne Miasto Nowa Huta
Momentami traciłem oddech :D

_________________
Moje Tatry

Życie jest piękne. To ludzie są pojebani.

"Słabe stopnie są jak puszczalska dziewczyna. Jak im zaufasz to ci dadzą, a jak nie, to będą częściej zdradzały." - Mechanior


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt cze 01, 2010 7:48 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N mar 13, 2005 4:25 pm
Posty: 9935
Lokalizacja: niedaleko Wąchocka
No, nareszcie coś się zaczyna dziać.

_________________
Pamiętasz co obiecywała?


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt cze 01, 2010 8:07 pm 
Stracony

Dołączył(a): Śr cze 20, 2007 5:51 pm
Posty: 10096
Lokalizacja: Moszna
grubyilysy napisał(a):
Maciek odłączył się. Chyba był zły. A może mi się tak wydawało

Nie, nie byłem zły, po prostu się bałem ... bałem jak skur...yn.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt cze 01, 2010 8:11 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): N paź 23, 2005 9:18 pm
Posty: 2105
Wartościowa relacja. Świetnie obrazuje trudy wspinaczki wiosennej, a takich relacji u nas mało. Sporo osób nie miało jeszcze okazji zaznać tego typu doświadczeń - tym cenniejsza lekcja :wink:


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt cze 01, 2010 8:12 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Wt sie 05, 2008 5:48 pm
Posty: 882
grubyilysy napisał(a):
(Zdjęcia wrzucę wieczorem)

Wrzucaj, wrzucaj
:thumleft: Dobra robota na początek sezonu letniego :thumleft:

_________________
Zamarzną dłonie, nie zamarznie Godność :!:
www.staszek206.wordpress.com
www.lubczasopismo.salon24.pl/taternik.salon24.pl


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt cze 01, 2010 8:14 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn mar 05, 2007 8:49 pm
Posty: 6331
Lokalizacja: Kraków
Krótko mówiąc, na Filarze Mączki było naprawdę mrocznie.
Wszechobecna kruszyzna, woda wlewająca się niejednokrotnie do butów, do spodni i kapiąca po kasku. Duża część drogi przebiegała cieknącymi zacienionymi kominkami, a nie samym filarem, dlatego było tam wyjątkowo mokro.
Najtrudniejszy wyciąg, który pozwolę sobie nazwać "wariantem Grubego i Łysego" był krótko mówiąc przeje.bany.
Prowadzenie zajęło niesamowicie długo. Do końca nie wiedzieliśmy z Maćkiem co się dzieje z Grubym, bo przez większość czasu go jednak nie widzieliśmy. Właściwie to od kiedy zniknął za trawersem to czekaliśmy w niepewności. Prawie cały czas w milczeniu, dygocząc z zimna. Patrzyłem na ludzi zjeżdżających na dupach ze Świnickiej Przełęczy i bawiących się śniegiem na gorącym słońcu i mimo swojego naturalnego spokoju czułem się mocno niepewnie.
Widząc mękę Grubego w ścianie, który jest od nas na zdecydowanie wyższym poziomie wspinaczkowym zastanawialiśmy się jak my sobie z tymi trudnościami poradzimy.

I tu pewne sprostowanie. Maciek szedł jako drugi. Po kilku minutach prób i walki z przewieszonym fragmentem kominka zrezygnował. Gruby, nieco wyższy od nas był w stanie dosięgnąć chwytów nad kominkiem. Maciek niestety do nich nie sięgał i nie miał jak się z tego miejsca wydostać.
Ja nawet nie próbowałem, bo jestem podobnego wzrostu, a wspinaczkowo radzę sobie słabiej.
W końcu Maciek wpadł na pomysł z "żywą drabiną". Wszedłem w kominek, stanąłem Maćkowi na ramieniu i zdołałem dosięgnąć chwytów powyżej komina. Potem był już nieco lepiej. Stopnie i chwyty lepsze, ale bez rewelacji.
Doszedłem do trawersu, który był najtrudniejszym odcinkiem drogi, ale się udało. Ręce już powoli opadały ze zmęczenia i miałem dość.
Potem był już w zasadzie lajt. A poza tym świecące słoneczko dodawało optymizmu. W ciemnym kominie było zupełnie inaczej. Teraz widać w oddali było już łatwy teren i czułem niesamowitą ulgę.
Tylko ciągła myśl, że Maciek siedzi jeszcze na dole i walczy z zimnem i z perspektywą prusikowania nie dawała spokoju.
Jak w końcu pojawił się na górze to ryj mi się cieszył jakby mi ktoś w niego banana wkomponował.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt cze 01, 2010 8:23 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn wrz 01, 2008 8:10 pm
Posty: 4694
Golan - jaka była Twoja historia? Jak pokonałeś trawers bez "żywej drabiny"?

_________________
http://3000.blox.pl/html

"Listy z Ziemi" Twaina: poszukaj, przeczytaj... warto


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt cze 01, 2010 8:47 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn mar 05, 2007 8:49 pm
Posty: 6331
Lokalizacja: Kraków
Używając węzłów Prusika.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt cze 01, 2010 8:59 pm 
Stracony

Dołączył(a): Śr cze 20, 2007 5:51 pm
Posty: 10096
Lokalizacja: Moszna
Mazio napisał(a):
Golan - jaka była Twoja historia?

Myślę że jak bym się uparł, to przewieszkę bym pokonał. Strasznie deprymował mnie brak dobrej komunikacji z Grubym (a on nas słyszał dobrze, o dziwo). Bałem się że jak odpadnę, przywalę w śliskie płyty pod przewieszką i zrobię sobie krzywdę, po za tym co z Witkiem ? jeśli ja nawet jakoś przejdę, a on zostanie, to będziemy w naprawdę niezłej dupie.
Prusikowanie, odpadało, mieliśmy mało sprzętu, a Witek nigdy nie prusikował. Bałem się że próba pośpiesznego nauczenia zakończy się siłową szamotaniną i znaczną stratą czasu, którego z racji nadchodzącej burzy zbyt wiele nie mieliśmy, i stąd pomysł żywej drabiny.
Ja sam pokonałem ostatni wyciąg w całości na prusach, tkwiłem w tej mrocznej ścianie wystarczająco długo by zniechęcić się do wszelkich prób, klasycznego jej przejścia, po za tym lina została przerzucona "na wprost", z ominięciem trawersu, a górna połać ściany (którą koledzy omijali trawersem), zdecydowanie przekraczała moje możliwości.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt cze 01, 2010 9:06 pm 
Stracony

Dołączył(a): Śr cze 20, 2007 5:51 pm
Posty: 10096
Lokalizacja: Moszna
Kiepskie, bo to z komórki
Obrazek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt cze 01, 2010 9:10 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn wrz 01, 2008 8:10 pm
Posty: 4694
Pewne pojęcia stanowią nowość - przesztywnić asekurację brzmi co najmniej jak wpadka za pierwszym razem. Całe życie człowiek się uczy, choć "prusikowanie" nie kojarzy się mi już więcej z wozem Drzymały.

grubyilysy - też byłem na Kościelcu, ale nie było takich hardcorow :P

_________________
http://3000.blox.pl/html

"Listy z Ziemi" Twaina: poszukaj, przeczytaj... warto


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt cze 01, 2010 9:17 pm 
Stracony

Dołączył(a): Śr cze 20, 2007 5:51 pm
Posty: 10096
Lokalizacja: Moszna
Mazio napisał(a):
przesztywnić

Mówiąc najprościej, to jest wtedy, jak nie dasz rady ciągnąć za sobą liny :)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt cze 01, 2010 9:28 pm 
Stracony

Dołączył(a): N wrz 14, 2008 5:52 pm
Posty: 5846
Lokalizacja: Górny Śląsk
Cholera a dawniej wspinano się bez telefonów komórkowych.

(ale za to każdy w zespole miał młotek)


8)

B.

P.S.

Gratulacje i chwała !


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt cze 01, 2010 9:51 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 3:34 am
Posty: 14880
Lokalizacja: Ząbkowska, róg Brzeskiej
Basia Z. napisał(a):
...(ale za to każdy w zespole miał młotek)...

No widzę że czujna koleżanka wyłapała jeden z niuansów wycieczki. Otóż młotki miały być dwa, dla prowadzącego i ostatniego w zespole, drugi młotek miał zabrać Kiler. Sęk w tym że w ostatniej chwili okazało się, że nie jedzie. No i tak zostaliśmy z jednym młotkiem.
A propos komórek - coraz więcej wspinaczy używa wakie-takie i co tu dużo mówić ma to głęboki sens.

_________________
Widzisz lewaka, nie stój z boku, reaguj!! Pamiętaj, lewactwo karmi się obojętnością i bezczynnością.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt cze 01, 2010 9:52 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): Śr lut 16, 2005 8:51 am
Posty: 2378
Lokalizacja: Nowy Sącz
skoro to było na rozruszanie się to widzę piękny sezon przed wami :wink:

_________________
...energia musi eksplodować w momencie wykonywania zadania, ale cały czas trzeba ją mieć pod kontrolą...
http://picasaweb.google.pl/w.tatrach
gg: 1553749


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Wt cze 01, 2010 11:56 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr paź 28, 2009 1:10 pm
Posty: 670
Lokalizacja: zza miedzy
Chylę kornie czoła :) !!! bravo!

_________________
Bo ten, kto raz nie złamie w sobie tchórzostwa, będzie umierał ze strachu do końca swoich dni. A.S
" a mały lachon może być??" z cyklu znani i lubiani ;)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr cze 02, 2010 12:21 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn mar 05, 2007 8:49 pm
Posty: 6331
Lokalizacja: Kraków
grubyilysy napisał(a):
Po pokonaniu Filara małpi humor, to teraz czas na Okapy Jungera...

A zgadnij do kogo należy trzecie przejście tych Okapów :D


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr cze 02, 2010 7:24 am 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lut 18, 2009 5:05 pm
Posty: 929
Lokalizacja: Katowice
Ładnie Panowie. Początek mroczny, ale sezon dopiero sie zaczyna. Nareszcie coś będzie się dzieło.

_________________
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 6000 mnpm tym bardziej...


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr cze 02, 2010 7:34 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 03, 2005 1:09 pm
Posty: 22106
jck napisał(a):
Początek mroczny


Oni jak Hitchcock. Potem będzie trzęsienie Tatr :wink:

_________________
"Stary jestem, mam sklerozę, czas umierać" 09.IX.2006 - rozstaj dróg w Dolince za Mnichem

"Stałem się nowym użytkownikiem ale ten nowy też musi posta napisać"


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr cze 02, 2010 7:36 am 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Cz sie 06, 2009 5:37 am
Posty: 795
No pięknie, Panowie. Inauguracja sezonu, jak złoto. Po przeczytaniu Waszej relacji wczoraj, śnił mi się Zadni :shock: Gruby, bardzo obrazowo opisałeś akcję, dzięki za to, fajnie się czyta, choć układ treści faktycznie, mógłby być ciut inny ;)
Ciekawa byłam, jakie warunki na wspin panują w Wysokich, ale ztccz - mało interesujące :? Rzeźbienie w wodospadach niekoniecznie jest przyjemne, a w moim odczuciu, chyba jednak mało bezpieczne. Trzeba mieć jednak jajka i psychę, jak dzwon. Nie wspominając o umiejętnościach. Tym bardziej - szacunek.
Pytanie laika, ale techniczne: całość robiliście w baletkach? I drugie: jak wygląda teraz Grań Kościelców, jakie warunki?


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr cze 02, 2010 7:55 am 
Stracony

Dołączył(a): Pn paź 17, 2005 5:35 pm
Posty: 7568
Lokalizacja: z lasu
No, wreszcie coś się zadziało!!!! Przeczytałem z przyjemnością - gratuluję początku sezonu :)

Edit:
Rohu napisał(a):
walczy z zimnem i z perspektywą prusikowania nie dawała spokoju.

Za to przy prusikowaniu na pewno się rozgrzał, więc gdyby toto jakoś uśrednić - mogłoby się okazać, że było w sam raz ;)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr cze 02, 2010 8:14 am 
Stracony

Dołączył(a): Śr cze 20, 2007 5:51 pm
Posty: 10096
Lokalizacja: Moszna
Rohu napisał(a):
A zgadnij do kogo należy trzecie przejście tych Okapów

Będę strzelał - Janusz Mączka ?

Mooliczek napisał(a):
całość robiliście w baletkac

tak

Mooliczek napisał(a):
jak wygląda teraz Grań Kościelców, jakie warunki

Dobrze, dobre, śmiało można iść

Kaytek napisał(a):
Za to przy prusikowaniu na pewno się rozgrz

Rozgrzał to mało powiedziane. W ścianie było zimno i pochmurno, a jak zacząłem prusikować wyszło słońce. Ot taka złośliwość rzeczy martwych.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr cze 02, 2010 8:20 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 03, 2005 1:09 pm
Posty: 22106
golanmac napisał(a):
Ot taka złośliwość rzeczy martwych.


Czy Prusik ze śmiechu zaczął się w grobie przewracać ? :wink:

P.s. Minelismy się w Murowańcu o parę godzin.

_________________
"Stary jestem, mam sklerozę, czas umierać" 09.IX.2006 - rozstaj dróg w Dolince za Mnichem

"Stałem się nowym użytkownikiem ale ten nowy też musi posta napisać"


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr cze 02, 2010 8:30 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn mar 05, 2007 8:49 pm
Posty: 6331
Lokalizacja: Kraków
golanmac napisał(a):
Będę strzelał - Janusz Mączka

:brawo: :brawo: :brawo:
Ot, taki zbieg okoliczności.


Mooliczek napisał(a):
całość robiliście w baletkach?

Nawet zdarzało się przejść po kilkumetrowych odcinkach śniegu. Fajne uczucie :lol:


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr cze 02, 2010 8:36 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So lip 18, 2009 3:07 pm
Posty: 1641
Lokalizacja: MARCIN NH Kraków
No cóż, w końcu musieliście rozpocząć sezon.
Teraz już nie będzie się czym chwalić, bo co to za porównanie hehe

Piękna akcja!


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr cze 02, 2010 8:37 am 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Cz sie 06, 2009 5:37 am
Posty: 795
Rohu napisał(a):
Nawet zdarzało się przejść po kilkumetrowych odcinkach śniegu.

Gwiazdy tańczą na lodzie :D


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr cze 02, 2010 8:55 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn mar 05, 2007 8:49 pm
Posty: 6331
Lokalizacja: Kraków
Mooliczek napisał(a):
Gwiazdy tańczą na lodzie

Na mokrych trawkach było podobnie. Baletki pozbawione bieżnika to jednak nie to co buty trekkingowe.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Śr cze 02, 2010 9:34 am 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Śr sty 24, 2007 7:07 am
Posty: 708
Lokalizacja: Bielsko - Biała
No to ja lubię... to rozumiem!!! Fajnie rozpoczęty sezon.
Co do problemów z komunikacją też ostatnio wychwyciliśmy ten problem - jest to strasznie wu..wiające i chyba najlepszym wyjściem jest zakup wakie-takie. No chyba, że się ma darmowe do partnera.

Wielkie graty! :brawo:

_________________
http://kt-livetheadventure.blogspot.com/
http://picasaweb.google.com/KrzysiekTalik


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 54 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 7 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
cron
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL