Dobra, słuchajcie co wam powiem, W niedzielę pojechali my w Tatry, we trzech, Kiler, Rohu i ja, a że straszną górską robotę żeśmy se umyślili, więc i wyjechać trza było pierońsko wcześnie, i wyszło tak z tego, że nocą trza było leźć przez las ciemny, ino z latarkami na łbach, a powiem wam jeszcze że w tym lesie to zwierz jakiś wył strasznie i przez to, to my szli tak prędko, jak by nas kto gonił.
No ale dobra, przeleźli my w końcu przez ten las, pierońsko straszny, i wyszli my wprost na te chatę, zieloną i stamtąd dawaj wokoło kole stawu i hyc miedzy kosówki, tam mówię kamratom - „jak my ścieżkę znajdziem tak po ciemku”, a oni mnie na to „leźli my już tędy przecie, to i najdziem”, co było dalej, szkoda gadać, szukali my tej ścieżki, ale musowo gdzieś się schowała, więc siedli my na kamieniach co by świtu doczekać.
A jakie gwiazdy w nocy były, o to się powiedzieć wam nie da, Rohu, co to się na autach zna jak mało któren, od razu wypatrzył wielki wóz, i mniejszego szukał, ale jakoś nie tak mu szło, za to Kilerus Jowisza dojrzał, choć ja to nie wiem czy to Jowisz był, ale niech mu będzie że tak, no i żem na końcu ja znalazł tego woza małego, a co.
No i potem, to się jaśniej nam zrobiło, i od razu my się kapli, gdzie ta ścieżka jest, co to jej w nocy nie było i poszli my tą ścieżką, Kiler pierwszy, pobiegł wypatrywać czy zwierz jakiś lub zbójca się nie czai za kamieniem, tak i my go zaraz z oczu stracili. Długo tyż opowiadać ile my tam potu na tym podejściu zostawili, dość że w końcu pod ścianę my podeszli i drogę naszą zaczeli wypatrywać, a i dodać trza że my tam Polaków trzech spotkali, co to się pytali, czy tam po drodze to łańcuchy jakie są i czy mogą zdjęcie z nami sobie zrobić……………………….. No dobra, nie pytali się, ale napisałem i zostawię bo fajowsko brzmi.
Dalej nałożyli my garnki i leziem po tej drabinie, czytali my, że ona, znaczy drabina ta to z papieru, ale dzie tam, nie słuchajcie, normalnie jest z kamienia, i szeroka ona i nie stroma taka, a nawet fajna i szybko w górę się idzie. No i w końcu my doszli, na przełęcz co to po jednym księdzu ją nazwali, co w góry z muzykantami chodził i takie imprezy tam odwalał że nasze parkowce to by teraz poumierały ze złości jak by im kto tak w Tatrach zrobił.
Siedzim my se na tej przełęczy, żrem coś i tak se patrzym na te drogę naszą, a strasznie tak to ona wcale nie wygląda, choć wiadomo że jak co strasznie nie wygląda to pewnie jest i na odwrót. No i w końcu pojedli my, popili, kto chciał kupę postawił i poszli my dalej na tę nasze robotę.
Pierwsza turnia, to mówie wam, ona prosta jest, zachodzi się ją lekko z lewej i włazi na górę, ale za to dalej, o tam się ciekawie robi, bo ta druga za nią, to już taka prosta nie jest. Piszą że trza granią do końca i w prawo na dół, na żebro, ale dzie tam, tam śladu nie ma żeby kto łaził, a sypie się strasznie, to my myślim, co robić, no to Kiler na to że zejdziem niżej i żebro z boku weźmiem, no i polazł, a my za nim, ale niech go tam cholera, za te trawki co on lazł, a my, głupie za nim, oj powiem wam że miałem tam stracha trochę, ale w końcu my doleźli, a tam to tak jest, na środku komin, a z boku żebro pierońsko strome, komin za to jak cię mogę, no to my się powiązali, i dawaj.
Kiler polazł, ale patrzę się ja, stanął ryja drze, coś łapami szuka, źle myślę, cholera, załaź mówię, ale dzie tam ci on posłucha, zaparł się i wlazł i polazł jeszcze dalej, na sam szczyt. No to dawaj za nim, lezę i co tu gadać, żem się troszkę utrudził a to miejsce jedno, to tak ze cztery bym mu dał jak nic, a za mną to jeszcze Rohu lazł, oj poleciało trochę tych i owych, ale wlazł.
Tak se patrzę i jak by się uparł, to by z drugiej strony na nio chyba łatwo wlazł, no ale my grań, nie boki upatrzyli, to idziem dalej. A tam idziem, puszczać się na linie trza widzę, płyta pionowa, a z piętnaście metrów w dół, a dół ten wąski, a na boki to strach patrzeć tak wysoko. No i dawaj się spuszczać, pierwszy jadę, sznur cienki, ósemka, to prędko idzie jak diabli, a jak żem już zjechał, i się odmotał, to od razu na następną górę leźć zaczął, i wam powiem, ze ona też nie jest taka trudna, ot iść w górę i na boki nie patrzeć, tyle, za to zleźć z niej, to już trza mieć łeb nie od parady, tak my i wyszukali taki kominek, i my nim zleźli, a jak go zobaczyli z drugiej góry, to z ręką na sercu wam powiem że mało my się nie posrali.
Dalej z niej to my ruszyli na Szczyt Czarny, mówią że szybko, i prawdę mówią, bo pierońsko szybko my na niego wleźli, a tam trza było popas robić, bo te turnie to trzy godziny nam zabrały a i sił też trochę poszło. Tak jak my pojedli i odpoczęli, dalej się do dalszej drogi sposobić i naradzać się, jak iść, jo to żem jakąś ścieżkę nawet łatwą wypatrzył, ale Rochu ta cholera, to się uparł i musieli my granią złazić, a wiecie, ona to wcale nie miła jest schodzenia bo to kamienie luźne, a to trawa, ale i tak jakoś my zeszli, na te Czarną Przełęcz i tam znów popas, to mówię „a niech was cholera” i Se poszedłem sam, a co na Kołowy.
Co tu wiele gadać, na Kołowy to jest pierońsko łatwo, a ścieżka to jest taka że niektóre szlaki oznaczone to słabiej widać, tak i pisać nie ma o czem, bo w dwa kwadranse, nie pocąc się bardzo my na niego wleźli. Wleźć, wleźli, a tu schodzić trza, i tu wam muszę coś powiedzieć, jak kto wam każe schodzić z Kołowego ku Turni Modrej, to nie słuchajcie, bo się tam tak umęczycie, że opisać trudno, krucho tam diabelnie i stromo, no i kawał też jest, a przed Modrą, to myk jest inny, trza tam zejść z takiej ściany co stopni prawie nie ma, i dna chyba też i trawers zrobić co „ślad wieczny w głowie zostawia”, ale dalej to już łatwo jest na górę.
Później to już zupełnie łatwo, tak że nie mam co pisać wiele, ot zeszli my na przełęcz, a siedzieć tam nie było po co to od razu my na Czerwoną górę weszli. Ale nie mówiłem wam, a mi się przypomniało teraz, jak my na tej modrej byli, to nagle, jakiś krzyk okropny usłyszeli, no mówię wam ciarki po karku idom, jak się takie darcie słyszy, a wiecie co to było ? a chłop jakiś na Jastrzębiej polecioł, ale sznur go zatrzymał i dyndał on tam sobie, a że czerwoną kopotę miał to go widać z daleka było.
Dobra, żem się rozgadał, a tu dalej leźć trza, bo z Czerwonej, to jeszcze trza zejść do Kołowej, co by ścieżkę dla normalnych ludzi wyszukać, i tak po prawdzie to nie ma pisać o czym, tyle żebyście na takich brązowych płytach uważali, bo śliskie pierońsko i można się przewrócić.
Jak my dotarli do szlaku to od razu siedli, zjeść coś trza było i sił nabrać, bo okrutnie daleko jeszcze iść będziem. Tak jak my odetchli, tak poszli dalej, pisać nie ma o czem, bo tam to chłopy zwykłe chodzom i z dziećmi też, powiem tyle że szło się nie kiepsko i jakoś tak szybko poszło, ale że o tak zeszli, to nie, bo Rochu kostkę wykręcił, nie wstyd, bo umęczony strasznie był i po ciemku szedł, to się nie śmiejcie, bo i wam kiedy zdarzyć się tak może.
Na koniec to wam jeszcze powiem, że jak by kto leźć tam chciał, to niech lezie, bo robić będzie miał tam co to i się nie znudzi, tylko straszny kawał to jest, my szli prawie siedemnaście godzin, a przesz wolno nie łazimy.
No nic, kończyć trza, bom się rozpisał strasznie, a sklep mi zamkną i będę musiał do marketu leźć po ciemku.
Do widzenia.
Ostatnio edytowano Pn wrz 21, 2009 10:03 pm przez golanmac, łącznie edytowano 1 raz
|