Dzwoni budzik. Patrzę. 3:00. "K... nie wstaje." Poszedłem spać dwie godziny temu. Zmuszam się mimo woli do otwarcia oczu. Udaje się. Szybko robię herbatkę, ubieram się, zabieram plecak i rura na nocny autobus.
Na dworcu mam jeszcze ponad pół godziny czekania. Zimno. Trochę wieje. Ciekawe jak będzie w Tatrach. Pewnie jeszcze zimniej.
W autobusie trochę odsypiam nieprzespaną noc. Budzę się już przed samym Zakopanem. Jest jeszcze ciemno, ale widać zarys gór. Nie ma ani jednej chmurki. Na razie zapowiada się lepiej niż przewidywały prognozy pogody.
Około 7:20 jestem już w Kuźnicach. Zimno, jeszcze szaro. Bardzo nieprzyjemnie, całkiem pusto. Na szlaku do Murowańca spotykam tylko jednego biegacza. Że też mu się chce biegać w dresiku w taki mróz
Powoli się już przejaśnia. Między drzewami widać pierwsze promienie oświetlające Giewont i Czerwone Wierchy:
Nad Kasprowym jednak ciągle jeszcze widać księżyc:
Kiedy wychodzę ponad las już wiem, że opłacało się tak wcześnie rano wstać dla tych widoków. Babia majaczy na horyzoncie prawie jak Fudżi
:
Giewont już cały w słońcu:
W końcu tuż za Karczmiskiem ukazuje się mój dzisiejszy cel - Mały Kozi Wierch w dostojnym otoczeniu:
Na hali jest pusto i cicho. A już przecież po 8. Szybko podchodzę pod Czarny Staw:
Tu chwila przerwy. Coś przegryzam, piję ciepłą herbatkę. Czuję jak napływa gorąco w żyły. Ubieram raki i idę dalej. Staw zamarznięty, widać jakieś ślady przez środek, ale nie wiem jak gruby jest lód. Idąc samemu lepiej nie ryzykować. Obchodzę go na około.
Za stawem zaczyna się mozolne podejście na Zawrat. Według drogowskazu 1:55h. Zakładam, że powinno się udać wyjść w 2,5h. Ale wszystko zależy od tego czy szlak jest przetarty.
Podejście trochę strome, potem się wypłaszcza. Przechodzę nad Zmarzłym Stawem i w końcu widać Zawrat:
Wygląda jak na wyciągnięcie ręki, ale zdaję sobie sprawę, że to tylko złudzenie. Tu znowu pod górę. Coraz stromiej. Ktoś mozolnie podchodzi żlebem do góry. To narciarze. Cieszę się, że nie jestem sam w tej lodowej krainie:
Podejście dłuży się w nieskończoność. Liczę sobie kroki. 20 i przerwa na kilka głębszych oddechów. 50 i przerwa. Ciekawe ile uda się przejść bez przerwy. 60! Udało się! 80! Jest 100! Potem już gorzej. 60! 50!
Żleb robi się coraz bardziej stromy. Widać jak wiatr zwiewa śnieg z grani. na górze musi mocno wiać. Jestem trochę przemarznięty (zwłaszcza palce u nóg). Widzę na górze słoneczko i to mnie tam najbardziej ciągnie. W końcu dochodzę na Zawrat. Pięknie! Widoki zapierają dech w piersiach. Ale jest bardzo zimno. I ten mroźny wiatr. Nawet Słońce niewiele pomaga. Siadam na chwilkę, żeby odpocząć i coś zjeść. Jest 11:30. Wyszedłem szybciej niż przewidują letnie drogowskazy. Hurra!
Kilka fotek:
Moja dalsza droga wydaje się tak krótka:
Po paru minutach na tym wietrze przestaje czuć palce u rąk i nóg. Pojawiają się czarne myśli i chęć jak najszybszego zejścia na dół. Może lepiej zrezygnować dzisiaj z Koziego Wierchu. Mam dość tego zimna. Krople herbaty wylane z termosu zamarzają w powietrzu zanim spadną jeszcze na ziemię.
Ale wygrywam z chwilą słabości, szybko wyciągam czekan, chowam kijki, termos i ruszam w górę. Na grani dużo nawianego śniegu. Ale ścieżka przetarta, więc idzie się nieźle. Śnieg twardy, zmrożony, czekan dobrze się trzyma.
Po około 30 minutach docieram na Mały Kozi Wierch. Widoki piękne. I radocha, że się udało.
Żółta Turnia i Granaty:
Kościelec:
Świnica i Zawratowa Turnia:
Walentkowy Wierch i Przełęcz, a za nimi Liptowskie Kopy i słowackie Tatry Zachodnie:
Z tył Koprowy Wierch, Hlińska Turnia, Szczyrbski Szczyt, Hruby Wierch, Grań Hrubego i Krywań. Niżej: od Szpiglasowego po Gładki Wierch. A na pierwszym planie Kołowa Czuba:
Tatry Wysokie:
Kozi Wierch:
Mała reklama Grivela z Kozim Wierchem w tle
:
Widok na drogę powrotną:
Jeszcze chwila zachwytu górami i pora schodzić. Z Zawratu próbuję dupozjazdów, ale nie za fajnie mi to wychodzi. Najpierw jest dość stromo i bardzo szybko się rozpędzam. A niżej jest za dużo śniegu, żeby swobodnie zjeżdżać. W efekcie schodzę na dupie a nie zjeżdżam
. Ale i tak jest to znaczne skrócenie czasu zejścia.
Kiedy już jestem ponad Zmarzłym Stawem widzę kilka małych pyłowych lawinek zsypującyh sie po ścianach Zawratowej Turni. To efekt silnego wiatru. Nie są raczej groźne i zatrzymują się po kilku metrach w Zawratowym Żlebie. Ale widoczek piękny.
Nad Czarnym Stawem trochę ludzi. Przekraczam go tym razem w poprzek. Ścieżka przez środek jest już wyraźnie przedeptana, więc skoro tyle ludzi przeszło to lód raczej nie pęknie. Krótki postój w Murowańcu i szybko na dół przez Boczań.
Znowu podziwiam Babią Górę, tym razem w zachodzącym Słońcu:
W lesie znowu szaro i ponuro. W Kuźnicach jestem o 16.