macciej napisał(a):
A spytam Cię RAV z ciekawości jak wykorzystujesz GPS na paralotni?
Sposobów wykorzystania jest kilka:
1. Dokumentacja przelotów. GPS zapisuje mój ślad z wysokością i czasem na poszczególnych punktach. W ten sposób, po zgraniu śladu do komputera, wiem, jaką miałem wysokość maksymalną, przewyższenie, jaką pokonałem odległość (po łamanej lub prostej), w jakim czasie i z jaką prędkością poziomą i pionową. Program potrafi nawet określić kierunek i prędkość wiatru... Ślad można zgłosić na zawody internetowe, obejrzeć w postaci animacji lub nałożyć na Google Earth.
2. Trzymanie się dozwolonego obszaru. Mam mapę stref przestrzeni powietrznej, więc wiem, gdzie nie wolno mi wlatywać.
3. Parametry lotu. W okienkach nad mapą mam prędkość względem ziemi (z niej mogę wywnioskować, czy lecę z wiatrem, czy pod wiatr), odległość od startu (przeleciany dystans) lub punktu docelowego itp. Wysokości ani prędkości pionowej nie ustawiam, bo podaje mi je wariometr.
4. Orientacja w chmurach. W chmurach boję się tylko innych lataczy, a nie utraty orientacji. Na trasie przeważnie jestem sam, więc mogę sobie pozwiedzać cumulusa.
5. Ocena dolotu. W locie mogę wybrać planowane lądowisko i dostaję informację, jaką muszę mieć doskonałość (kąt szybowania), żeby tam dolecieć. W ten sposób mogę ocenić, czy dam radę tam dotrzeć bez noszeń, czy przyjdzie mi klapnąć gdzieś bliżej.
6. Po lądowaniu wiem, dokąd mam iść lub dokąd wezwać zwózkę.
macciej napisał(a):
Podobno wyznacza mu trasy dolotu gdzieś tam, prądy powietrzne, ściezki schodzenia itp.
Prądy powietrzne można wypatrzyć pośrednio, jak się zbliży mapę tak, że widać poszczególne "kółka" krążenia w kominie. Niektórzy z tego korzystają, ale ja krążę "na czuja" i "na wariometr".
macciej napisał(a):
Czy w paralotniowych zastosowaniach wprowadzenie GPS-ów okazało się rewolucją?
Zdecydowanie tak. Kiedyś przeloty dokumentowało się fotograficznie - pilot wiedział, że na punkcie zwrotnym jest np. charakterystyczny kurnik i miał mu zrobić zdjęcie z sektora znajdującego się z odwrotnej strony, niż trasa (żeby było wiadomo, że obleciał kurnik, a nie zobaczył go z daleka i poleciał do następnego punktu). W turbulencji robienie zdjęć jest trudne, czasem aparat nawalił lub w fotolabie pocięli kliszę, a pocięta już się do niczego nie nadaje. Czasem zdjęcie zrobiło się spoza sektora i też cały lot na nic.
Teraz masz wlecieć do cylindra wyznaczonego wokół punktu zwrotnego i pozostać w nim tak długo, żeby jeden punkt śladu był w cylindrze. Punkty mogą być wirtualne, istniejące tylko w GPSie, żeby nie szukać kurników po górach. Możliwe stało się organizowanie zawodów internetowych, bo sfałszowanie zapisu lotu jest praktycznie niemożliwe. Dzięki temu zawody przelotowe trwają cały rok i obejmują cały świat, a nie tylko ustalony czas i miejsce, gdzie akurat może właśnie padać deszcz.
No i w razie wypadku łatwiej określić położenie poszkodowanego. Kiedyś było mniej więcej tak: "jestem w lesie, a konkretnie na sośnie" i z taką informacją się delikwenta szukało. Teraz współrzędne sprowadzają ekipę na miejsce z dokładnością kilku metrów.
macciej napisał(a):
czy to tylko gadżety bez których spokojnie można się obejść?
Można się bez nich obejść, ale wygoda i bezpieczeństwo latania na tym ucierpi. Po Tatrach bez butów też można chodzić, ale co to za chodzenie?