Napiszę teraz
co działo się w ostatnich dniach pobytu w Tatrach by zakończyć relację... zdjęcia ostatnie później.
9 lipca 2011
Tego dnia wstaję o 3.00 i przy świetle latarki docieram do parkingu przy Wodogrzmotach Mickiewicza. Noc jest ciepła, nad Tatrami gwiazdy a nad Podhalem chmury. Na szczęście tym razem nie stoi tutaj samochód filancerii. Czuję się absolutnym pionierem na szlaku - na szosie do Moka nie ma żadnych ludzi i samochodów! Dochodząc ok. 4.30 do Moka widać jeszcze palące się na zewnątrz światła schroniska. Pomimo przepięknego wschodu słońca nikt nie wyszedł przed budynek o tak wczesnej porze. Szybko odbijam na szlak na Szpiglasową Przełęcz. Idąc sam mam okazję spotkać stojących 6 saren na szlaku, o godzinie 5.05 . Idą one kilkaset metrów w górę szlakiem , ja za nimi, coś niezwykłego. Takiej ilości saren jeszcze nie widziałem za jednym razem w Tatrach. Odbijają one wyżej, ale jeszcze poniżej rozstaju szlaków 1785 m , w tylko sobie znanym kierunku. Zakładam że niżej nie chciały przedzierać się przez kosówki
Piękny wschód słońca nad Tatrami Bielskimi. W okolicach godziny 6.00 rano przemierzam w pięknej scenerii Dolinę za Mnichem. Ostrzegają się przede mną 3 świstaki głośnymi gwizdami. Oczywiście żywej duszy aż do powrotu z Wrót. Idąc po drodze mam dobry wgląd w Galerie Cubryńskie , gdzie jeszcze sporo śniegu. Przed 7 rano osiągam
Wrota Chałubińskiego. Tymczasem moja Znajoma jeszcze sobie smacznie śpi w Roztoce. Muszę przyznać że jeszcze nigdy nie byłem tak wcześnie na przełęczy , która mierzy grubo powyżej 2000 m n.p.m. ...
. Widać ocienione jeszcze Stawy Ciemnosmreczyńskie na Słowacji. Pod imponującą ścianą Koprowego Wierchu, powyżej olbrzymich piarżysk zalega jeszcze smuga śniegu. Teraz trzeba podjąć dość trudną w sensie psychicznym decyzję, czy odważyć się na zejście na Słowację i dalszy etap, tj. próbę wejścia aż na Mięgusza. ( Nie polecam z tej strony ). Będąc tak wcześnie na wysokiej przełęczy i zarazem samotnie, mam dość komfortową sytuację. Schodzę więc w dół kilkadziesiąt metrów na południe, by następnie , jak nakazują w przewodniku - " podejść pod ścianę Cubryny , trawersując zbocza Ciemnosmreczyńskiej Turni i Zadniego Mnicha, jednakże z możliwie najmniejszą stratą wysokości ". W praktyce trawers ten przebiega na wys. 1950-1900 m i stopniowo schodzi się w dół, bowiem podstawa ściany Cubryny jest jeszcze niżej. Od razu trzeba nadmienić 2 rzeczy: 1) stary szlak przedwojenny z Wrót Chałubińskiego do Niżnego Stawu Ciemnosmreczyńskiego jest dobrze widoczny w terenie (!) ale zarazem jest b. zniszczoną, stromą i piarżystą percią. 2)Sam trawers w pełni bezpieczny nie jest, ponieważ występują tutaj strome trawki i głazy gdzieniegdzie , które niczego się nie trzymają. Trawy te bywają często śliskie, zwł. rano czy po deszczu a są to zbocza na tyle strome, że łatwo o skręcenie nogi czy nawet złamanie...Na dodatek złego brak jest już od samego początku w Dolinie Piarżystej zasięgu telefonii komórkowej. I to wbrew informacjom z książki M. Jagiełły gdzie niby w części tej doliny przy granicy zasięg ten niby jest. Jest natomiast zasięg w Dolinie za Mnichem. Wreszcie po 8 rano osiągam podstawy wysokiej ściany Cubryny, gdzie już tutaj nie brakuje płatów starego śniegu. Najgorsze tutaj jest to, że nie widać stąd wylotu żlebu z Piarżystej Przełączki, a to oznacza, że niejako na ślepo, nie znając warunków śnieżnych w żlebie, musimy podejść aż do jego wylotu. Podejście to jest niebezpieczne, bo wszędzie są koszmarne piarżyska, wszystko wyjeżdża spod nóg. Kijki teleskopowe zostały poważnie porysowane w tym gównie ..Staram się znajdywać możliwie największe i stabilne głazy, gdzieniegdzie ( bliżej Cubryny )są , ale raz stanąłem na takim wielkości dużego telewizora i zaczął się obsuwać...gdbyby nie mój błyskawiczny odskok w bok, to byłoby po nodze a na pewno stopie...Po wyczerpującym psychicznie i fizycznie podejściu pod ścianę Cubrynki ukazuje mi się koło godziny 9.00 wylot b. stromego ,
zdradzieckiego żlebu opadającego spod Cubryńskiej Przełączki. Wszystko tonie w cieniu, jednak widać że w najwyższej części żlebu jest słońce, a to oznacza, że do grani zostało tak niewiele niebezpiecznej jednak drogi...Podchodzę wyżej do śniegu leżącego w tym żlebie by ocenić sytuację. Jest tu bardzo stromo, jakiekolwiek potknięcie grozi co najmniej kilkunastometrową jazdą w dół po żwirach i kamieniach. Widać jednak zarazem, że osiągnąłem całkiem imponującą ( jak się okaże największą tego dnia ) wysokość, tj. 2250 m . Widać już nawet Świnicę, jak się okazało także Szpiglasowy ( a nie Kozi jak przypuszczałem ) Wierch, na zachodzie m.in. Bystrą i Zadnią Bystrą ( jednak skutecznie zasłania Baraniec, a myślałem że to właśnie on. Mimo to Baraniec istotnie widać z Rysów, ale nawet z Kościelca to znowu jest chyba tylko Zadnia Bystra 2163m zwana też Niżnią.) Widać niestety, że twardy jak beton i stromy b. śnieg , miejscami ponad półmetrowej grubości wyściela dno żlebu od niemal gładkich ścian Cubryny do Cubrynki, w górę pole tego śniegu zalega na długości ok. 50 m. Jest tu tak stromo, że nawet poślizgnięcie w najniższej części tego płata - oznacza pewną jazdę w dół. Pamiętając o "przygodach" na takich śniegach turystów, opisanych w "Wołaniu w górach" podejmuję decyzję o wycofie...Czuję się tak niepewnie, że nie wiem czy dam radę zejść bez konsekwencji po tych piarżyskach ruchomych w dół, a co dopiero forsować taki żleb, niemając raków i czekana, bez zasięgu telefonii...Oceniam do dzisiaj że sam czekan w tym miejscu to za mało, oprócz raków wskazane byłoby asekurowanie się liną w żlebie i towarzystwo 2 osoby w razie gdyby...
To miejsce bez sprzętu zimowego to zabawa w rosyjską ruletkę Szansę powodzenia próby ( jakikolwiek błąd oznacza śmierć ) oceniam na mniej niż 50% bez sprzętu. Czeka mnie karkołomne zejście w dół Doliny Piarżystej, i ten cholerny trawers w stromych trawach ( po drodze spotykam 11 kozic ) i szukanie Wrót Chałubińskiego...Stwierdzam , że nigdy więcej nie podejmę próby wejścia tędy na MSW czy Cubrynę. Piargi od wiosny do jesieni to tutaj jeden wielki koszmar, podejrzewam że podobnie jest przy dojściu do ściany Koprowego...Jedynie zimą można tutaj poruszać się w miarę komfortowo, o ile zagrożenie lawinowe nie jest znaczne. Ostrożnie schodzę w dół ( wielokrotnie siadam na tyłku i bez kijków teleskopowych to bym tutaj wyglądał ...) i dochodzę do trawersu. Okazuje się że trawersuję tym razem zbyt wysoko, muszę zejść kilkadziesiąt m by ominąć skały Kopy nad Wrotami , co jest stresujące bo upał coraz większy i czas leci...niemniej udaje się po 10 rano wyjść z powrotem na Wrota. Jestem więc "uratowany". Mimo już ludzkiej pory dnia nikogo nie ma jeszcze na przełęczy. Nadmienię że trasę próby mojego przejścia wysłałem z Polski sms-ami 3 kolegom, w razie czego . A miała ona wyglądać następująco: Wrota- Cubryńska Przełączka 2290 m- wygodny ponoć trawers na Hińczową Przełęcz 2323 m- ew. zdobycie Cubryny- obejście mięg. turniczki od południa i zachodnią granią na MSW. Gdyby wszystko wypaliło zgodnie z planem, na szczycie Wielkiego Mięgusza byłbym już przed 12.00 w południe. Niestety wiekopomna chwila nie nastąpiła...
Dopiero schodząc do Doliny za Mnichem, i będąc już za Stawami Staszica, spotykam pierwszych kilku turystów idących na Wrota, a jest już gdzieś 11.30 i upał niemiłosierny. Podejście na Wrota nadaje się do remontu, strome piarżyska tam gdzie nie ma ( a być powinny ) kamiennych schodów są niebezpieczne, jest tu b. stromo i łatwo o wypadek, poślizgnięcie ...Stawy Staszica są tak rozlane po 3 tyg. ulewach, że szlak jest pod wodą a obejście wydeptane prowadzi od strony wschodniej. Piękne są widoki koło południa na Tatry Bielskie. Przed południem dzwoni do mnie Turystka z Lublina, która wstała po 8.00 rano i w związku z pogodą postanawia wyjść gdzieś w góry, i już idzie w stronę Szpiglasowej Przełęczy. Chce bowiem zrealizować cel pt.
Szpiglasowy Wierch 2172 m . Spotykamy się więc po kilku minutach na rozstaju szlaków na Wrota Ch. i Szpiglasową . Odpoczywa tu już kilkanaście osób. Upał jest niemiłosierny. Trzeba się spieszyć bo po południu mają być w dodatku burze. Ja w sumie to jestem już bardzo zmęczony, ale idziemy bo żal takiej pogody. Niestety po drodze kończą nam się ostatnie zapasy wody, ale mili turyści ratują nas na tej pustyni gdzie źródeł niestety brak. Docieramy na tą Szpiglasową zdaje się grubo po 13.00 , chwilę później na szczyt i znowu widzę te Ciemnosmreczyńskie Stawy...Po drodze i ze szczytu udaje się zrobić kilka pięknych zdjęć, jak na Grupę Lodowego czy Krzyżne Liptowskie. Ruch jest tutaj mimo wysokości bardzo duży, co najmniej kilkadziesiąt osób na przełęczy i Szpiglasowym Wierchu - kolejny cel Znajomej zrealizowany
. Czarne chmury burzowe przykryły Wysoką, rejon Gerlacha i Koprowego. Trzeba się więc spieszyć zejść w dół, bo tam już na pewno leje. Jednak burza nie dociera do Doliny Pięciu Stawów Polskich, gdzie notuje się największe opady atmosferyczne w Polsce. Grzmi jednak niedaleko. Po drodze zatory na łańcuchach. Pomimo zagrożenia burzowego, późnej pory ( 15.00) b. dużo ludzi ryzykuje wejście na przełecz od Piątki. Wiele osób omija od zachodu zatory na łańcuchach, co w terenie piarżystym i stromym ( chociaż tutaj w porównaniu z Piarżystą jest łatwiutko ) nie jest odpowiedzialne. W końcu schodzimy na dno
Doliny 5 Stawów Polskich. Dopiero na potoku łączącym Czarny Staw Polski z Wielkim Stawem można uzupełnić zapasy wody. W dalszym ciągu znajdują się amatorzy Szpiglasowej, a już prawie 17.00... Dochodzimy do schroniska, jemy obiad i w dół do Roztoki. Dopiero koło 18.30 zaczynamy zejście czarnym szlakiem, a więc w Roztoce jesteśmy o 21.00. Pogoda tego dnia do samego końca , pomimo tego że straszyła ok. 14.00, to jednak wytrzymała. Jak łatwo policzyć, byłem niemal cały czas na nogach 18 godzin w Tatrach, co jest czasem niewskazanym ale i rekordowym. Znajoma rzekła w Dolinie Roztoki, że nigdy wcześniej nie widziała mnie w takim stanie.. Dwójka turystów z pokoju chciała coś wcześniej od nas ( chyba pogranie w coś ) ale słysząc hasło 18 godzin w górach, wręcz kazali nam iść spać i byli b. cicho...Chyba oni jeszcze takiej dniówki po prostu nie doświadczyli. Śpimy więc do 10 lipca do niemal 10 rano. Następny dzień jest upalny, a upał iście meksykański. CDN. Kolejna noc w
schronisku Stara Roztoka. Drewniane to schronisko z 1912 r jest jednym z najstarszych w Polskich Tatrach. Mi się podoba to schronisko - dobre położenie, niskie ceny, dobre jedzenie, fajni turyści tu zaglądają, świetna obsługa. A wady można przemilczeć przy takich zaletach. Bądź co bądź to nie jest hotel Śląski Dom czy Nosalowy Dwór .