Dołączył(a): Pn mar 05, 2007 8:49 pm Posty: 6331 Lokalizacja: Kraków
Podobno w dziale Relacji hula pustynny wiatr, więc zdecydowałem się coś tu wstawić
Któż zna i pamięta zespół Strajk z lat ’90? Pewnie niewielu. Jako intro do tej relacji polecam taki kawałek:
Mimo znikomej aktywności na forum, ciągle tu bywam i czuję, że zostawiłem tutaj swoje serce. Brakuje mi ludzi stąd, relacji, kłótni w offtopie, KEGu, JGB, itd.
Jako motyw przewodni śpiewa mi się coś z zupełnie innej beczki:
No więc: „Spotkałem się z kolegą, bo kolega jest od tego i wypada czasem spotkać się z nim”.
Z kolegą Kilerusem spotykamy się w Podbańskiej na parkingu kilka minut po 7. w chłodny sobotni poranek 2. października. Czuję cholernie niewyspanie. Gdybym mógł, chętnie bym się zdrzemnął. Dojazd tutaj zajął mi niemal 3 godziny. Musiałem wstać trochę po 3. w nocy. Chcąc się porządnie wyspać położyłem się do łóżka o 20:30. Niestety, nieprzyzwyczajony do tak wczesnego snu organizm o 23:30 powiedział radośnie „Dzień dobry” i już nie dałem rady zmrużyć oka. Trochę mało snu, żeby czuć się rześko, zwłaszcza gdy w tygodniu śpię zazwyczaj po 5-6 godzin. No, ale cóż. Kiler już jest. Nakręcony jak mechaniczna zabawka, zdejmuje rowery z bagażnika, kompletujemy sprzęt, dyskutujemy ile wziąć taśm, czy brać ekspresy, czy tylko kilka karabinków, itd. W końcu wybieramy minimalny i optymalny zestaw, 30-metrową linę i dzielimy to na dwie osoby. Dużo nie ma, ale mimo to czuję, że plecak waży niemal tyle co tornister mojej córki w pierwszej klasie szkoły podstawowej (no dobra, może trochę przesadziłem, ona nosi co najmniej 15 kg). Wreszcie niemal o 8. siadamy na rowery i jedziemy w górę Koprowej Doliny.
Trasa o długości 10 km ma jakieś 300-400 metrów przewyższenia. Poza kilkoma gorszymi odcinkami, gdzie trzeba na chwilę zejść z rowerów, jedzie się całkiem przyjemnie. Powoli, ale czuć, że to nie trasa po płaskim. Kawałek za miejscem gdzie kończy się droga gruntowa, nie da rady już za bardzo jechać. Rowery chowamy więc w lesie, przykrywamy gałęziami, przypinamy do drzewa i idziemy dalej pieszo.
Niebieski szlak na Wyżnią Koprową Przełęcz dłuży się niemiłosiernie. Pogoda nie rozpieszcza. Jesteśmy cały czas w gęstej chmurze. Miało być ładnie, ale chyba dzisiaj nic nie zobaczymy.
Nie wiem czy to braki kondycyjne, zmęczenie po jeździe rowerem, niewyspanie, starość, czy coś innego, ale na przełęcz dochodzimy w czasie dłuższym niż podają znaki. Czuję się zmęczony. Zastanawiam się jak będzie dalej. Przecież dopiero co zaczynamy wycieczkę. Po krótkim odpoczynku wchodzimy powoli na Koprowy Wierch. Schodzimy na bok i siadamy na dłuższą przerwę. Słyszę obok, jak jakaś kobieta mówi, że nie będzie czekać na słońce, widoki mają być dopiero po 15. Jakoś nie wygląda, żeby cokolwiek miało się przejaśnić. No, ale cóż. Nie jesteśmy tutaj dla przyjemności. Po dłuższej posiadówce, ruszamy powoli na północny-zachód. Grań jest stosunkowo łatwa, idziemy nią ściśle. Czasami ekspozycja jest spora. Czuję, że od tego odwykłem. Może to lepiej, że jest taka gęsta chmura. Nie chodziłem po czymś takim od ponad 7 lat.
Według opisu, po ok. 45 minutach powinniśmy dojść do uskoku grani. Czas ten wydłuża się. Idziemy chyba dosyć wolno, poza tym trzymamy się ciągle ostrza grani, mimo że widać wiele wygodniejszych obejść. Po ponad godzinie w końcu docieramy do uskoku. Schodzimy po stromych trawkach i skałach na przełączkę. Za nią unosi się kilkunastometrowa, niemal pionowa turnia. Trudności według przewodnika to II. Wiele razy przechodziliśmy takie drogi na żywca, ale teraz bez wahania wiążemy się liną i zakładamy stanowisko na przełączce. Żeby dostać się na turnię, trzeba cofnąć się i wejść na przeciwległą ścianę ok. 2-3 metry nad przełączką. Stamtąd zrobić duży rozkrok, stając jedną nogą na dachówkowatym stopniu na turniczce i przeskoczyć drugą nogą na tę turniczkę, szukając przy okazji czegoś, żeby się chwycić i nie gruchnąć na przełęcz, lub w przepaść po północnej stronie grani. Kilerowi zajmuje to kilka minut. Po kilkunastu słyszę z góry „Mam auto”. Po chwili słyszę, że mogę iść, zbieram więc stanowisko i wchodzę na uskok. Kiedyś pewnie to przejście nie zrobiłoby na mnie żadnego wrażenia. Teraz czuję jednak, że odwykłem. Stawiam jedną nogę na turniczce i trochę się boję. Stoję chyba parę minut w rozkroku, zanim decyduję się na ten przeskok. W końcu skaczę, łapię się jakiejś skały. Chwyty okazują się całkiem duże i pewne. Po paru minutach jestem na górze. Za wejście na turniczkę dostajemy piękną nagrodę. Chmury nagle zaczynają się obniżać. Nad nimi pojawia się Cubryna, Mięgusze, po chwili w oddali widać Świnicę, Kozi Wierch, Granaty, Miedziane. Jest przepięknie.
Po drugiej stronie turni zjeżdżamy jakieś 12-13 metrów na wąską eksponowaną przełączkę. Od zjazdów też odwykłem, ale kiedy zawisam w uprzęży i czuję że wszystko jest pod kontrolą pojawia się ogromny spokój i jednocześnie radość. Ależ mi tego brakowało. Zjeżdżam szybko na dół , wypinam linę z przyrządu i schodzę z linii zjazdu, żeby nie zawadzać Kilerowi. Po stromych, eksponowanych trawkach wchodzę na górę na grań. Widoki powalają na kolana. Jest coraz piękniej. Pojawia się widmo Brockenu. Ileż razy już je widziałem. Zastanawiam się tylko czy ta liczba jest podzielna przez 3
Sesja fotograficzna zajmuje nam chyba ok. godziny. Przy okazji jemy coś i odpoczywamy. Chmury są coraz niżej. W końcu odsłania się też druga strona.
Widać grań Hrubego, Krywań, potem Szpiglasowy Wierch i Zadniego Mnicha.
W końcu pora iść dalej. Wydaje się, że po turniczce na grani nie będzie już trudności i zaraz dojdziemy do jej końca. Nie do końca się to sprawdza, a grań dłuży się w nieskończoność.
Przy zachodzącym słońcu dochodzimy wreszcie do jej ostatniego spiętrzenia porośniętego gęstą kosówką.
Szukamy drogi zejściowej. Kosówka jest zupełnie mokra, po północnej stronie mokre, strome i bardzo śliskie trawki. Robi się nieprzyjemnie. Parę razy się ześlizguję. W końcu trafiamy na jakieś ślady drogi zejściowej i zaczynamy mozolne zejście z grani. Robi się ciemno. Schodzę krok za krokiem, częściowo ześlizgując się na tyłku lub plecaku po stromych trawach. Na początku trzymam się kosówki rosnącej wzdłuż zejścia, potem łapię krzaki borówki, trawki, cokolwiek, byleby nie zjechać. Do stawu jest ok. 300 metrów. Poślizgnięcie grozi zjazdem na sam dół. Kilkadziesiąt metrów nad stawem jest już zupełnie ciemno. Nie widać nic pod nogami. Wyciągamy czołówki. Teraz przez piarżysko i wanty trzeba dotrzeć jakoś do stawu omijając gęstą kosówkę. Gdyby nie komórka z mapą, byłoby ciężko. Ach, ta technika. Kiedy ostatnim razem byłem na offroadzie nie miałem jeszcze takich zabawek. Przebijamy się niewyraźną ścieżką przez gęstą kosodrzewinę, przechodzimy przez strumień i w końcu po kilkudziesięciu minutach, w zupełnie mokrych butach docieramy do szlaku. Jest już prawie 20. Dookoła pustka. Dojście do rowerów zajmuje nam jeszcze niespełna godzinę. Odszukujemy je w lesie. Schodzimy do szlaku. Włączamy czołówki na maksymalną moc i zjeżdżamy na parking. Dłonie drętwieją od zimna. W stopy w przemoczonych butach też robi się bardzo zimno. Temperatura wynosi ok. 0 stopni. Zamarzająca trawa skrzy się w świetle czołówek. Przez całą drogę śpiewamy, dzwonimy dzwonkiem i gwiżdżemy, żeby nie wpakować się z nienacka na jakiegoś miśka. Zjazd do parkingu zajmuje nam dwadzieścia kilka minut. Jest pięknie. Po niemal 14 h wracamy do samochodów, pakujemy rowery i rozjeżdżamy się w swoje strony. Przez całą drogę chce mi się spać, czuję zmęczenie, ale też wielką radość i ochotę na więcej. Brakowało mi takiej wycieczki i czuję że muszę wrócić w góry. Tyle jest jeszcze miejsc, których nie widziałem, dróg którymi nie szedłem. Do domu wracam około pierwszej w nocy. To były piękne 24 godziny mojego życia.
Dołączył(a): Pn mar 05, 2007 8:49 pm Posty: 6331 Lokalizacja: Kraków
golanmac napisał(a):
Ten z tą broda to kto?
Pytasz o tych dwóch leśnych dziadków spotkanych po drodze, którzy mają zasłonięte oczy na zdjęciu, bo nie wyrazili zgody na publikację wizerunku? Plotki głoszą, że to sam legendarny Svirvir (l. 41 ) i jego kompan Valis (l. 47).
Dołączył(a): Pn mar 05, 2007 8:49 pm Posty: 6331 Lokalizacja: Kraków
kefir napisał(a):
Rohu to starość. Ale KEGi chyba nie patrzą na pesel Fajnie znowu poczytać relację z Waszych akcji.
Coś tam jeszcze trochę chodzimy, ale ja w Tatrach ze 2-3 razy w roku maksymalnie się pojawiam na jakimś prostym szlaku. Od paru dobrych lat się nie wspinałem, więc ciężko było wrócić. Starość, nie radość, ale jeszcze nie mówię nie dla powrotu do jakiejś łatwej wysokogórskiej działalności.
Bardzo ciekawa relacja z mało popularnej grani - pierwszy raz zresztą czytam z niej relację. Ale niektóre zdjęcia to jakbym już gdzieś widział
Kiedyś się zastanawiałem nad wycieczką na tę grań, ale nie potrafiłem podjąć decyzji czy jest sens obciążać dodatkowo plecak na tę jedną paliczkowatą turniczkę (dochodziłem do wniosku, że to byłoby coś jak wycieczka na Grań Banówki ze szpejem tylko po to, żeby wyleźć na Igłę w Banówce i potem się z niej ewakuować). Pewnie trudno może być Wam to ocenić, biorąc pod uwagę dłuższą przerwę od gór, ale w Waszej opinii ta II to raczej z tych łatwiejszych, jak Durny z Klimkowej (o końcówce Martinki nie wspominając) czy raczej "mocne" II?
(Wiem, że można łatwo obejść, ale nie o to chodzi, żeby pomijać najbardziej wyrazisty punkt grani.)
Patrząc po godzinach wykonania fotek to na zdjęciach z Mięguszami powinienem być gdzieś w okolicy głównego wierzchołka MSP albo już na zejściu w kierunku Pośredniej Mięguszowieckiej Ławki, nawet sobie zrzuciłem te zdjęcia i powiększyłem, ale niestety, nawet jakiegoś zarysu postaci dostrzec nie potrafię.
No a co do starości to nie przesadzajmy - wnioskując po jednym z najbardziej aktywnych tatrzańsko-alpejsko forumowiczów (Damianie) to prawdziwe górskie życie zaczyna się (zacznie się) po czterdziestce
No a co do starości to nie przesadzajmy - wnioskując po jednym z najbardziej aktywnych tatrzańsko-alpejsko forumowiczów (Damianie) to prawdziwe górskie życie zaczyna się (zacznie się) po czterdziestce
No a co do starości to nie przesadzajmy - wnioskując po jednym z najbardziej aktywnych tatrzańsko-alpejsko forumowiczów (Damianie) to prawdziwe górskie życie zaczyna się (zacznie się) po czterdziestce
Z każdym rokiem coraz intensywniej
Heh, no u mnie podobnie - bo czasu coraz mniej i dramatyczna świadomość tego faktu każe intensyfikować i przyspieszać . A od Damiana nawet odrobinę starsza, niestety .
Dołączył(a): Pn mar 05, 2007 8:49 pm Posty: 6331 Lokalizacja: Kraków
Co do sprzętu, to mieliśmy zupełnie minimalistyczny zestaw. Mniej więcej wyglądało to tak: - lekka lina 30 m (jedna żyła) - kilka taśm z dyneemy - 3 kości - 2 małe friendy - 2 ekspresy - HMS na stanowisko Myślę, że na osobę wyszło po OK kilogramie lub nawet mniej + sprzęt osobisty (uprząż, przyrząd, 2 HMS-y, prusik).
Trudności II nie były jakieś wymagające. To zaledwie kilka ruchów II po wejściu na filar. Jedynie psychiczny był sam moment przeskoku z jednej strony uskoku na filar. Dla mnie było to trochę stresujące, bo odwykłem od takich rzeczy w ekspozycji. Kiler coś tam jeszcze działa w górach, więc on to przeszedł bardzo szybko i bez większego stresu.
Rambubu napisał(a):
Patrząc po godzinach wykonania fotek to na zdjęciach z Mięguszami powinienem być gdzieś w okolicy głównego wierzchołka MSP albo już na zejściu w kierunku Pośredniej Mięguszowieckiej Ławki,
Widzieliśmy kogoś zarówno na Mięguszach jak i na Cubrynie. Po zmroku widać było jeszcze światła czołówki gdzieś na grani, ale już nie pamiętam w którym miejscu (chyba na grani Cubryny i gdzieś w okolicach Szpiglasa). Kilka osób schodziło też z okolic Wrót do Ciemnosmreczyńskiego Stawu.
Startowaliśmy z Koprowego ok. 13:30, rozchmurzyło się po 15. Do stawu zeszliśmy chyba ok. 20.
Co do wieku, to podobno w życiu każdego mężczyzny przychodzi kiedyś kryzys 40-latka. Trzeba sobie wtedy udowodnić, że się jeszcze może, ma się siły, doświadczenie, itd. Kto wie, może już niedługo i mnie to dopadnie
Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 3:34 am Posty: 14940 Lokalizacja: Ząbkowska, róg Brzeskiej
Rohu napisał(a):
Co do wieku, to podobno w życiu każdego mężczyzny przychodzi kiedyś kryzys 40-latka. Trzeba sobie wtedy udowodnić, że się jeszcze może, ma się siły, doświadczenie, itd.
Ściślej - po 40tce to jest w zasadzie już taki "kryzys permanentny", tylko "cele do udowodnienia" z czasem robią się coraz skromniejsze. Mój kolega złośliwie skomentowałby to tak:
Dołączył(a): Pn mar 05, 2007 8:49 pm Posty: 6331 Lokalizacja: Kraków
grubyilysy napisał(a):
Ściślej - po 40tce to jest w zasadzie już taki "kryzys permanentny", tylko "cele do udowodnienia" z czasem robią się coraz skromniejsze.
Jak to mawiała moja znajoma: "Czas i życie pokażą." W góry staram się powoli wrócić już od dobrych 3 lat. Tylko póki co były to głównie Beskidy. W zeszłym roku o ile dobrze pamiętam wyszło mi coś koło 28 dni w górach (z uwzględnieniem krótkich rodzinnych wycieczek), w tym mniej, bo na początku roku więcej jeździłem na rowerze. Teraz znowu w drugą stronę. Rower stoi i się kurzy od 15. sierpnia. Za to byłem na kilku pieszych wycieczkach. Oby nie zabrakło sił i czasu na więcej.
Dołączył(a): Pn mar 05, 2007 8:49 pm Posty: 6331 Lokalizacja: Kraków
Nie mam przewodnika WC, ale wycena IV za to wejście wydaje mi się jednak naciągana. Chyba, że wycena dotyczy wejścia na filar bezpośrednio z przełączki, bez przeskoku na turnię z drugiej jej strony. Wówczas można się tam doszukać IV, bo dół wydaje się nawet lekko przewieszony (pierwsze 2-3 metry), które według WHP pokonuje się tym właśnie przeskokiem. Na zachodnią stronę zjeżdżaliśmy, więc nie jestem w stanie obiektywnie ocenić trudności, ale wydawało mi się, że jest tam co najmniej II-III. Niestety nikt z nas nie zrobił żadnych zdjęć w tym miejscu
Chyba ze mną już jest bardzo źle, bo dopiero po ponad miesiącu się zorientowałem, ze jest relacja.
Wycieczka była super. taka oldskulowa.
Rohu napisał(a):
Kiler coś tam jeszcze działa w górach, więc on to przeszedł bardzo szybko i bez większego stresu.
Kiler nie działa, tylko akurat był po pierwszej prawdziwej wspinaczkowej wycieczce od czterech lat, która akurat tak się złożyło, że była bardzo mocna (Madness motywator ). Ale zaczałem łazić trochę też kondycyjnie. Biorę psa i robię szybki wypad w góry. Generalnie zapierniczam wtedy. Typu z domu na Błatnią i z powrotem w dwie godziny.
Turnia za IV na pewno nie była. II to jest, moim zdaniem, dobra wycena.
PS. Zdjęć jeszcze nie wywołałem, ale zerknę może nawet jutro.
_________________ http://naszczytach.cba.pl/Aktualizacja 2023 - nowe: Góry Skandynawskie, Taurus w Turscji, Alpy Julijskie, Kamnickie, Ennstalskie, Tatry Bielskie, Murańska Planina, Haligowskie Skały i wiele innych. Zapraszam