Długo nic nie pisałem, a kilka przygód tatrzańskich się uzbierało
W maju łaskawcy w końcu pozwalają wejść do TPN, Słowacja zamknięta, w górach jeszcze sporo śniegu i to typowo wiosennego, breja i możliwość miejscowej penetracji zasp po jajka
Trekking jakoś nas nie kręci, trzeba wymyślić coś lekko wspinaczkowego z południową wystawą by śniegu nie było. Pada na Zadniego Mnicha i jego zachodnią grań. Pogoda może nie ma być rewelacyjna, tylko 4h nasłonecznienia w godzinach popołudniowych, dlatego nie spieszymy się by wstrzelić się w to okienko. W czwórkę mkniemy na Moko.
Z Włosienicy cel wydaje się na wyciągnięcie ręki, chłopaki wyposzczone włażą na wszystkie kamienie po drodze
Około 15min przed schroniskiem zaczyna padać i to coraz intensywniej, docieramy na taras schroniska skropieni majowym deszczem, czekamy aż deszcz przejdzie, schronisko zamknięte, izotoniki trzeba nosić ze sobą.
Po dziesięciu minutach deszcz przechodzi, ciśniemy zatem w kierunku Dolinki za Mnichem, o odwrocie nie ma mowy.
Po drodze kilka płatów śniegu do przejścia w tym jeden bardziej czujny, ale cały czas idę w butach trailowych, dopiero na progu dolinki gdzie trzeba zejść ze szlaku zmieniam buty pod półautomaty, zbędny szpej zostawiamy w kosówce, kierunek Mnichowa Kopa.
Dojście na Mnichowe Plecy idzie sprawnie, choć śnieg nie ułatwia podejścia, raz beton, raz wpadka po kolana, ale widząc poprawę pogody nie zwalniamy tempa.
I jest, w końcu, On, granitowy, smukły, strzelisy, dzida jak się patrzy
Mnich traci na atrakcyjności z tej strony.
Wchodzimy na południowe zbocze Mnichowej Kopy, zupełnie wolne od śniegu. Tutaj rozkładamy bazę, konkretniejszy popas, ubieramy szpej i zostawiamy zbędne rzeczy, na lekko idziemy w stronę Ciemnosmreczyńskiej Przełączki.
Pogoda jest po naszej stronie a warun jak na Vallee Blanche
Mały trawersik pod ścianą do żlebu.
I dość stromym żlebem, szczególnie w górnej części na przełączkę,
Sznurek idzie w ruch, grań ma wycenę III, więc nawet można by to przeżywcować, ale my robimy sobie po długiej przerwie trning sprzętowo-operacyjny.
Michał idzie pierwszy, pierwszy wyciąg i 40m liny poszło, koniec wyciągu jest na wygodnej dużej półce, na tym wyciągu jedno trudniejsze miejsce po płycie z pęknięciami.
Drugi wyciąg jest o wiele krótszy i szybko stajemy na szczycie.
Pandemia, więc maseczki obowiązkowe
Chwilę stoimy, focimy i motamy zjazd.
Zjazdu jest ponad 40m, miejscami po pionowej ścianie, więc zdarza się nawet wisieć w uprzęży bez kontaktu ze skałą.
Szybko stajemy wszyscy na Przełączce pod Zadnim Mnichem.
Zejście w dół równie strome jak podejście od drugiej strony.
Wracamy do bazy, zdejmujemy zabawki, zbieramy majdan i powoli schodzimy do Moka, po drodze oczywiście kilka spektakularnych upadków i nagłych zniknięć w topniejącym śniegu przerywa monotonię powrotu do cywilizacji.
Byliśmy jedyni tego dnia na Zadnim, na Mnichu działał chyba tylko jeden zespół, sporo osób szło na Szpiglas, kilka na Wrota Chałubińskiego. Na Palenicy jesteśmy nieprzyzwoicie wcześnie jak na nas bo o 18. Fajna dzida zaliczona, jeszcze tam wrócimy bo kilka ciekawych dróg jest tam do przejścia.