Witam po niemałej przerwie.
Ostatnie lata stały pod znakiem ciągłej gonitwy za cyfrą we wspinaniu sportowym. W pewnym momencie wieczna napinka zaczęła mnie męczyć - lepiej jechać w Tatry niż wisieć przez 5 wyjazdów w Mamucie z mikroprogresem. Chcąc wrócić 'do korzeni' wybrałem to co w Tatrach lubię najbardziej - granie.
Jako, że główna grań to dla mnie cel nadrzędny postanowiłem wybrać się na pierwszą legalną jej część z założeniami:
- idę ściśle kiedy tylko mam na to ochotę
- nie kozaczę
- nie wychodzę ze strefy komfortu
- na lekko
- nic na siłę, gdzie dojdę i poczuję, że dość tam schodzę.
Relacja oparta jest na sporej ilości zdjęć, korzystałem z przewodnika W. Cywińskiego "Główna Grań Tatr".
Planowo chciałem wyjść z Tatrzańskiej Jaworzyny i iść Doliną Zadnich Koperszadów, po dojechaniu na miejsce okazuje się, że parking zamknięty. Zostawiam jednak samochód na poboczu obok ostrego zakrętu i ruszam. Po kilku chwilach napotykam zamknięty szlaban z zakazem wstępu z powodu powalonych drzew.
Szybki look na mapę i zostaje jedna rozsądna opcja - wyjście od drugiej strony przełęczy.
3.12 wychodzę z Kieżmarskich Żłobów, zarzucam mocne tempo, jak zwykle porównując się do czasów mapowych. Jak tylko udaje mi się zejść w okolice połowy mapowego uznaję to za zwiastun dobrej kondychy. 5.00 jestem na Wyżniej przelęczy pomiędzy Kopami, w między czasie zahaczając o Biały Staw - całkiem nieźle myślę sobie.
Niezbyt długi popas z powodu mocnego wiatru i widoczności do 30m, myślę sobie, zajebiście się zaczyna.
Pierwsza cześć Koperszadzkiej Grani to jak później się okazało najmniej przyjemna cześć tej trasy. Lawirowanie w mokrej kosówce po pachy trochę mnie deprymuje, jakoś udaje sie przejść i wchodzę w pierwszy skalisty teren. Idzie się średnio, nie czuje się pewnie w przemoczonych butach na śliskiej skale, pogoda dupówa, na dole coś tam widać ale ogólnie wszędzie zakurzone. Przechodzi mnie myśl, że skończę imprezę na Jagnięcym...
Na wysokości 2080m w ciągu 5min pogoda sprawia mi niespodziankę.
Słońce wreszcie pozwala się ogrzać stąd krótka przerwa na bułkę. Grań spiętrza się coraz bardziej im bliżej jesteśmy szczytu, w końcowej części pojawiają się miejsca jedynkowe jednak idę już pewnie, szybko wróciłem do formy z przed lat.
Po kilku chwilach jestem na Jagnięcym.
Koperszadzka Grań w całości.Widoczek przedni, rozchmurzyło się niemal całkowicie. Plan minimum założony w domu - Kołowy wydaję się odległy, nie mówiąc o Czarnym Szczycie czy Baranich Rogach. Cykam panoramę i zbiegam szlakiem w dół, odpuszczając Grań Townsona.
Mijam Kołowy Przechód i idąc poziomą łatwą granią robię dłuższą przerwę na Kołowej Przełęczy. Czas wysuszyć skarpetki.
To co za mną:
I przede mną:
Można powiedzieć, że zaczynamy zabawę. Podchodzę pod spiętrzenie Czerwonej Turni widocznej na zdjęciu, Cywiński karze iść z prawej omijając wierzchołek zachodem na Modrą Ławkę i potem wrócić kilkadziesiąt metrów na szczyt. Postanawiam jednak pójść na wprost, wygląda to wkaszalnie.
Po kilkunastu minutach jestem na Czerwonej T. Pogoda dopisuje na dobre.
Jagnięca Grań.Widoczek do tyłu:
I do przodu:
Łatwe zejście z Czerwonej T. doprowadza na Modrą Ławkę skąd również łatwo (0+) na Modrą Turnię.
Widok z Modrej Turni w kierunku Czerwonej Turni.
Zejście na Kołową Szczerbinę można uskutecznić na dwa sposoby: 10m po prawej stronie grani i kruchy trawers do żlebu i nim na przełączkę lub wprost granią w dół na przełączkę. Oba warianty za II, a z racji, że co lite to lepsze to wybieram opcje nr 2 schodząc w kilka min bez większych problemów.
Zejście i przełączka:
Z szczerbiny ściśle jedynkową granią przez Kołowe Czuby wychodzę na Kołowy Szczyt. Widoczki ekstraklasa, plan minimum zrealizowany więc czas na nagrodę.
Kołowe Czuby?Baranie, LodowyZejście z Kołowego na Czarny Przechód jest nieco kruche jednak bez trudności.
Jedynkowa grań na Czarny Szczyt jest dość zajmująca w swojej wycenie, na szczęście lita i przyjemna z dziwnymi formacjami.
Bielskie w przedpołudniowym słońcu prezentują się zdecydowanie korzystniej.Dolina Jastrzębia.Robię dłuższy popas na Czarnym Szczycie i rozważam co dalej. Godzina wczesna - 8.30, mam za sobą 3h 20min trasy, czuję się dobrze i do wieczora daleko. Papirusowe nie wyglądają hardo, nie ma chyba jakiejś spektakularnej lufy więc myślę - spróbuję, najwyżej zawrócę na Czarny i zejdę łatwo do Dzikiej Doliny. Chowam lustrzankę do plecaka i napieram.
Początkowo mam problem ze znalezieniem zejścia na Papirusową Przełączkę. Według Cywińskiego jest to 5min i 0+, odczułem na pewno trudniej ale zszedłem bez większych problemów.
Papirusowa Przełączka.Z przełączki lustruję ściankę Wielkiej Papirusowej T i wybieram wyjście grzędą (II) z prawej strony zamiast kruchego kominka z lewej (II). Lufa większą ale jak mówiłem, wole V w litym niż II w kruchym o czym za chwilę.
Łatwo wychodzę na szczyt i od razu schodzę łatwą ale czujną granią (I) na Pośrednią Papirusową Przełączkę.
Pośrednia Papirusowa Turnia już w dołu wydaje się ciężej dostępna.
Idę sprawdzić co i jak. Komin po lewej kruchy i parchaty. Wychodzę ścianką (II) na półkę po prawej stronie zdjęcia i stąd trawersuje po prawej stronie grani do końca półki jednak nie widzę stosownego wyjścia na szczyt (albo nie chciałem zobaczyć). Wybieram wariant na wprost 12metrowym uskokiem przez niewielką przewieszkę na końcu. Jest zdecydowanie trudniej niż gdziekolwiek wcześniej ale idzie mi się dobrze, doświadczam pełni skupienia jak w skałach, głowa czysta nie ma strachu
. Ostatni kamień przed szczyt zaskakuje mnie oblaczkami jednak dobrymi i po zmianie patentu wskakuję na górę. Jak się okazało później w domu, wybrałem wariant za V...
Z Pośredniej Papirusowej Turni idę granią (II) do miejsca przed iglicą M. Papirusowej Turni skąd schodzę czujnie na prawą stronę granie by przetrawersować na Małą Papirusową Przełączkę. Stąd nie pamiętam jak wychodzę na Małą Papirusową Turnię. Próby zejścia na wprost kończą się fiaskiem więc wracam tą samą drogą (II) i po kilku chwilach docieram na Przełęcz Stolarczyka.
Grań bardzo ładna, lita, niezbyt lufiasta jak dla mnie, z każdego szczytu z tego co pamiętam można zjechać. Całość zajęła mi 35min.
Mała Papirusowa TurniaPrzełęcz Stolarczyka.Teoretycznie plan został wykonany z nawiązką, miałem omijać Papirusowe Turnie i stąd schodzić do Dzikiej Doliny Papirusową Drabiną. Jest 9.40, czasowo bardzo dobrze, 4,5h z Przełęczy pod Kopą więc 30min obsuwy względem czasów Cywińskiego. Pojawiło się lekkie zmęczenie jednak decyduję wejść jeszcze na Baranie Rogi i potem zejść z Baraniej Przełęczy do Zielonego Stawu Kieżmarskiego.
Idąc granią pojawiają się ładne widoczki na Grań Papirusowych i okoliczne dolinki.
Po 30 minutach jestem na Wyżnim Baranim Zworniku gdzie główną grań odbija w prawo. Kieruję się poziomą i niestety trochę kruchą granią na Baranie Rogi i po 50min z Przełęczy Stolarczyka staję na ostatnim wierchołku tego dnia.
Kilkanaście minut posiadówy z czwórką rodaków i zaczynam schodzić. Zejście na Baranią Przełęcz jak i dalsze do Terinki to rajd po każdym rodzaju kruszyzny, nic przyjemnego.
Niestety zejście do Zielonego Stawu Kieżmarskiego nie wchodziło w grę. Miałem raki ale jak zobaczyłem żleb w stronę Doliny Dzikiej to nawet nie przyszło mi to przez myśl.
Jestem pierwszy raz w Dolinie Pięciu Stawów Spiskich oraz Małej Zimnej wody, dla mnie top 3 zdecydowanie.
.
Schodzę na dół żółtym do Tatrzańskiej Leśnej skąd próbuje złapać stopa, niestety nieskutecznie.
Zostaje smutne przejście 6km ścieżką rowerową zaliczając cheeseburgera z najgorszej wołowiny jednak smakującego wybornie po 35km w nogach.
Chyba przegiąłem.