Jaka jest najwyższa góra Polski? Oficjalną wersję znają prawie wszyscy. Jednak jest coraz większe grono osób świadomych i myślących, którym udało się odkryć konsekwentnie skrywaną przez kolejne rządy prawdę. Najwyższa góra znajduje się niedaleko Żywca i nosi nazwę Grojec. Wątpiącym od razu przychodzi do głowy pytanie - dlaczego ktoś miałby to ukrywać? Wynika to z troski o społeczeństwo. Góra ta jest tak niedostępna i niebezpieczna, że gdyby wiedza o niej spopularyzowała się - wielu ludzi straciłoby tam życie.
Wyjście na Grojec jest możliwe tylko z licencjonowanym Wysokogórskim Przewodnikiem Żywieckim (WPŻ). Jest ich niewielu, ale akurat mam to szczęście, że udało mi się jednego poznać. Wykupiłem maksymalny pakiet, obejmujący oprócz właściwej próby zdobycia Grojca również inne atrakcje, tour po mieście, zdjęcia z przewodnikiem, uśmiech kierownika.
Zaczęło się od pasjonującej historii miasta Żywiec. Na początek rynek. Można powiedzieć standardowo.
Potem szczegółowe historie na temat poszczególnych zabytków, itp. itd.
Zaczęło się robić ciekawie, kiedy nasz WPŻ zaprowadził nas pod okazały budynek, który był chyba jego domem rodzinnym.
Służba witała go z honorami, zostaliśmy zaproszeni do środka. Niestety ten dom został teraz zamieniony w jakieś muzeum i był problem z dostępem do piwnic skrywających przednie trunki.
WPŻ ze wzruszeniem wspominał stare czasy i opowiadał różne historie z dzieciństwa, które wiążą się z tym miejscem. Zwrócił też uwagę na pewien detal architektoniczny.
Następnie zwiedzaliśmy żywiecki park. Tutaj dopiero nastąpił wysyp różnych niesamowitych historii z przeszłości. Np. widoczna na zdjęciu Aleja Żuli.
Nawiązaliśmy też kontakt z mieszkańcami parku. Sympatyczne istoty.
Po tych wszystkich atrakcjach dotarliśmy w miejsce, gdzie wszystkie ekipy planujące zdobywanie Grojca czekają na odpowiednie okno pogodowe. Pogoda to ważny element górskiej układanki i tylko nieliczni potrafią ją właściwie przepowiedzieć. Zaufaliśmy w tym temacie całkowicie naszemu WPŻ.
Oczekiwanie było przyjemne. Siedzieliśmy, a nasz WPŻ częstował nas piwem z miejscowego browaru. Czas płynął powoli, mijały kolejne dni, a my czekaliśmy. Podobno na tym etapie odpada ponad 50% ekip. Nie wytrzymują obciążenia psychicznego. My jesteśmy cierpliwi i wiemy czego chcemy. Nie poddamy się łatwo!
Nie trzymaj nas dłużej w niepewności, udało się ją zdobyć?
Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa. Działy się rzeczy niesamowite. Trwa analiza dokumentacji zdjęciowej. Rozmawiam z członkami wyprawy. Jak tylko ustalę dalsze fakty - napiszę.
Nie trzymaj nas dłużej w niepewności, udało się ją zdobyć?
Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa. Działy się rzeczy niesamowite. Trwa analiza dokumentacji zdjęciowej. Rozmawiam z członkami wyprawy. Jak tylko ustalę dalsze fakty - napiszę.
To prawie tak ekscytujące jak wieczór wyborczy Ustal fakty i napisz
Nagle i zupełnie nieoczekiwanie nasz WPŻ wstał od stołu i dał sygnał wyjścia. Nie było czasu pożegnać się z rodzinami, dokończyć spraw testamentowo spadkowych. Trzeba było dopić piwo, wstać i iść. Tak też uczyniliśmy.
Przekraczamy Koszarawę niczym Rubikon. Niech się dzieje!
Chwilę później symboliczne miejsce. Ogrodzenie, za którym nikt nam już nie pomoże. Na Grojcu nie działają żadne służby ratownicze. Nie latają helikoptery.
WPŻ prowadzi nas swoją autorską ścieżką. Ufamy mu bezgranicznie. Przyznam się teraz, że już na samym początku miałem mnóstwo myśli o odwrocie. Było to spowodowane ciężkimi warunkami. Pionowa ściana, metrowa trawa i 60 stopni ciepła. Nie po to jednak przygotowywałem się przez kilka ostatnich lat, zarówno fizycznie, jak i psychicznie, żeby odpaść tak szybko. Teraz, z perspektywy czasu, myślę, że to był właściwy moment na uznanie wyższości góry, ale czasu już nie cofnę.
Dodam jeszcze, że w czasach komuny bezpieka wykorzystywała ten stok, aby zaszczepić w miejscowej ludności nienawiść do gór. Pędzono góralskie dzieci w górę, wiele z nich tego nie przeżyło. Nasz WPŻ doświadczył tego na własnej skórze - wielokrotnie. Kiedy wspominał o tym, łamał mu się głos, a ja miałem ochotę klęknąć przed nim i przeprosić. Niestety obawiałem się, że jak klęknę, to już nie będę miał siły wstać z kolan. Mam nadzieję, że rozumiecie. Przykre chwile.
Ale nie rozpamiętujmy historii, trzeba napierać. Nabieramy wysokości. Widok wstecz. Zwróćcie uwagę na ten komin. Miejscowi mówili na niego po prostu "Komin". Ulubione miejsce samobójców. Wiele udanych prób.
A teraz autentyczna petarda! Popatrzcie na zdjęcie poniżej. A teraz wróćcie do poprzedniego zdjęcia u góry. Widzicie?!!! Żywiec rozwija się bardzo szybko. Pod Kominem powstało całe osiedle mieszkaniowe. Niesamowite miasto. Tak wygląda Mieszkanie+ w praktyce.
Widok ze szczytu Małego Grojca również zaskakuje. Za tą potężną górą znajdują się ludzkie osady, w dole rzeka Soła, a w tle Beskid Śląski.
Oddzieleni naturalną barierą tamtejsi ludzie ewoluowali nieco wolniej niż mieszkańcy Żywca. Odcięci od cywilizacji przekształcili się w barbarzyński lud zajmujący się głównie alkoholizmem, kradzieżami i siedzeniem w więzieniu. W tych 5 małych blokach wychowało się więcej przestępców niż na Sycylii i Watykanie w sumie. Aż ciężko w to uwierzyć, ale nasz WPŻ zna osobiście niektórych z nich i nawet przedstawił ich z imienia, nazwiska i forumowego nicka.
Tak więc Mały Grojec został zdobyty. Łąka szczytowa wygląda łagodnie i uspokaja. Jednak to tylko pozory - widzicie wyciąg narciarski? Wiele osób zginęło - słowa przewodnika.
W tym miejscu można by ogłosić sukces. Wszak coś zdobyliśmy. Ale po krótkim odpoczynku zdecydowaliśmy się spróbować iść dalej.
Wędrówka między Małym a Średnim Grojcem jest bardzo przyjemna i widokowa. Wystarczy dobre przygotowanie fizyczne i nastawienie na wielodniowy trekking - taka podstawa górskiego rzemiosła. W nagrodę otrzymujemy piękne widoki i spokój ducha.
Mijają kolejne podobne do siebie dni. Zdobywamy kolejne metry wysokości, połykamy kilometry trasy.
W końcu docieramy do głównego szlaku, którym większość wypraw próbuje zdobyć Średni Grojec z pominięciem Małego (zbyt wymagającego).
Stosowana przez tutejszych przewodników technika oparta jest o zakładanie aż 14 obozów w drodze na szczyt. Dodam tutaj dla porównania, że himalajskie ośmiotysięczniki są dużo mniej wymagające i wystarczają tam przeważnie tylko 4 obozy. Poniżej zdjęcie jednego z obozów w drodze na Średni Grojec.
My działamy dużo szybciej, bo jesteśmy młodzi i piękni. Zmieniają się piętra roślinności, rozległe łąki zastąpił gęsty las.
Zdobywamy szczyt!!! Chwila pełna wzruszenia. Po wielodniowej wędrówce taka nagroda! Znajduje się tu najwyżej położony w Polsce krzyż.
Widoki na Beskid Mały i jezioro Żywieckie.
Krzyż na Średnim Grojcu to ciekawy obiekt. Nikt nie wie skąd się wziął i kiedy powstał. Nawet właściciel terenu nie ma o tym pojęcia. Amerykańscy naukowcy zbadali krzyż i wydali werdykt, że w żadnym okresie rozwoju ludzkość nie dysponowała wystarczającą techniką, aby umieścić tu tak duży i masywny artefakt. Poniżej skala porównawcza, dla lepszego wyobrażenia.
Satysfakcja ze zdobycia Średniego Grojca była ogromna, ale powinniśmy na tym poprzestać. Jednak euforia osłabiła nasze umysły i pozwoliła uwierzyć, ze jeszcze większy sukces jest możliwy. Postanowiliśmy iść jeszcze wyżej. To był błąd.
Ścieżka ze Średniego Grojca na Grojec właściwy jest dobrze zamaskowana. Tylko WPŻ wiedzą jak ją odszukać. Wygląda jak wejście w gęste krzaki, ale tak naprawdę to przejście w inny wymiar. Tuż przed wejściem twarz naszego WPŻ zmienia się nie do poznania. Na uśmiechniętym do tej pory obliczu pojawiło się skupienie, strach i przerażenie. Nie było sensu tłumaczyć co nas tam czeka, bo słowa nie są w stanie tego opisać - on jednak wiedział to, co my mieliśmy się dowiedzieć wkrótce.
Wchodzimy w gęsty prastary las. Nigdzie w Polsce nie można takiego spotkać, tylko tutaj. Zrobiło się praktycznie całkiem ciemno.
Najgorsze jednak okazało się podłoże. Śliskie i grząskie. Trzeba było ubrać raki i to wcale nie ze względu na zdrowie ratowników, tylko na nasze własne. Bez raków nie można przejść w tym terenie ani metra.
W tym momencie pojawiły się halucynacje. Byliśmy zwierzyną łowną dla stada Predatorów. Pojawiali się znikąd, pojedynczo lub po kilku. Próbowali nas ogłuszyć hukiem, zatruć gazem, zabić kamieniami. Częściowo im się udało. Nie mogliśmy ich zgubić. Byłem pewny, że umrzemy. Zapamiętałem to mniej więcej tak:
Oczywiście to tylko wizualizacja, bo jak pisałem to były czyste halucynacje, które jednak wpływały na nasze realne zachowanie.
Następnie pojawiły się trudności nawigacyjne. Ścieżka, którą chciał nas poprowadzić WPŻ okazała się nieprzejściowa. Pozostało jedynie przeć na wprost, do góry, pionową Północną Ścianą Grojca. Słyszeliście o firmie TNF? Oficjalna wersja jest taka, że nazwa pochodzi od pagórka w Alpach. A tak naprawdę inspiracją była ta ściana, pod którą stanęliśmy. W ekipie wybuchł bunt, ale WPŻ był bezwzględny - zmusił nas do wspinaczki. Raki, czekany, liny, lawiny błotne - tak miały wyglądać najbliższe godziny/dni/tygodnie.
Kolejny atak Predatorów. Znowu straty po naszej stronie. Ale tym razem teren nawet dla nich okazał się za trudny. Jeden z nich padł w bliskiej odległości. A więc to jednak realnie istniejące istoty, a nie urojenia niedotlenionych umysłów. WPŻ zagadał do niego ludzką mową "Czy wszystko w porządku?" zapytał chytrze. Oczywiście obca istota nie zrozumiała, ale utraciła na chwilę czujność. WPŻ dopadł ją i w mgnieniu oka sprawnym ruchem skręcił kark pokraki. Byłem pewny, że już po nas i reszta stada nas rozszarpie, ale stało się coś odwrotnego - przestraszyli się i zniknęli.
Nie rozmawialiśmy długo o tym wydarzeniu między sobą. Dopiero na biwaku WPŻ powiedział, że Grojec musi zabrać komuś życie i lepiej niech to będzie ktoś Obcy. Wtedy zrozumiałem, że WPŻ naraził siebie, żeby złożyć górze ofiarę za nas. Piękna patriotyczna postawa. Miejsce gdzie biwakowaliśmy ma swoją historię. Leży tu pogrzebanych wielu towarzyszy naszego WPŻ. Wyżej prawie nikt już nie dochodzi.
Jednak my poszliśmy. Wbrew logice, wbrew zdrowemu rozsądkowi. WPŻ obiecywał, że do szczytu dojdziemy w przeciągu 10 dni. Droga chwilowo się poprawiła.
Ale dalej było zdecydowanie gorzej niż się WPŻ spodziewał. "Idzcie przodem" tak powiedział, nie wierząc, że sam da radę.
Trudno powiedzieć jak długo wspinaliśmy się w błocie. Wieczność to dobre określenie. Upór jednak został nagrodzony - Grojec zdobyty!!!
Nie było czasu ani sił na celebrowanie. To strefa śmierci, którą trzeba było jak najszybciej opuścić. Wielu szczegółów nie pamiętam, bo umysł się po prostu wyłączył. Świadomość wróciła mi dopiero na polanie poniżej, gdzie musieliśmy wypocząć, aby nabrać sił na powrót. WPŻ wyciągał z plecaka nigdzie niespotykane gatunki piw, jeszcze lekko schłodzone i częstował nas. Z każdym łykiem umysł pracował sprawniej, dopiero tutaj dotarło do nas, co udało się osiągnąć.
Wysokość Grojca, podawana ma 3612 metrów może nie być dokładna. Z analizy zdjęć szczytowych wynika, że na pewno dobre są 3 ostatnie cyfry (612), natomiast nie ma pewności co do pierwszej z nich. Być może zamiast 3 powinno być tutaj 4 albo 5. Niektórzy stawiają nawet odważną tezę, że mogłoby to być 9 i Grojec byłby wtedy najwyższą górą świata. Powiem tylko krótko - to możliwe.
Na koniec rzucę jeszcze pewien banał - najtrudniejsze są powroty.
A te płynące strumienie po ścieżce to woda z topniejących lodowców jak mniemam? Masakra, ja bym chyba przewodnika zamordowała gołymi ręcami za takie nieprzygotowanie szlaku
Nabieranie sił na powrót trwało długo. WPŻ był coraz bardziej zaniepokojony i opowiedział historię, z której wynikało, że przebywanie tutaj jest bardzo niebezpieczne. Kiedyś wyprawa, którą prowadził została zaatakowana przez miejscowe plemię uzbrojone w kosy. Połowa składu została zadźgana, reszta uciekła w popłochu i rozpierzchła się po lesie, niektórzy do tej pory się nie odnaleźli. Trzeba więc było przystąpić do zejścia zanim wydarzy się nieszczęście.
Czekało nas długie zejście błotnistą ścianą.
Na szczęście obyło się bez przykrych przygód. Z radością powitaliśmy osady ludzkie.
Widok bazy bardzo nas ucieszył, a najbardziej WPŻ. Jak to zostało powiedziane przed wyprawą - Grojec jest jedyną górą, że Baza nie jest na początku, tylko na końcu, po zdobyciu szczytu. Baza robi ogromne wrażenie - to te budynki na wprost.
Jeszcze widok wstecz na Grojec - widać jaką ma skomplikowaną budowę, wielowierzchołkowość, niejednoznaczność.
Baza jest wielka i okazała. Wielu zdobywców Grojca zostaje w niej już do końca swoich dni. Nie chcą jej opuszczać.
Do tej pory chwaliłem naszego WPŻ, ale przyszła pora na krytykę. Spójrzcie jaką ma straszną minę. Ty tylko dlatego, że chciałem mu postawić piwo, w rewanżu, za to, że on od początku stawiał wszystkim. Niestety nie doszliśmy do porozumienia. Pod kasą doszło do szarpaniny, rękoczynów, próby zabójstwa. Zostałem oszukany. No cóż zdarza się.
Dopiero w bazie zrozumiałem, że prawdziwe zagrożenie czai się własnie tutaj. Różne gatunki świeże, najwyższa jakość. Łatwo się zatracić i nigdy już nie opuścić tego miejsca.
Czy udało nam się stamtąd wyrwać? Czy też piszę tą relację stamtąd i nigdy już nie powrócę do dawnego życia?
To właśnie w bazie doświadczony przewodnik przydaje się najbardziej, aby dać w odpowiednim momencie sygnał do jej opuszczenia. Nasz WPŻ i tym razem stanął na wysokości zadania i odpowiedni sygnał dał. Oto dowód - opuszczamy bazę o własnych siłach.
Niestety to nie koniec trudności. Wchodzimy w Góry Piwne. Wyobrażacie sobie mieć takie coś na placu pod ręką?
Albo to - cóż za ciekawa grań. Te widoki sprawiają, że nasza grupa się rozdzieliła i zagubiła. Na szczęście wszyscy mamy dobrą orientację i spotkaliśmy się w porę.
Przed nami rzeka Soła. Trzeba ją sforsować. Znowu słyszymy historie, jak towarzysze WPŻ forsowali ją kiedyś na rowerach i nie udało im się. Część się utopiła, pozostali wynaleźli potem i opatentowali rower wodny. My wytypowaliśmy Tobiego, jako najlepszego pływaka, aby przedostał się na drugi brzeg. Niestety prąd go porwał. Biedny piesek. Na szczęście dał radę jakoś się uratować. Postanowiliśmy iść wzdłuż rzeki.
Przechodzimy przez osadę Zabłocie - to ta, którą widzieliśmy z góry z Małego Grojca. Zamieszkują ją wyłącznie kryminaliści. Na szczęście jeszcze spali.
Jest nadzieja na przeprawę - most kolejowy. Podejmujemy ryzyko. Albo przejdziemy, albo zginiemy pod kołami pociągu.
Tyle razy sprzyjało nam szczęście, że byłem pewny, ze limit już się wyczerpał. Na szczęście się myliłem - przeżyliśmy i tym razem.
Przeszliśmy przez park, znowu jesteśmy na pięknej starówce. Zaczynam wierzyć, że może nam się udać wrócić z tej wyprawy.
Na koniec jeszcze odwiedzamy kulturalnie kawiarnię, w której ma miejsce wernisaż światowej sławy podróżnika i przewodnika, młodego i sympatycznego człowieka, utytułowanego członka klubu górskiego "ZDOBYWCY". Jego twarz wydaje mi się znajoma.
No tak, to przecież nasz WPŻ we własnej osobie. NIESAMOWITE!
W tej sytuacji mogę powiedzieć tylko jedno słowo: DZIĘKUJĘ
Relacja prawie jak w starym, dobrym forumowym stylu Po pierwszym zdaniu o WPŻ już wiedziałem kto się zaraz pojawi na zdjęciach... ale, że nie zabrał Was do swej pieczary na wspólne wypędzanie szatana? SKS.
_________________ A ja dalej jeżdżę walcem, choćby pod wałek trafić miał cały świat.
Na pewno relacja tygodnia a może i roku, kto wie . Na Grojcu kiedyś byłem i nie zamierzam tam wracać. Do dziś mnie ciarki przechodzą. Wprawdzie wtedy wierzchołek wydawał mi się zalesiony, ale widocznie w niezwykle szybkim tempie się wypiętrzył do tego stopnia, że aż krzywiznę ziemi z niego widać .
chyba pisałeś tą relację podczas pojenia się w Bazie Nie sądziłem, że można taką górę opisać w tak długiej relacji aż smutno, że tak szybko się zakończyła bo z chęcią bym poczytał Pewno w drodze na szczyt mijaliście nie jedne zwłoki wspinaczy którym nie było dane wyjść na szczyt. Zostali już tam na wieczność. Gratuluję odwagi i zaparcia z wyjścia na tą ekstremalnie trudną i śmiercionośną górę.