Pierwszy maja.
Pobudka o 5 i wyjazd do pierwszego z 7 punktów zaplanowanych na dzisiejszej trasie. Pogoda niepewna, za to pewny deszcz po 15:00 pilnują dzisiejszego harmonogramu. Wymyśliłem, że dzisiaj nawet jeżeli nie będzie widoków to pozaliczamy trochę wież widokowych na wschodzie.
Widok z wieży widokowej na Golgocie
Pierwszy cel to Dąbrówka Szczepanowska i wieża widokowa na Golgocie (395 m n.p.m.). Wieża posiada drewniane elementy dekoracyjne i pod względem estetycznym prezentuje się lepiej niż większość beskidzkich drewniaków. Na dachu i lampach zainstalowane panele słoneczne, okolica czysta, parking pod wieżą, ławeczki, a przy dobrej pogodzie można z górnej platformy podziwiać Beskid Wyspowy i Tatry. Oczywiście my o takich widokach nie mieliśmy nawet co myśleć. Idziemy jeszcze na krótki spacer zahaczając o szlak I Wojny Światowej, mijamy cmentarz na którym spoczywają żołnierze armii Austro-Węgierskiej i Rosyjskiej, 18 metrowy pomnik i okopy.
Wieża na Golgocie
Padalec
Cmentarz Wojenny nr 193
Okopy
Kamienny pylon z inskrypcją: „Bohaterowie szturmowali to wzgórze bronione przez bohaterów. Nieśmiertelna sława wieńczy zwycięzców.”
Cmentarz znajduje się na historycznym polu walki, w okolicy zachowały się nawet leje po pociskach.
Drugi punkt na trasie to miała być mega niespodzianka dla Norberta. Wieża widokowa w Głobikowej z parkiem dinozaurów. Miało być wielkie WOW!, niestety z powodu pandemii wieża i większość dinozaurów jest ogrodzona i zamknięta.
24-metrowa wieża w Głobikowej
Punkt trzeci – Liwocz (562 m n.p.m.). Najwyższe wzniesienie Pogórza Ciężkowickiego z platformą widokową na szczycie. Po zaparkowaniu samochodu na jakimś leśnym skrzyżowaniu obieramy kurs na „śmierdzące źródełko”, które faktycznie śmierdziało siarką, a ponadto droga dojściowa była „udekorowana” pustymi butelkami i innymi śmieciami. Po drodze mijamy jeszcze martwą naturę – największego zaskrońca jakiego w życiu widziałem. Od źródełko Ewa proponuje drogę przez las na pałę, cóż… Kierat odwołany to przynajmniej tak sobie połazimy po krzakach. Wychodzimy około XI stacji drogi krzyżowej (czyli na szczyt już bliżej niż dalej), trochę turystów na szlaku regularnie rzucających pety na prawo i lewo. Bez komentarza. Na szczycie znajduje się sanktuarium z platformą widokową, powiem tak – budynek udekorowany z każdej strony jak to sanktuarium. Taras mile zaskakuje widokami, przy ładnej pogodzie widać Tatry, Babią Górę, Bieszczady i Góry Świętokrzyskie, my takich widoków oczywiście nie mieliśmy, ale przyznacie, że to jest coś. Przejście prowadzące na platformę – większego syfu i śmietniska w górach próżno szukać, miałem napisać, że brakuje tylko żeby ktoś narobił na środku, ale mam spore obawy, że jednak nie brakuje…
Sanktuarium i platforma widokowa na Liwoczu
Tyle widzieliśmy z tarasu widokowego
Gdy podziwiamy widoki z tarasu widokowego słyszymy grzmot w oddali, więc nie ociągając się zaczynamy schodzić do samochodu, deszcz nas łapie dokładnie w momencie jak byliśmy już na miejscu.
Chwilę postraszyło i zanim zaparkowaliśmy w kolejnym miejscu już nie padało.
Punkt czwarty – Brzanka (534 m n.p.m.). Kolejna wielka kapusta do kolekcji i kolejna wieża na którą można wejść i wyobrażać sobie jak wspaniale widać stąd Tatry. Oprócz tego obok wieży jest jeszcze Bacówka (niestety chwilowo nieczynna), spora wiata gdzie można przeczekać załamanie pogody, oraz co mnie zaskoczyło – dwie toalety. Zapachniało zachodem. Ponieważ z panoramy nici robimy rekonesans po okolicy i znajdujemy min. kamienny obelisk upamiętniający Akcję Burza i stacjonujące tu w sierpniu’44 oddziały AK.
Bacówka na Brzance
Wieża widokowa na Brzance
Punkt piąty – Skamieniałe Miasto w Pogórzu Ciężkowickim. W piachach po deszczu wspinać się nie można, więc całe szczęście, że nastawiliśmy się na spacer. Płacimy za parking i wstęp do parku, jak później się zorientowaliśmy było to jedyne płatne wejście i do szlaku można dojść właściwie z każdej strony… nawet z drugiej strony parkingu. Przynajmniej Norbert ma pieczątkę w książeczce. O tym miejscu czytałem sporo dobrego i chyba rozszyfrowałem o co tak na prawdę chodzi z tym „Polskim Fontainebleau” – Fontainebleau oczywiście od urokliwych głaziulców po których raz można się wspinać, a raz nie, a Polskie… bo prawie na każdym kamieniu w rezerwacie jest wyryte kto i kiedy tu był, komu co i gdzie, albo po prostu inicjały i obrazki. Zauważyłem, że w niektórych przypadkach litery robią za chwyty nawet. Tak czy siak miejsce na pewno warte odwiedzenia, ale nie nastawiajcie się na drugie Teplice, albo Adršpach bo skały w Ciężkowicach to baldy, więc skala jest inna.
Zachowaj bezpieczny dystans
Warownia Górna
Orzeł
Piekiełko
Widoki z polany
Skałka z krzyżem
Przy samochodzie znowu nas łapie deszcz, tym razem już konkretniejsza ulewa, towarzystwo do tego mówi, że wystarczy już tej wieżowej wycieczki…i w sumie słusznie bo coś trzeba sobie zostawić na wschód słońca. W planach był jeszcze Bruśnik do którego mieliśmy rzut beretem i wieża na Szpilówce która ma aż 32 metry. Zgodnie uznaliśmy na koniec, że taka forma spędzania wolnego dnia to jednak nie jest nasz styl. Dinozaury były pozamykane, na szczęście wąż na szlaku, lody na pustym rynku w Ciężkowicach i okopy ratowały frajdę:)