Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest Cz mar 28, 2024 3:30 pm

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 9 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: Wt mar 06, 2018 7:26 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1607
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
W lipcu 2017 roku wyruszyliśmy naszą prywatną tym razem ekipą na kolejny kilkudniowy wyjazd na Słowację. Paweł tym razem wykazał się jeszcze większą uprzejmością niż zwykle i zgarnywał nas busem bezpośrednio z naszych domów. Ostatecznie do busika pakujemy się w 7 osób – w tym Ula – po raz pierwszy z nami na dłużej niż jeden dzień. Dodatkowo drugim samochodem jedzie Paweł z synem, a jutro naszą ekipę mają dodatkowo wzmocnić Ania z Mariuszem.
Nie sądziłem, że jeszcze coś mnie w tym pięknym kraju zaskoczy, a tu jednak. Oczywiście to zaskoczenie było w dużej mierze spodziewane, bo plan wyjazdu był dobrze przemyślany i miał obfitować w łakome turystyczne kąski, które jeszcze na Słowacji zostały do zobaczenia. Piątek nie zaczął się najlepiej. Organizacyjnie wszystko było w porządku, ale jak dojeżdżaliśmy do Kralovan to lało jak z cebra. Plan aby w pierwszym dniu robić Sip i Ostre w Sipskiej Fatrze legł w gruzach. Jedziemy zatem dalej do miejscowości Turie, w której mieliśmy nadzieję zakotwiczyć. Niestety poszukiwanie noclegów w strugach deszczu nie przyniosło żadnego efektu. Nie pomogła nawet miejscowa listonoszka, choć bardzo się starała. Czasu było coraz mniej, a my byliśmy w przysłowiowej „czarnej du…e”. Jednak podświadomie byłem spokojny, że zaraz ogarniemy sytuację. Jedziemy jeszcze dalej na południe w kierunku Rajeckich Teplic, które mijamy po naszej lewej stronie. I tak niepostrzeżenie, trochę z przypadku lądujemy w miejscowości Konska. Tym razem szczęście nam sprzyja. Pierwszy pensjonat znajdujący się przy kościele okazuje się być strzałem w dziesiątkę. Pani oczekiwała 12 euro za nocleg, ale po krótkich negocjacjach przystała ostatecznie na 10 euro od łebka. Minęło już południe, ale nie zamierzamy tracić tego dnia – zwłaszcza, że przestało padać. Proponuję jedyne sensowne rozwiązanie w tych okolicznościach. Zrobimy Klaka z Fackovskiego Sedla, a ponieważ mamy do dyspozycji 2 samochody to schodzić będziemy do Fackova. Czyli można by rzec taki górski klasyk, który jednak mamy okazję robić po raz pierwszy. Tym razem już wszystko idzie zgodnie ze świeżo ustalonym planem. Na Fackovskim Sedle naszym oczom ukazuje się legendarny widok na osławiony Klak.

Obrazek

Obrazek

Rozpoczynamy podejście, niezbyt długie, ale dość strome – przynajmniej na początku. Do tego bardzo ślisko po padającym dziś kilka godzin deszczu.

Obrazek

Generalnie im wyżej tym łatwiej, a widoki coraz rozleglejsze, które po deszczu są całkiem ciekawe. Obniżające się chmury, parująca ziemia powodują, że klimat jest absolutnie wyjątkowy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na Klaka wchodzimy szybko, bo chyba w niespełna 2 godziny. Szczyt jest przepiękny – jeden z najbardziej charakterystycznych kształtów górskich na całej Słowacji a może i w Europie. Wiele o nim czytałem, wiele słyszałem i wreszcie mam okazję stanąć na nim po raz pierwszy. Spędzamy tu prawie godzinę podziwiając wspaniałe rozległe panoramy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zejście strome ale schodzimy bezpiecznie. A tak wygląda Klak z Fackova. Jakbyśmy obserwowali kompletnie inną górę.

Obrazek

W barze w Fackovie oferują ciapovane piwo po 0,70 euro, w dodatku z widokiem na owego Klaka właśnie. I jak tu nie kochać tego kraju. Zaczynało się nieciekawie, a skończyło jak zwykle dobrze. Tylko trochę żal, że już muszę wykreślić z listy oczekujących jeden z ostatnich turystycznych bastionów na Słowacji…
Po zdobyciu Klaka w piątek zapanowała euforia, bo wydawało się, że niewiele uda się już z tego dnia wycisnąć. A jednak szczęście się do nas uśmiechnęło na koniec. Nic dziwnego, że wieczorem wylądowaliśmy w sąsiednim barze, spędzając tam kilka miłych godzin. Wszak wyjazdy w góry to coś więcej niż tylko chodzenie po szlakach czy poza nimi, ale i miłe spędzenie czasu z przyjaciółmi – również i na nizinach.

Dzień II

W sobotni ranek nie spieszymy się zanadto, mimo iż przed nami najdłuższa z zaplanowanych na tym wyjeździe tras. Spokojne śniadanko, piwko, by bardziej optymistycznie spojrzeć na świat. Nasza grupa rozrasta się do 11 osób, bo dojeżdża jeszcze Ania z Mariuszem. Po 9 rano busem i osobówką ruszamy ponownie do miejscowości Turie – do tej w której mieliśmy chrapkę na noclegi. Ruszam żwawo by jak najszybciej wypocić głupoty. Początek idealnie się do tego nadaje bo idziemy wąską asfaltową drogą, łagodnie wznoszącą się do góry.

Obrazek

Obrazek

Wreszcie wchodzimy do lasu – najwyższa pora by wypić po dwa. Dalej droga również asfaltowa, choć widoki coraz bardziej rozległe. W końcu odbijamy w lewo i zaczynamy dość mozolne podejście, przechodząc m.in. przez ogromne borówkowe pole. Nie ma żadnego ciśnienia by śrubować jakiś dobry czas podejścia. Ostatni odcinek szlaku na Mincol okazuje się być całkiem wymagający kondycyjnie, ale pokonujemy go dostojnym krokiem bez większych problemów. Forma wraca z każdym krokiem. Mincoli na Słowacji jest jak psów – bo jest w Górach Czerchowskich, jest w Orawskiej Magurze a ten „nasz” dzisiejszy leży w „Luczańskiej” Małej Fatrze. Na szczycie spotykamy kolejnych znajomych kolegi, oraz zaprzyjaźniamy się z tubylcem ze Słowacji. Wszystko to dokumentujemy zbiorową fotką i idziemy dalej w stronę najwyższego szczytu Martińskich Holi – czyli Wielkiej Łąki (Velka Luka).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tutaj szlak już nie jest tak stromy jak ostatnia część podejścia na Mincol, ale mimo wszystko grupa trochę się rozciąga. Wielka Łąka (1 476 m n.p.m.) wkrótce pada naszym łupem. Na szczycie, który jest niesamowitym punktem widokowym zaczyna trochę siąpić deszcz. Jemy coś na szybko, robimy zdjęcia i zaczynamy schodzić.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wymaga to ponownego cofnięcia się w stronę Mincola. Potem już tylko w dół, ale wcale nie szybko. Nawet sobie chyba do końca nie zdawaliśmy sprawy, że do Turie trzeba stąd jeszcze 3 godziny zasuwać. Za to po drodze kapitalne – chyba najlepsze tego dnia widoki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest bardzo gorąco. Piwo i inne specjały dawno już wypite. Zostały resztki mineralnej. Grupa totalnie się rozczłonkowała. Ja z Mariuszem weszliśmy do pierwszej lepszej knajpy w Turie, by uzupełnić braki płynów. Oj smakowało wyjątkowo. Trasa okazała się całkiem długa. Z wszystkim przerwami i odpoczynkami wyszło prawie 10 godzin. Wieczorem można było uderzyć do pobliskiego baru z poczuciem wykonania kawału dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty… :)

Dzień III

Nadszedł trzeci dzień naszej słowackiej 4-dniówki. Nie ma co ukrywać w sobotę wieczór trochę daliśmy w palnik. Impreza z knajpy przeniosła się do pokoju i nikt nie myślał o tym, że nazajutrz czeka nas kolejny dzień w górach. Z drugiej strony kiedy imprezować jak nie na wyjazdach…
Nie spiesząc się po 9 dostojnym krokiem schodzimy do busa. Jest nas wciąż 11-tka, więc Mariusz musi również wziąć swój samochód. Plan jest zacny. Wybierałem się tu od dawna i właściwie poza Klakiem to był główny górski cel naszego wyjazdu. Mimo, że do Sulovskich Skał (bo o nich mowa) mamy w linii prostej raptem 10 km to czeka nas 40-to kilometrowy dojazd – m. in. przez Żylinę. W Sulovie jesteśmy ok. 10:30. Chyba wszyscy jesteśmy tu po raz pierwszy, ale dość szybko orientujemy się w sytuacji. Dzisiaj nie będziemy wchodzić na jakieś potężne góry, bo będziemy się poruszać głównie na wysokości 600 – 800 m n.p.m., co nie znaczy, że będzie to spacerek. Początek szlaku dość szybko nam to uzmysławia.
Startujemy ostro w górę wylewając hektolitry potu. Każdy cierpi na swój sposób. Do tego koszmarny upał i duchota, powodują, że początkowo trudno cieszyć się wspaniałymi i bardzo oryginalnymi widokami. Jesteśmy w samym sercu Strażowskich Wierchów z kapitalnym skalnym miastem tzw. Sulovskich Skał.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jak ktoś by się zastanawiał gdzie na Słowacji poza Tatrami, Słowackim Rajem, Małą i Wielką Fatrą oraz Choczańskimi Wierchami są zamontowane sztuczne ułatwienia typu łańcuchy, drabinki to ma to miejsce właśnie tutaj. Gdzieś po półtorej godzinie marszu docieramy do ruin Sulovskiego Hradu. Piękne i bardzo oryginalne miejsce z fantastycznym punktem widokowym. Spędzamy tu dłuższą chwilę, bo naprawdę warto. Tutaj wreszcie poczułem się lepiej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zejście strome przy pomocy drabinek i stalowych poręczy.

Obrazek

Na dole Paweł, Bartek i Mariusz decydują się wracać a pozostała ósemka rusza dalej czerwonym szlakiem w kierunku szczytu Rohac. Nie dochodzimy jednak do niego, bo ponoć jest zalesiony i mimo zacnej i złowrogiej nazwy niezbyt ciekawy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Robimy sobie postój „Pod Rohacem” i zaczynamy schodzić żółtym szlakiem.

Obrazek

A tutaj sporo emocji. Niektóre odcinki o dużym nachyleniu, których przejście ułatwiają stalowe drabinki. Świetna zabawa.

Obrazek

Obrazek

Dochodzimy wreszcie do miejsca, skąd można w 15 minut dotrzeć do jaskini o dziwnej nazwie Sarkania Diera (Smocza Dziura). Oczywiście nikomu z nas nie chce się tam iść zwłaszcza, że to kolejne 100 m w pionie do góry i niezbyt przyjemne piarżyste podejście. Po kilkunastu minutach leniuchowania pytam ponownie czy ktoś jest chętny i ostatecznie wyruszamy do Smoczej Dziury razem z Anią i Ulą. Podejście rzeczywiście męczące i dość trudne technicznie ze względu na stromy i bardzo piarżysty teren. Jakoś się udaje i po niespełna pół godzinie jesteśmy już z powrotem.

Obrazek

Obrazek

Ruszamy razem wolnym krokiem w dół opuszczając ostatecznie skaliste rejony.

Obrazek

Tuż przed Sulovem zaczyna padać, ale to taki spokojny deszczyk, który przynosi raczej ukojenie niż denerwuje. Z powrotem w Konskiej jesteśmy parę minut po 16. Żegnamy się z Anią, Pawłem, Mariuszem i Bartkiem, którzy już opuszczają naszą ekipę i wracają do domu. Wieczorem jedziemy do restauracji zjeść wreszcie jakiś normalny obiad. Wszak mamy niedzielę. Po obiedzie lądujemy w naszej pobliskiej knajpie na kilku pożegnalnych piwkach. Jutro przed nami ostatnie górskie zadanie. Jeszcze nie wiem jakie, ale mamy jeszcze sporo czasu aby to ustalić… Niedziela była dniem przełomowym – takim w którym już nie ma się ochoty na większe imprezowanie, a raczej na lizanie ran. Zatem po kilku symbolicznych piwach wracamy na kwaterę i kładziemy się spać o przyzwoitej godzinie.

Dzień IV

Noc jest strasznie parna, śpi się fatalnie, a właściwie to się nie śpi. Jest raczej pewne, że coś popada i rzeczywiście rano nadciągają ciemne chmury i zaczyna lać. Przeglądam mapę by zaproponować jakąś sensowną alternatywę na ten dzień. Rzucam temat zamku Lietava, do którego mamy raptem kilkanaście kilometrów. Pakujemy bagaże i wyjeżdżamy ok. 9:30. Wcześniej uwieczniam na fotce nasz pensjonat. Gdyby ktoś szukał noclegów w tamtym rejonie to bardzo fajna opcja. Jedyna wada to codzienne dzwony kościelne z samego rana.

Obrazek

Przed Żyliną skręcamy w lewo i wąską drogą docieramy w rejon cmentarza. Zostawiamy tutaj samochód bo dalsza jazda nie ma sensu. Na wszelki wypadek podkładamy kamień pod koło bo stromizna jest tu spora. Do ruin zamku jak się okazało jest stąd jakieś dobre 2 kilometry. Zatem nie tylko zwiedzanie zamku ale i namiastka górskiego szlaku. Zamek jest położony na stromej skale i robi duże wrażenie. Obecnie trwają tam prace konserwatorskie, ale nikt nam nie zabraniał swobodnego poruszania się po ruinach. Widoki z niektórych miejsc genialne.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po jakiejś godzinie spędzonej na zamku schodzimy w dół. Paweł jak zawsze po mistrzowsku zawraca i zmierzamy z powrotem w stronę Żyliny. Po drodze jeszcze krótki postój w miejscu, gdzie w całości można z dołu zobaczyć ruiny zamku.

Obrazek

Znów zaczyna padać. Zastanawiam się czy jest sens jeszcze pchać się dzisiaj w góry, ale w końcu mamy jeszcze godzinę czasu na podjęcie decyzji, więc wiele może się za ten czas zmienić. Przemieszczamy się w rejon Kralovan, a konkretnie do miejscowości Svosov. Mam świadomość, że nie zdążymy już dzisiaj zdobyć Sipa i Ostrego w pakiecie, ale może by tak samo Ostre… Właśnie wstrzeliliśmy się w przerwę między opadami. Nawet widać skrawki błękitnego nieba. Kto chętny na Ostre ? Zostaje nas piątka: Ela, Ula, Daniel, Paweł i ja. Parkujemy przy kościele i ruszamy w górę. Nazwa szczytu nie rokowała najlepiej i wszelkie obawy co do przebiegu szlaku dość szybko się potwierdziły. Najpierw mocno w górę asfaltową drogą a potem jeszcze bardziej bystrą leśną błotnistą ścieżką. Musiało chwilę temu mocno tu padać, bo miejscami brodzimy w spływającej z góry brudnej wodzie. Żółte błoto oblepia nasze buty co powoduje, że idzie się jeszcze ciężej. Nie bez trudu docieramy w końcu do Przełęczy pod Ostrem. Stąd już niby niedaleko, co nie znaczy że łatwo. Bez kijków byłby to już totalny hardcore. Coś mnie podkusiło by skręcić w lewo zielonym szlakiem przez co zrobiliśmy jakiś bonusowy, ale całkiem widokowy szczyt. Po drodze napatoczyliśmy się na salamandrę plamistą, więc warto było wydłużyć tę wycieczkę o jakieś 30 minut.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Potem już finalne podejście na Ostre. Naprawdę mięsne – zwłaszcza, że było bardzo ślisko a stromizna ogromna. Pod samym szczytem zamontowano kilkanaście metrów łańcucha. W końcu nazwa szczytu zobowiązuje ;).

Obrazek

Na wierzchołku spędzamy dobre pół godziny, wpisujemy się do książki wejść i rozpoczynamy zejście.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Trochę się go obawiamy w kontekście terenu i panujących warunków, ale nie ma odwrotu.

Obrazek

Daniel proponuje alternatywną trasę zejściową, co okazało się bardzo dobrym pomysłem. Po drodze mijamy krzyż a-la Tarnica.

Obrazek

Jakoś bezpiecznie udaje się zejść na dół. Po drodze myjemy buty w przydrożnym strumyku. Jest potwornie gorąco i duszno. Przy samochodzie jesteśmy koło 16-tej. To był ostatni górski akord naszego wyjazdu. Jeszcze tradycyjnie postój w barze Sponti przy Zakopiance na pyszne jak zawsze jedzonko i to właściwie byłoby wszystko. Kolejna 4-dniówka na Słowacji zakończona. Już zaczęły pojawiać się głosy, że może by tak jeszcze raz w tym roku taka czterodniówkę zrobić. W sumie czemu nie. Rzucam temat Dolnego Śląska – może by tak w jesieni ? Widzę, że propozycja trafia na podatny grunt, zatem po Ukrainie na którą mam jechać z krakowskim PTTK będę coś myślał o Dolnym Śląsku, ale teraz trzeba bezpiecznie dotrzeć do domu, bo jutro do pracy… Dziękuję wszystkim za towarzystwo i miło spędzony wspólnie czas. A relacja z wyjazdu na Dolny Śląsk wkrótce…

Z pozdrowieniami

Wojtek

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Ostatnio edytowano Wt maja 22, 2018 9:06 pm przez Carcass, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt mar 06, 2018 10:36 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt kwi 12, 2011 7:46 am
Posty: 2164
Właśnie obczaiłem sobie kółeczko: Sip i Ostre ze Stankovany... taka jednodniówka na maj ;)

_________________
SPROCKET
viewtopic.php?f=11&t=17068


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr mar 07, 2018 8:07 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1607
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
sprocket73 napisał(a):
Właśnie obczaiłem sobie kółeczko: Sip i Ostre ze Stankovany... taka jednodniówka na maj ;)


Możesz naszkicować swój plan na tej mapce ?

Obrazek

Bo ja kombinowałem, ale bez asfaltu chyba się nie obejdzie, ewentualnie bez cofania się tym samym szlakiem.

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr mar 07, 2018 9:20 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt kwi 12, 2011 7:46 am
Posty: 2164
Ja bym to widział tak:

1. Początek oznaczony jako X w "centrum" Stankovany, na google street view widać tam parking na kilka samochodów przy kościele.

2. Odcinek zaznaczony jako wyszarzony szlak turystyczny prowadzący na Podsip. Nie wiem co dokładnie oznaczają takie wyszarzone szlaki na tej mapie, ale parę razy już szedłem takimi w terenie i albo miały jakieś inne nieoficjalne oznaczenia, albo nie miały oznaczeń, ale były bardzo łatwe i oczywiste w nawigacji. Jak jest w tym wypadku - nie wiem, ale powinno być w miarę prosto - najpierw wzdłuż rzeki, potem kawałek przy torach, a potem w górę z przejściem przez jedną dolinkę na początku. W górę idzie się łatwiej pod względem nawigacyjnym, w sensie, że trudno się zgubić ;)

3. Teraz odcinek szlakowy, czyli bez problemów z nawigacją. Wchodzimy na szlak żółty i cieszymy się niewątpliwie pięknym miejscem jakim jest Sip. Schodzimy na przełęcz i zmieniamy szlak na zielony - wchodzimy na Ostre. Z Ostrego kawałek cofamy się na przełęcz i zmieniamy znowu szlak na żółty, którym schodzimy w dół.

4a. Teraz najciekawsze. Dochodzimy do końca grzbietu, powinny tam być jakieś skałki i charakterystyczny punkt - maszt. W tym miejscu porzucamy szlak i próbujemy trafić na drogę schodzącą z tego grzbietu na północ. Przy odrobinie szczęścia drogą schodzimy wprost do Stankovany. Mam naprawdę sporo doświadczeń w takich bezszlakowych przejściach i uważam, że to może się udać bez większego bólu... choć niekoniecznie. Różnie wyglądają takie drogi, można nieźle utknąć w chaszczach, powalonych drzewach, stromych korytach strumieni. W końcu się dojdzie do celu (zakładając, że na samym początku zacznie się schodzić na dobrą stronę góry), ale jeżeli będzie ciężko, to niektórzy uczestnicy wycieczki mogą być niezadowoleni i grozić rozwodem ;) Ja bym jednak spróbował tego wariantu - wydaje mi się najciekawszy.

4b. Jeżeli jednak wolisz bezpieczniej, albo już na samej górze przy maszcie nie będzie żadnej drogi schodzącej na północ, to idziesz dalej szlakiem żółtym - oznaczyłem ten wariant na pomarańczowo. Jakieś 300 metrów za ostrą serpentyną, już prawie na samym dole porzucasz szlak i idziesz prostą drogą, którą bez problemu powinieneś dojść do Stankovany. Ta droga jest widoczna na mapach satelitarnych, nie powinno być problemów.

4c. Jeżeli jednak chcesz iść cały czas szlakami, to zaznaczyłem wariant fioletowy. Żółtym szlakiem schodzisz na dół, przechodzisz rzekę i drogę asfaltową 18, kawałek dalej szlak żółty łączy się z czerwonym, a potem na krzyżówce Korbelka zmieniasz na zielony, który doprowadza do auta. Moim zdaniem jednak nie ma sensu trzymać się tych szlaków, bo prowadzą nudnymi terenami i jest sporo dalej.

Obrazek

_________________
SPROCKET
viewtopic.php?f=11&t=17068


Ostatnio edytowano Śr mar 07, 2018 10:01 pm przez sprocket73, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr mar 07, 2018 9:58 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1607
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
Możesz odrobinę zmniejszyć tę mapkę, bo strasznie mi się monitor rozjeżdża :).

Twoje propozycje jak najbardziej sensowne i do wykonania. Tez trochę łażę bez szlaków, więc
nic nowego by to nie było.

Można jeszcze tak jak poniżej i to byłoby najciekawsze, ale do tego potrzebne byłyby 2 samochody :).

Obrazek

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz mar 08, 2018 6:23 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pt cze 22, 2012 7:38 pm
Posty: 843
Lokalizacja: siem-ce; m-ce
Taką pigułę połykam z przyjemnością :wink:.
sprocket73 napisał(a):
2. Odcinek zaznaczony jako wyszarzony szlak turystyczny prowadzący na Podsip.

Tam jest dobrze oznakowana droga rowerowa, schodziłem tak kiedyś z Podsipa.

A ja mam taki plan, ale na jesień: z Lubochni do Stankovan podjeżdżam busem, dalej Podsip, Sip i Zaskovske sedlo. Następnie różnymi drogami (a jest ich tam pełno) docieram w pobliże Hrdosnej Skaly, a następnie żółtym szlakiem przez Ostre wracam do Lubochni.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn mar 12, 2018 3:56 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1607
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
magis napisał(a):
Taką pigułę połykam z przyjemnością :wink:.


;)

magis napisał(a):
A ja mam taki plan, ale na jesień: z Lubochni do Stankovan podjeżdżam busem, dalej Podsip, Sip i Zaskovske sedlo. Następnie różnymi drogami (a jest ich tam pełno) docieram w pobliże Hrdosnej Skaly, a następnie żółtym szlakiem przez Ostre wracam do Lubochni.


Z Lubochni to planuję na Kopę uderzyć.

A tak w ogóle to moglibyśmy się zgadać jeden samochód zaparkować w Kralovanach Dierovej drugi w Komjatnej i zrobić liniówkę jak się patrzy.

Wczoraj tak właśnie robiliśmy Lubań. Wchodziliśmy zielonym szlakiem z Ochotnicy Dolnej a zejście do Tylmanowej. Świetna sprawa.

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt kwi 03, 2018 7:16 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 03, 2005 1:09 pm
Posty: 22106
Carcass napisał(a):
W barze w Fackovie oferują ciapovane piwo po 0,70 euro, w dodatku z widokiem na owego Klaka właśnie.


Jak powstanie ranking najlepszych Widokowych Barów Górskich to ten bar ma miejsce w czołówce. Blisko baru w Terchovej z widokiem na zwężenie wąwozu i grań w tle.

Carcass napisał(a):
tzw. Sulovskich Skał


Kilka lat temu miałem przyjemność "debiutu" w tych górach. Wycieczka masowa, sporo dziewczyn. Idą, patrzą z zachwytem na liczne skałki pośród drzew. I skomentowały:
"Jakie te skały piękne. Takie falliczne w kształcie...".

Wycieczka trwała dalej.

Pięknie Panie Wojciechu. Czekam na Twe kolejne opisy moczenia ryja w górach.

_________________
"Stary jestem, mam sklerozę, czas umierać" 09.IX.2006 - rozstaj dróg w Dolince za Mnichem

"Stałem się nowym użytkownikiem ale ten nowy też musi posta napisać"


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt maja 15, 2018 10:58 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 31, 2005 7:05 am
Posty: 1607
Lokalizacja: Brzozówka k. Krakowa
Łukasz T napisał(a):
Kilka lat temu miałem przyjemność "debiutu" w tych górach. Wycieczka masowa, sporo dziewczyn. Idą, patrzą z zachwytem na liczne skałki pośród drzew. I skomentowały:
"Jakie te skały piękne. Takie falliczne w kształcie...".


Dziurek też sporo jest w tych skałach :).

_________________
Góry mogą zastąpić wiele leków, ale żaden lek nie zastąpi gór.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 9 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 0 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL