Proszę o wyrozumiałość, jako że jest to moja pierwsza, powiedzmy "relacja".
Mam szczerą nadzieję, że jakoś uda mi się wkupić w poczet tak przezacnych forumowiczów, i powrócić do łask Tomka i kolegów - nie chcę, żeby jedno niefortunne zdanie skreśliło mnie na tym wspaniałym forum. Niech ta relacyjka będzie formą przeprosin.:wink:
Z góry przepraszam za jakość zdjęć, ale na dzień dzisiejszy nie dysponuję lepszym sprzętem. I tak cud, że udało się je zeskanować.
Dzień 1.
Przyjazd w niedzielę - w Jaszczurówce jestem ok. 17:00, lecę pędem z językiem na brodzie, z całym bagażem do Kaplicy Najświętszego Serca Pana Jezusa na mszę, wyprosić ładną pogodę.
Potem zakwaterować się w pensjonacie i jazda na Kopieniec. Podejścia na Polanę Kopieniec nie wspominam najlepiej, szczególnie, że tego dnia męczyły mnie bóle brzucha, no i nawet nie zdążyłem nic zjeść, od razu poleciałem w góry. Szlak jest marny i miejscami kiepsko oznakowany. Ale widoczki z Kopieńca wynagradzają wszystko.
Dzień 2.
Giewont - nic dodać nic ująć, widoczki szczególnie w Piekle i na Małołączniak + Wielką Turnię wyborne. Start z Kuźnic po 6:00 na szczycie kilka minut po 9:00. Powrót Doliną Białego (teraz żałuję, że nie zrobiłem zdjęć), wcześniej po drodze Sarnia Skała. Tego dnia "Sokoła" widziałem chyba z pięć razy. Obracał kilka razy w te i we wtę jak wracałem. Może wie ktoś z was o jakimś wypadku w tym rejonie z 10.07?
Dzień 3.
Kościelec, w drodze powrotnej Nosal. Cóż powiedzieć... nazwa mówi sama za siebie. Szedłem od Zielonego Stawu, a mając w pamięci słowa któregoś z forumowiczów, że widział misia niedaleko dolnej stacji wyciągu na Kapsrowy, troszeczke się nerwowo rozglądałem na wszystkie strony.
Na szczycie spotkałem ptaszka-żebraczka, tak błagał, że dałem mu okruszki na odczepnego.
Na zdjęciu z profilem Kościelca powinno być widać takie małe szpileczki na szczycie - tylko, że - no właśnie - to nie cyfrówka.
Dzień 4.
Murowaniec-Krzyżne-5 Stawów-Roztoka-Palenica. Nad czym się tu rozwodzić... znana wszystkim trasa, bardzo ładna skądinąd.
No mogę wspomnieć, że tego dnia nabawiłem się pęcherzy (wyjdę na marudę
) , może dlatego, że założyłem dwie pary bawełnianych skarpet, a nie wełniane jak wcześniej - zawiodłem się trochę na butach, w sumie kupiłem je specjalnie dlatego, żeby mieć komfort, rok temu chodziłem w zwykłych traperach i pęcherze miałem już po pierszym dniu.
Dzień 6.
Morskie Oko - w planach były Rysy, ale burza przegoniła wszystkich śmiałków z nad Buli. Najgorsze było to, że w drodze powrotnej, tuż za schroniskiem, na powrót zrobiło się ładnie, chociaz kropiło.
Dzień 7.
Gubałówka i powrót.