W zasadzie nigdy nie łaziłem po Pogórzu Karpackim, choć obszarowo pogórza zajmują mniej więcej tyle samo co wszystkie Beskidy razem wzięte. Już od dawna słyszałem o Skamieniałym Mieście koło Ciężkowic i w planach miałem je zobaczyć, ale jakoś nie udawało się tych planów zrealizować. Zawsze coś "lepszego" wygrywało... aż do ostatniego weekendu.
Wyjazd dwudniowy rozpoczęliśmy od głównej atrakcji, czyli Skamieniałego Miasta. Ze względu na lokalizację naszej kwatery podeszliśmy do niego od tyłu. Wąwóz Czarownic.
A w nim Wodospad Ciężkowicki. Można powiedzieć - monumentalny, choć wody w nim niewiele. Widzicie Tobiego?
Następnie oglądaliśmy kolejne wychodnie skalne.
Wszystko ładnie opisane. Na tablicach wytłumaczona budowa geologiczna.
Skałek jest całkiem sporo, w różnych formach, mniejsze i większe.
Można natrafić na małe labirynty skalne.
Są też odpowiednie miejsca do ćwiczeń.
Reprezentacyjna skała Grunwald.
Wyszliśmy na jej wierzchołek, na górze trafił się wysyp prawdziwków. Poleżeliśmy w słońcu.
Punkt widokowy nad rzeką Białą.
Pierwszy dzień mieliśmy bardzo wypoczynkowy i spokojny. Daliśmy się zaczarować Skamieniałemu Miastu. Jest to bardzo przyjazne miejsce dla turystów. Dobrze oznakowana i opisana trasa. Czysto - nie wierzę, że ludzie nie śmiecą, czyli ktoś regularnie sprząta. Bezpłatny wstęp, darmowy parking, tania knajpa z dobrym jedzeniem. Byliśmy bardzo zadowoleni.
Co prawda mieliśmy dojść do wieży widokowej w Bruśniku, ale co się odwlecze to nie uciecze.
Na koniec dnia obejrzeliśmy sobie jeszcze rynek w Ciężkowicach, kościół, ratusz. Bardzo przyjemna i kameralna miejscowość.
Drugiego dnia w planach jest pochodzić więcej po okolicy. Zaczynamy w Kąśnej.
Szlak prowadzi zarówno asfaltem, jak i bezdrożami.
Napotykamy kolejne wychodnie - Skała Wieprzek. Ogromna.
Można ją zdobyć (udało się tylko facetom). W zasadzie składa się z 3 oddzielnych skał, rozdzielonych u góry metrowymi szczelinami, które rozszerzają się ku dołowi. Zdjęcie nie oddaje tego jak tam jest, a jest bardzo ciekawie.
Idziemy w kierunku Jamnej.
Znowu asfalt. Nie lubię asfaltu, ale o dziwo tutejsze drogi mają swój urok. Są bardzo wąskie, dokładnie na jedno auto osobowe. Ruch niewielki, miejscowi jeżdżą wolno.
Kolejne wychodnie - rezerwat Diable Skały na Bukowcu.
Jesienne barwy. W zasadzie wszystkie kolory od zielonego, przez żółty i czerwony do brązowego na jednym drzewie.
Słońce coraz niżej, robi się coraz ładniej.
Teraz idziemy bezszlakowym grzbietem. Wg mapy powinna być tu droga.
Typowy krajobraz pogórza.
Można robić tapety.
Krajobrazy strasznie spowalniają marsz.
Ledwie zdążyliśmy na wieżę w Bruśniku przed zachodem.
Wrzuciłem sporo zdjęć, bo chciałem spróbować pokazać uroki pogórza, którego sam kompletnie nie doceniałem. Myślę, że warto się wybrać w te strony i pochodzić na spokojnie, bez długich stromych podejść. Może na rower?
Piękna nasza Polska cała - zajebista i wspaniała!