Dzień dobry.
Pogoda dalej rozpieszcza. I po raz kolejny dotrzymuje słowa - było jak fachowcy przepowiedzieli. Słońce, zero wiatru, trochę mrozu - sielanka.
Wybraliśmy Pieniny.
Wybór okazał się dobry - widoki ze szczytów były piękne, wąwozy skalne zachęcające do powrotu, drzewa ośnieżone, skały zalodzone. Co prawda ten ostatni element trochę zaburzył sielankę wyjazdu ale ogólnie było pięknie.
Wyjechaliśmy z Żywca o 5.32. Najbliżej mieszkający typ spóźnił się. Tłumaczył się , że szukał i nie znalazł karty PTTK ale ja sam sobie nie wierzę. Nic to - cztery osoby do auta i jazda przez mgły i upiory do Krościenka. Krościenko powitało nas słońcem i dobrym słowem. Plecaki na plecy, buty na nogi, czapki na głowy i ul. Św. Kingi do boju marsz. Jak zaczęliśmy maszerować dotarliśmy do Przełęczy Sosnów. Droga była lekko specyficzna, np. lód na drewnianych schodach. Pisząc krótko - obuwie dolne musiało być tego dnia ( dla spokoju ducha ) zaopatrzone w elementy metalowe. Krytyków takiego rozwiązania serdecznie pozdrawiam. Z przełęczy troje z nas udaje się od razu na Sokolicę, a ja na pobliski pagórek - w celu zrobienia zdjęcia Sokolicy. I im i mi plan się udał. Następnie docieram na szczyt, witam się z Gąską Balbinką vel Sosną Reliktową, pozdrawiam dwoje turystów i zasiadam z moimi znajomymi. Czas na zdjęcia i na gadanie głupot. To i to wychodzi nam dobrze. Pierwsze śniadanie, drugie czytanie, trzecie oglądanie. Co prawda byłem drugi raz w życiu na Sokolicy ale wcześniej widziałem zdjęcia z tego szczytu w mitycznym internecie

Po dość długiej przerwie ruszamy dalej czyli ponownie wita nas Przełęcz Sosnów. Jednego z nas powitała bardzo wylewnie. Przygrzmocił łbem i resztą całego siebie o zlodowaciałą glebę. To ten, który nie założył raków. Krwawe Pieniny zaszczerzyły kły. Opatrzyliśmy mu łeb, powiedzieliśmy słowa otuchy i poszliśmy na Sokolą Perć. Fajnie było, zdjęcia się robiło. Następnie dotarliśmy do Przełęczy Szopka. Pomachaliśmy łapkami w stronę Tatr i poszliśmy na Trzy Korony. Kolejki nie było więc od razu weszliśmy na platformę widokową. Z widokami na cztery strony świata i gór.
Droga powrotna była krótsza - zeszliśmy do Krościenka krótszym szlakiem. Auto stało.
































Po zakończeniu walk z Pieninami dobry kierowca podrzucił mnie do wylotu Doliny Chochołowskiej.
Przepakowałem się, pożegnałem się i poszedłem do Schroniska Chochołowskiego - na spotkanie ze starymi znajomymi. Oni chodzili po Tatrach od czwartku, ja do Nich dołączyłem na jeden nocleg. I rozmowy schroniskowe.
Do schroniska szedłem tylko ja, setki luda wracało z Doliny. Pogoda była wręcz piękna. Krokiem swobodnym i lekko ślizgowym dotarłem do celu w 2 godziny. Zostałem powitany już u drzwi budynku. Szybkie zrzucenie plecaka, przebranie się i czas na rozmowy. Na początku na jadalni, potem na parterze, później w pokoju nr ..., a na koniec w pokoju o innym numerze. Pełna kultura.
Ranek był jeszcze piękniejszy. Dla zdrowia udaliśmy się do Jarząbczej co by tam pożegnać się i podzielić na grupy. Ja udałem się na parking - kolega z wozem konnym czekał. Dziękuję Ali Siódmy !
Pisząc w skrócie - piękne dwa dni turystyczne.



























