nutshell napisał(a):
Wasz pieso jest kapitalny, naprawdę
Skąd wzięliście taki górski model??
Jak to skąd... z gór?
Kiedyś już gdzieś napisałem skąd go mamy...
W roku 2009 pojechaliśmy z początkiem października do Ustrzyk Górnych na tydzień, aby delektować się Polską Złotą Bieszczadzką Jesienią. Pierwszego dnia cały czas padał deszcz, a dugiego zaczęło walić śniegiem i to konkretnie. Właśnie drugiego dnia, kiedy zaczęliśmy iść na Wielką Rawkę, pdążył za nami pies, który wyglądał na jakiegoś miejscowego. Próbowałem go na początku odgonić, żeby się nie wlókł po lesie, ale nie posłuchał. Uparcie szedł za nami. I doszedł, aż na sam szczyt Wielkiej Rawki, gdzie strasznie wiało.
Wróciliśmy na kwatery, pies szedł cały czas z nami. Kiedy weszliśmy do domu położył się na wycieraczce pod drzwiami i zwinął w kłębek. Po paru godzinach poszliśmy do knajpy. Pies za nami. Został pod knajpą. Ponieważ ruch był spory robiliśmy zakłady, czy przyczepi się do kogoś innego, czy jak wyjdziemy, to będzie na nas czekał. Okazało się że czekał, wrócił z nami na kwaterę i znów zwinął się w kłębek na wycieraczce. Zapytaliśmy gospodarzy, co to za pies? Odpowiedzieli, że kręci się po wsi od lata, musieli jacyś turyści zostawić, ale idzie zima, to go pewnie wilki zjedzą. Ukochanej zrobiło się smutno i poszła zobaczyć, czy dalej leży na wycieraczce. Leżał i był cały przysypany śniegiem, który cały czas padał, a wiatr tworzył na psie zaspę. Wytłumaczyłem Ukochanej, że moja mama ma już 4 psy i nie można jej obarczyć piątym, a do bloków nie ma sensu go brać, bo cóż on będzie robił cały czas w pustym mieszkaniu. Życie jest okrutne i mówi się trudno. Ukochana przemyślała sprawę i jak już leżeliśmy w łóżku powiedziała, że pies będzie z nią mieszkał w bloku, a jak mi się nie podoba, to mogę się wyprowadzić. Dodatkowo natychmiast mam iść po niego i przemycić go do pokoju, aby się ogrzał. Cóż było robić, Ukochanej trzeba się słuchać.
Następnego dnia poszliśmy na Caryńską. Pies z nami. Śniegu było ponad metr... złota jesień. Caryńskiej nie zdobyliśmy, chociaż bardzo się staralśmy... za dużo śniegu, wiatr. Doszlśmy może z 200-300 metrów od szczytu. Strzępkowi wiatr nawiał śniegu na oczy, tak że nic nie widział:
Ale wystarczyło mu oczyścić oczy i dawał radę dalej
Po powrocie z Caryńskiej okazało się, że w Ustrzykach nie ma prądu, wody (bo pompa wodna jest na prąd) i ogrzewania. Następnego dnia zrobiliśmy ewakuację, w obawie, że ciągłe opady śniegu unieruchomią nas tutaj do wiosny.
Strzępek został wpakowany do auta i pojechał do swojego nowego domu:
Okazało się, że nie miałem racji. Pies w blokach jakoś wytrzymuje. Jest grzeczny, nie rozrabia jak jestesmy w pracy, nie sprawia żadnych problemów (no poza okresami kiedy linieje - wtedy jest 2x dziennie odkurzanie). Wyprowadzać go 3x dziennie na sikanie to przyjemny obowiązek. Właściwie dzięki Strzępkowi zacząłem regularnie biegać w okresie wiosenno-letnim, bo mam motywację, aby go rozruszać (i siebie też). Dobrze, że wtedy Ukochana postawiła na swoim