Godzina 00:45, przyjeżdża Maju i już marudzi, że się spóźniłem 2minuty. Potem pod G0 po pozostałą część ekipy, a dalej do sąsiadów pograć w szachy. Raz pada, raz leje, jednak mamy nadzieję, że prognozowany warun się sprawdzi. Wjeżdżamy na Podhale i nagle robi się pogoda. No tak, Górole u szamana zamówili pogodę. Gaśnie nam auto na ostatnim przejeździe kolejowym przed parkingiem w Popradzkim, "no to ..." wypalam, a ekipa z tyłu od razu się budzi od migającego światełka i rozkminia, dlaczego stoimy na przejeździe elektriczkovym, jest wesoło. Koło 04:00 jesteśmy na parkingu, przepak i asfaltem do schronu. Na rozjeździe na Wagę rozdzielamy się, bo wspomniana druga ekipa udaje się na Królową. Koło 05:00 wbijamy w chaszcze w kierunku Złomisk. Droga mija szybko gadając o pierdołach i szybko dochodzimy nad złomiskową rówień. Odbijamy w kierunku dolinki Rumanowej, szukając jakiegoś wariantu pomiędzy telewizorami o najróżnejszej przekątnej. Tu Majowi włącza się naturalna skłonność geofizyka do używania pojęć, o których nikt normalny nie ma pojęcia i zaczyna gadać o batolicie, po części w związku z tym rumowiskiem wokół nas, używając przy okazji różnych innych terminów znanych tylko jemu, ale my by się nie dogadali
?! Pod wylotem żlebu wspomnianym w WHP1381 chwilę plażujemy, a potem wbijamy w żleb. Nim wychodzimy nieco za wysoko, jednak szybki trawers pozwala wrócić na właściwą ścieżkę. Droga jest prosta i ewidentna, choć wszystko wyjeżdża z pod buta. Na przełęczy nieco piździ, więc ewakuujemy się na grań, co by się schować i poczekać na Maja. Grań jest piękna, lita i eksponowana, a dobre klamy szybko pozwalają wbić na wierzchołek. Tu dochodzimy koło 08:15 i siedzimy chyba do 10:00. Wpis do książki, potem przebieramy się i rozkładamy szachy, na w miarę płaskim stole.
Gdzieś po 09:00 dostrzegamy wcześniej wspomnianą ekipę na prawym wierzchołku Królowej. Piździ tylko troszkę, ale nasz strój to nie softszel, więc jest trochu zimno. Zbieramy graty, zakładamy szmaty zejściowe i na przełęcz, bo wróżbity przewidywały deszcz koło południa. Na przełęczy czekamy na Maja, bo schodzi nieco wolniej. Przyglądamy się górnej części Stanisławskiego, spadającego na drugą stronę, mrok. Zejście z przełęczy w tym parchu nie jest sprawą trywialną, aby nie zrzucić komuś czegoś na łeb, idziemy zatem ostrożnie i "double checked". Po wyjściu ze żlebu na zachód jest już spoko i po jakimś czasie jesteśmy znowu u wylotu żlebu w dolince Rumanowej. Obserwujemy łojantów na Szarpanych Turniach, tłok
. W zejściu klniemy na tego, kto tu wysypał te telewizory, które ciągną się w nieskończoność, "powinni to zalać betonem! :]". W końcu jesteśmy z powrotem na złomiskowej równi, jest koło 13:00, a że deszczu na razie nie widać, to znowu plażujemy. Maja bolą kolana, więc schodzimy powoli, ale ekipa z Królowej określiła się, że nie będą koło schronu wcześniej, jak koło 15:00, więc nie pali nam się. W zejściu oczywiście znowu gadamy o pierdołach, a kolega Marcin, który idzie z nami po raz pierwszy już na nas tak dziwnie nie patrzy, po spędzeniu z nami całego dnia. W końcu most, drabinka, jest cywlizancja! W schronie oczywiście browarek, po którym szybko przytulam się do stołu, bo czekamy jeszcze na drugą ekipę. Bardzo denerwuje ładny zapach z grilla, ale nie poddałem się. W końcu jesteśmy w komplecie, więc marsz do samochodu. Tu kasujemy za parking 5.30E, przepak i do Polszy. Do miasta Smoka Wawelskiego wracamy przed 20:00.