LigeiRO napisał(a):
W kronikach TOPRu jest tylko tyle mimo ponad 700 stron:
To jest właśnie ten fragment zawarty w książce "Na bezdrożach tatrzańskich"
Tu jest notka o Zygmuncie Dadlezie z Wielkiej Encyklopedii Tatrzańskiej.
http://z-ne.pl/t,haslo,853,dadlez_zygmunt.htmlA tu jest felieton
Mariusz Zaruski
Z Tatr
(teksty z czasopisma „Zakopane”, 1908-1914)
http://www.pinkwart.pl/zaruski/Felietony/1908-23.htmFragment:
Cytuj:
Zdarzenie, o którym wspomniałem, miało przebieg następujący: młody turysta, p. Z. D., słuchacz medycyny, dn. 6/IX poszedł na Krzyżne, z Krzyżnego Orlą Percią na Przełęcz Buczynową, a że późna pora już była, począł schodzić najbliższym żlebem do Dol. Pańszczycy. Żleb zmienił się w komin, komin w rysę, rynnę i niebawem p. D. stał już w miejscu, z którego ani kroku dalej nie mógł się ruszyć: w niewygodnej i niebezpiecznej pozycji przestał blisko dwie doby, zanim dwaj turyści przynieśli o nim wiadomość do Zakopanego i pomoc nadeszła. P. D. nikogo w domu nie powiadomił o zamierzonej wycieczce; w ciągu też pierwszej nocy i dnia następnego szukano go w Nosalu, w lasach i skałach Kopieńca – wreszcie w okolicy Giewontu, na te okolice bowiem wskazywały pewne poszlaki. Gdy dowiedziano się o miejscu jego pobytu, o godz. 1 1/2 w nocy wyruszyła z Zakopanego wyprawa ratunkowa, złożona z przewodników: Klemensa Bachledy, Józka Bachledy, Jana Pęksy i niżej podpisanego, którym czynną pomoc aż do podnóża Buczynowych Turni okazywali p. K. Brzozowski i p. A. Winczewski ze swoim towarzyszem. O godz. 7 1/2 rano (8/IX) p. D. był już w miejscu bezpiecznym. Stosunkowo szybką akcję przypisać należy szczęśliwemu zbiegowi warunków: że wymienieni przewodnicy byli tej nocy w domu, że p. A. Góraś bez wahania oddał nam do dyspozycji wielką ilość lin ze swego magazynu, żeśmy wreszcie koni w nocy dostali, którymi dojechaliśmy na Cyrhlę. A gdyby noc zeszła na organizowaniu wyprawy i pomoc późno nadeszła – może za późno? P. D. więcej niż półtorej doby przestał na miejscu, dwie noce opierał się znużeniu i senności, ale czy na trzecią dobę sił by mu wystarczyło? Sprawiedliwiść nakazuje przyznać, że o ile marszruta wskutek niedoświadczenia p. D. była źle obliczona, o tyle zachowanie się jego, gdy się już ujrzał w turniach zamkniętym, było zupełnie rozważne i świadczyło o sile charakteru i wytrwałości fizycznej. P. D. postanowił czekać na miejscu pomocy i wytrwał z uporem. Gdyby był uległ zdenerwowaniu i próbował sam wyrwać się z matni, byłby zginął niechybnie.
Jest tam też mowa i wezwanie do datków. O pomocy ojca akurat mowy nie ma.