Kiedy wlazłem na Tarnicę rozpoczęła się moja przygoda z KGP. Teraz systematycznie powiększam swój dorobek w tym kierunku. Rok 2012 rozpocząłem od kolejnego szczytu z tego grona. Ale po kolei...
Czwartek 19 - ego przyjechałem do Wrocławia do kolegi ze szkolnej ławy. Niby to w odwiedziny, ale zamiar był prosty - idziemy na Śnieżkę. Od kilkunasty dni w Karkonoszach 3SZL, więc wybieram teoretycznie najbezpieczniejszą trasę pod tym względem. Radek zabiera Baśkę - koleżankę z pracy.
W Karpaczu o siódmej rano termometr pokazuje -2 st C. Ruszamy spod Świątyni Wang. Po drodze widać jak dużo tu śniegu spadło w ostatnich dniach. Po godzinie Baśka narzuca tempo - widać że nie na darmo startuje w maratonach, kondycje ma wyśmienitą. Zaczyna pruszyć śnieg, który później staje sie coraz gęściejszy. Do Strzechy Akademickiej dochodzimy po ponad dwóch godzinach. tam zatrzymujemy sie na herbatę i posiłek. No alez ile można siedzieć siły regenerować, więc ruszamy dalej. Wychodzimy ze schroniska i w prawo pod górę za niebieskimi tykami. Nikt tą droga dziś a przynajmniej przez ostatnie dwie godz nie szedł. Nie ma śladów więc idziemy od tyczki do tyczki torując sobie na zmianę. Widoczność najpierw na 10 tyczek później 5 i momentami nawet tylko dwie. Śnieg do połowy łydek, mocny wiatr zawiewa od prawej strony. Chwilami pokazuje się niewielki skrawek niebieskiego nieba, więc myśli sa optymistyczne. Mijamy połączenie ze szlakiem czerwonym i co? Schodzimy w dół. Nie, nie tylko nie w dół! Dlaczego nie jest płasko? Gogle mi parują, co chwila ściągam i przecieram aby widzieć coś więcej niż na trzy metry przed sobą. Przed Śląskim Domem stajemy na moment, by za chwilę rozpocząć atak szczytowy. Raki w pogotowiu w plecaku czekają na oblodzenie ale daremnie. Śnieg na podejściu głęboki. Idziemy wzdłuż łańcuchów i w kolejności Baśka, ja i Radzio w odstępach 5 minut dochodzimy do UFO. Na ekranie w środku Wiatr 22m/s i -8 st C W restauracji rozgrzewamy się czym kto może. Czas tej ciepłej sielanki dobiega końca. Ubieram się jak na biegun: ciepła czapka i rękawiczki kominiarka, gogle na ślepia i chodu z powrotem. Przed budynkiem jeszcze pamiątkowa fota. Już podczas zejścia gogle mi zamarzają od środka więc idę na czuja widząc tylko skrawek łańcucha. Gdy je zdejmuję kryształy lodu wbijają mi się w oczy i policzki powodując niesamowity ból. Nie wiem co lepsze: ten ból czy wędrówka po omacku. Zachodzimy po drodze na parę minut do Śląskiego Domu i za chwile podchodzimy w strone Strzechy. Nie ma mowy o śladach, które zostawiliśmy idąc w druga stronę. Śniegu nawiało i dosypało na nowo. Jest juz go na całej trasie po kolana a miejscami po jaja. Przez gogle widzę jedynie obrys postaci Radka, ale gdy szedłem pierwszy trzeba je było zdjąć. Kolejne pieczenie na twarzy i sople zamiast brwi i rzęs. Każdy krok wysysał siły niczym odkurzacz. Nieraz wpadając w zaspy padałem na kolana aby się z nich wydostać. Do strzechy nie wchodzimy tylko od razu do lasu. Tam już wszystko wróciło do normy. Nogi idą same jak z automatu. Na parkingu jesteśmy o 16.30 odkopujemy samochód i ruszamy w stronę Wrocławia, gdzie po kilku piwach i kąpieli wpadam w objęcia Morfeusza.
Każda Wycieczka górska daje nowe doświadczenia - tego jeszcze nie miałem. Padający śnieg w połączeniu z silnym wiatrem daje niezły efekt i nawet najlepszych może wytrącić z równowagi fizycznej jak i psychicznej. Po tym dniu wiem, że nie byłem przygotowany kondycyjnie na takie atrakcje - trzeba pracować nad sobą. Baśka okazała sie babą z jajami. Góra łatwo sie nie dała, ale i łagodnie nie chciała sie pożegnać. Śnieżka pewnie jest prosta do zdobycia, lecz nie w warunkach zimowych. Wróce na bank.
Żadna inna góra mi tak w dupę jeszcze nie dała
Więcej pstryków na których mało widać:
https://picasaweb.google.com/1126310981 ... SZESNIEZKA