"Hieny" ... Wybaczam Ci boś oszalał.
Panie Mazio - zawsze starałem się rozweselić publikę. Zazwyczaj tekstami pisanymi na poważnie ...
Idziemy dalej. 2 sierpnia tegoż roku. Powstajemy z wygodnych miejsc leżakowych i radośni śniadamy. Oczy mi wyszły od słodyczy herbaty. Pakujemy się pod schroniskiem wzrokiem żegnając masowców udających się tam gdzie my - znaczy się drogą na Mały Triglav. Trochę po płaskim i w ścianę. Trochę ubezpieczeń, sporo zdjęć. Mijamy grupki młodzieży i ludzi starszych. Nawet od Dona. Po pewnym czasie z mroku wyłania się Triglavski Dom i turyści idący z niego na Mały , a później na Triglav. Ogólnie pisząc tłumy zacne. Wczoraj spotkaliśmy do Triglavskiej Szczerbinki ( czy jak to się pisze
) 6 ludzi, a dziś tak z legion
. Ale byliśmy świadomi tego więc nikt nie narzeka, że inni przeszkadzają mu w "podziwianiu piękna gór". Góry dla ludzi !!! Nie dla bydlaków !!! Na Małym ( 2 725 m ) siadamy i Dr Dr z Luizą prawie zrzucają się w przepaść podczas zażartej dysputy pt : Gross to czy nie Gross ? Widać było wszystko a nawet ( ze szczytu 2 864 m) Adriatyk. Dla "oszołomów z górskimi klapkami na oczach" wytłumaczę, że jest to zbiornik wodny zwany morzem
Dociera do nas Kasiek, która preferuje dostojny styl przemieszczania się po trasach ( w końcu "86" w Jej nicku to wiek ). I w czwórkę ruszamy "zdobyć świata szczyt". Co prawda to tylko najwyższy szczyt Słowenii ale to nie ważne
Ważniejsze jest to , że tego dnia Luiza ma urodziny, a Kasiek zdobędzie Swój najwyższy szczyt ( na razie - coś wyczuwam, że Ją wyżej pogna w przyszłości ). Jeżeli dobrze pamiętam to rytualnie kopneliśmy budkę na szczycie o 9.25. Ja ( z racji trójki w nazwie
) robię to trzeci raz, pozostałe typki pierwszy. Tych "pierwszych" było tam zresztą od groma bo stale kogoś bito liną w "kiosku szczytowym". My tak barbarzyńscy nie byliśmy
. Inaczej uczciliśmy zdobycie szczytu. Długo siedzimy na pagórku. Ptaki latają, śmigłowce dostarczają towar do schronisk, samolot krąży nad szczytem. Sklep oferuje napoje ( chłodzone w śniegu ), koszulki i inne pamiątki. Nie nabywamy. Czas wracać. Idziemy tą sama granią co przyszliśmy na Mały Triglav, a następnie skręcamy w lewo i staczamy się do Triglavskiego Domu ( 2 515 m ) najwyżej położonego schroniska w Słowenii. Ale tylko w celach kulinarnych, nie leżakowych. Siadamy przed schroniskiem i opalamy mordy. Razem z nami spory, różnojęzyczny tłum. Ciąg dalszy wycieczki to okrutnie trudny szczyt Kredarica ( 2 540 m ). Kto był to wie jak tam jest trudno, kto nie był i tak z opisu nie zrozumie dramatu sytuacji. Więc nie będę opisywał tych przerażających chwil. Następnie trawersujemy grzbiet ( jak to rzekła Luiza - "toż to odcinek Skrajny - Krzyżne !" ) a potem w lewo staczamy się w stronę Domu Stanica ( 2 332 m ) - kolejne schronisko na trasie. Zapewniamy sobie nocleg i widoki na przyszłość. Tu taka mała dygresja. W Planikov i Aljazev obsługa wręcz przyjazna turyście. W tym to jakoś inaczej to odebraliśmy. Panie Zombi - podobnie odczuwasz temat ? Wracając na trasę - jako, że dzień młody ruszamy dalej. Na Begunjski Vrh ( 2 461 m ) i Visoka Vrbanova Spica ( 2 408 m ). Schodzę też trochę ( do pierwszych ubezpieczeń ) w stronę Spodniej V.S. Jak tam jest to opisała Matragona i Zombi. Trzeba to w przyszłym roku zdobyć. Wracając na Visoką spotykam Luizę, która też zeszła i pokazała mi okienko skalne. Wracamy na szczyt i potem do schroniska. Czas na obiado kolację. Tam już czekają Ania z Carcassem. Niejaki Triglav wcześniej odwiedzili. A jak się rzekło, że Luiza dziś świętuje więc symbolicznie ( w chmurze
) wznosimy toasty. Siedzimy pod schroniskiem, a po prawicy szczerzy kły niejaka Rjavina. Plan dnia kolejnego. Miał być Cmir ale towarzystwo zmieniło zdanie. Coś mi się wydaje, że na lepsze
. Tak minął 2 sierpnia 2011 roku.
Dobranoc Państwu.