Cytuj:
Bardzo proste... Wprowadzić ubezpieczanie od akcji ratunkowych w górach.
Tak jak jest w Alpach czy innych górach świata.
Proponowanie takich rozwiązań przez turystów górskich i wspinaczy jest strzelaniem sobie samemu w stopę.
W tej chwili mamy zapewnioną akcję ratunkową za darmo ponieważ:
a) płacimy za bilet wstępu do TPN- część z tego dochodu idzie do TOPR.
Problem polega na tym, że wcześniej te pieniądze (z biletów) szły bezpośrednio do TPN-u i TOPR-u.
Teraz, po likwidacji gospodarstw pomocniczych, pieniądze te idą najpierw do Ministerstwa Środowiska, a potem miały wrócić z powrotem do TPN-u i TOPR-u.
Pomijam już, że to rozwiązanie generuje tylko dodatkowe koszty (trzeba opłacić ludzi, którzy będą to rozliczać i pilnować przepływów).
Doskonale pamiętam jeszcze, jak te organizacje wyrażały obawy o to, czy rzeczywiście te pieniądze do nich wrócą (te dochody wynikają bezpośrednio z ich pracy), a ministerstwo gorąco zapewniało, że tak się właśnie stanie. Jak widać słowo ministerstwa można sobie wsadzić tam gdzie słońce nie dochodzi

.
b) płacimy składki na ubezpieczenia zdrowotne - także z tego względu opiekę medyczną szpitalną i ratunkową mamy zapewnioną.
Dlaczego mamy płacić jeszcze za coś co już i tak finansujemy?
Powinniśmy raczej walczyć o te pieniądze, które pod płaszczykiem legislacji są po prostu z TPN-u i TOPR-u kradzione!
W kwestii dodatkowych ubezpieczeń- czy słyszeliście o jakiejś innej grupie społecznej chcącej się samoopodatkować?
Gwarantuję wam że takie rozwiązanie nie poprawi znacząco sytuacji TOPR-u. Ubezpieczyciele bowiem mają tą cechę, że bardzo chętnie pobierają składki, natomiast gdy przychodzi do wypłaty ubezpieczenia czy pokrycia kosztów akcji, wykorzystują każdy kruczek by tego nie robić.
Poza tym składki są tak dobierane by wyrównać koszty akcji ratunkowej+zysk dla ubezpieczyciela, czyli dajemy forsę panom ubezpieczycielom. Gdy okazuje się że ubezpieczyciel nie jest w stanie pokryć szkód które ubezpieczał, albo ogłasza bankructwo- czyt. prezesi biorą sowitą odprawę, na roszczenia zostawiają tyle ile muszą (gdy firma ubezpieczeniowa jest mała), lub kombinują jak mogą, by ubezpieczeń nie wypłacać (gdy ubezpieczyciel jest duży). Przykład sytuacji ubezpieczonych po ostatniej powodzi doskonale to ilustruje.
Można także posługiwać się przykładem Słowacji- tam wprowadzono ubezpieczenia górskie.
Co dla mnie jako turysty górskiego z tego wyniknęło?
Ano to, że wcześniej miałem zagwarantowaną akcję ratunkową za darmo- finansowaną z budżetu Słowacji (tak jak Słowacy mają taką akcję u nas).
Teraz muszę płacić za ubezpieczenie. I nie chodzi tu już o kwoty ubezpieczenia- bo te są dosyć niskie (0,5-1E/dzień). Chodzi o "elastyczność". Wcześniej mogłem w ciągu jednego dnia podjąć decyzję czy jechać i na miejscu decydować czy iść w góry, na jakiś zamek, czy do knajpy. Teraz formalnie powinienem decydować dzień wcześniej, bo ubezpieczenia nie można wykupić "na dziś", tylko co najmniej "na jutro". Efekt jest taki, że obecnie chodzę bez tego ubezpieczenia, ryzykując konieczność wyłożenia sporych pieniędzy, w razie gdyby mi się coś przytrafiło.
Cytuj:
Nie opłacaliśmy z naszych pieniędzy bezmyślnym akcji ratunkowych.
Każdemu poszkodowanemu w górach można zarzucić bezmyślność.
Jest niemal pewne, że każdy ubezpieczyciel jako bezmyślne uznałby np. wchodzenie zimą na Rysy i wymagałby do tego ubezpieczenia od sportów ekstremalnych (a te już takie tanie nie są).
Zresztą ci całkowicie bezmyślni i tak nie będą się przejmować koniecznością ubezpieczeń. Z prostego powodu: oni nie mają zwykle żadnej wiedzy o górach.
Po prostu przyjeżdżają np. do Zakopanego, widzą te góry, są nimi zachwyceni, i idą.
I wiecie co? Ja ich całkowicie rozumiem i nie potępiam, gdy przydarzy im się wypadek.
Przecież entuzjazm, który każe panience w szpilkach wchodzić na Giewont, jest taki sam jak ten, który zmusza mnie do chodzenia w góry.
Różnica między nami jest tylko taka, że ja mam już jakąś wiedzę i doświadczenie i potrafię się odpowiednio przygotować, a ona jeszcze nie, bo nigdy się tym nie interesowała.
Ba- pomimo wiedzy i doświadczenia dalej przytrafia mi się robić różne głupoty i niepotrzebnie ryzykować- najczęściej zdaję sobie z tego sprawę już po powrocie (zresztą takich sytuacji w górach na dłuższą metę nie da się uniknąć).
Ich przynajmniej ta niewiedza rozgrzesza.
Podsumowując- nie apelujcie o wprowadzenie dodatkowych ubezpieczeń. Nic nam to nie da, co najwyżej uprzykrzy życie.