Sobotni poranek 20 marca,
- Sidy, mieliście wcześniej wstać i nas obudzić
- No cóż, sami nie wstaliśmy...
Tak to polegać na leniwcach. Mówię, Wam, Sida leniwca nic nie zmieni...
Wyruszamy wiec o 10 z Krakowa w kierunku Rabki. Ja mężnie dzierżę mapę w dłoni. Plan jest prosty, wyruszamy z Zarytego żółtym drżąc przed osławioną Percią Borkowskiego.
- Na przeciwko wejscia na szlak jest Kościół i jakaś knajpa - dziele się cennymi informacjami. O, i jest knajpa, karczma z pięknym parkingiem. Zatrzymujemy się, Adaś (Sidowy leniwiec) upewenia się jeszcze w knajpie, czy aby na pewno "tędy na Luboń". Miziamy chwilę grubego kotka, karmimy go kanapkami i wyruszamy w trasę, w pełni przekonani, że szlak przed mostkiem to niebieski a za mostkiem będzie żółty. Skręcamy w pierwszą lepszą drogę za mostkiem i ruszamy w kierunku góry.
Pokonujemy przeszkody na trasie i nie zrażamy się brakiem oznakowania trasy.
Pogoda jest wprost bajeczna, błoto po kolana
Trafiamy na kapliczkę... no tak... zdecydowanie to nie była ta karczma, jesteśmy na zielonym.
Zawiedzeni brakiem możliwości pokonywania przeszkód i wspinaczki po skałach dziarsko idziemy dalej.
Błoto znika a pojawia się przyjemny wydeptany śnieg na szlaku.
Idzie się dobrze, słoneczko świeci.
Nareszcie jest i schronisko:
Robimy kilka fotek:
I maszerujemy do schroniska na małe co nieco. Żurek mój pycha, polecam. Sidowe frytki niekoniecznie. Z niechęcią opuszczamy przytulne miejsce, klikamy jeszcze kilka fotek i biorąc pod uwagę galopujący czas i plany wieczorowe galopujemy niebieskim w dół.
Dochodzimy po śniegu, błocie i wodzie do drogi... No tak... Jest i kościół... Oraz inne znaki szczególne w postaci wyciągu narciarskiego. Mapa zostaje mi odebrana...
Wracamy zadowoleni do Krakowa, modląc się o brak korków w Libertowie. Uff, udało się. Wieczorem czeka nas jeszcze "relaksacyjne spotkanie"...