Po kilku tygodniach bezskutecznego umawiania się, wreszcie znajdujemy termin z dobrą prognozą pogody, który pasuje zarówno !, jak i mnie. W ostatniej chwili dołącza do nas explorer i spotykamy się w sobotę o 5 rano na dworcu w Krakowie. Braliśmy pod uwagę 2 cele, ostateczna decyzja miała zapaść w busie. Na wysokości Bukowiny zobaczyliśmy, że na szczytach Tatr Wysokich panuje już jesień i pojawiły się oblodzenia. Powstało pytanie, czy próbować w ogóle wejścia na Mięguszowiecki. Szczerze mówiąc, ja byłem za tym, żeby iść na górę, którą ostatecznie zrealizowaliśmy w niedzielę, ! twierdził, że może iść zarówno na Sarnią Skałę, jak i Zachodnią Łomnicy i żebyśmy sami decydowali. explorer za to był strasznie nakręcony na Mięgusza, pewnie dlatego że mógł przyjechać tylko na 1 dzień. I głównie dzięki niemu jednak spróbowaliśmy.
O godz. 8.30 startujemy z Palenicy. Jeszcze tylko myto dla TPNu i szybkim krokiem podążamy w stronę Morskiego Oka. Po drodze ja i ! zostawiamy koło Wodogrzmotów czekpoint w postaci 10ciu puszek półlitrowej many. Mieliśmy zamiar nocować w Roztoce. Po 2h jesteśmy już przy rozstaju szlaków w Dolince za Mnichem. Mijamy tłumnie obleganego tego dniia Mnicha i kierujemy się w stronę Galerii Cubryńskich. Co jakiś czas pojawiały się niewielkie oblodzenia, ale raczej incydentalnie. Samo przejście Galerii przy względnie suchej skale nie nastręcza żadnych trudności technicznych. W końcu docieramy do wylotu Hińczowego Żlebu. Okazuje się być stromy i dobrze zalodzony - 2 synonimy dobrej zabawy. Już pierwsze kroki przekonały mnie, że będę musiał porządnie spiąć dupsko, żeby przejść ten odcinek drogi. Szliśmy bardzo powoli i ostrożnie. W około 1/3 długości żlebu zawiesiłem się na dobre 10 min. Nie byłem w stanie dobrać żadnego sensownego zestawu chwytów, żeby pokonać trudniejsze 2-3 m drogi. W końcu mi się udało, stanąłem wyżej w bardziej bezpiecznym miejscu i po ciele rozlało się błogie ciepełko. Przyznaję, że dla mnie był to najtrudniejszy odcinek drogi. Drugie miejsce, gdzie przez chwilę nie mogłem się ruszyć znajduje się...dosłownie 3 m pod Hińczową Przełęczą. W końcu wychodzimy na grań. Wita nas piękne słońce, jest ciepło. Liczyliśmy na to, że na południowej wystawie będzie to wyglądało lepiej. Stwierdziliśmy, że zejście Hińczowym w dół jest nierealne i jeżeli nie damy rady przedostać się do Przeł pod Chłopkiem, to trzeba awaryjnie uciekać na Słowację.
Rozpoczęliśmy trawers w stronę Wielkiego. Po jakimś czasie zauważyliśmy 2 osoby na wierzchołku, co dobrze rokowało. W zacienionych miejscach zdarzały się oblodzenia i trzeba było tam bardziej uważać. Po pokonaniu rynny trawersujemy do Balkonu. Do tej pory nie było trudności. Kierujemy się w górę dwoma stromymi kominkami, a następnie w prawo, gdzie czeka najtrudniejsze miejsce z Hińczowej na szczyt. W zalodzonym terenie najpierw trawersujemy eksponowany żleb, potem w górę do sławnego głazu, pod którym trzeba przejść na kolanach. Szybko, dosłownie z minuty na minutę nabieram większej sprawności w poruszaniu się w terenie skalnym. Droga na wierzchołek jest otwarta, w końcu osiągamy grań i wkrótce wierzchołek.
13.45. Wpis do puchy szczytowej. Moja pierwsza w Tatrach. Spore zmęczenie, myśli "ale zaj.ebiście" mieszają się z "motyla noga, jak ja stąd zejdę". Widok na Morskie Oko niesamowity. Długo marzyłem, żeby zobaczyć je z tej perspektywy. Chmurzy się od strony Tatr Zachodnich. Jest bardzo ciepło i prawie bezwietrznie.
Nie mamy ochoty schodzić. Ja bym najchętniej siedział tam ze 2 godziny. explorer musi zdążyć na ostatniego busa do Zakopanego, trzeba się zbierać. Tą samą drogą docieramy na Balkon. Myślałem, że będzie gorzej, ale krok po kroku, powoli pokonaliśmy trudniejsze miejsca. Kierujemy się w lewo, obniżamy w znacznie w stronę Stawów Hińczowych i rozpoczynamy trawers w stronę Pośredniego Mięguszowieckiego. Po pewnym czasie znów zaczynamy podchodzenie, w pewnym miejscu powstały wątpliwości, gdzie prowadzi dalsza droga i prowadzący ! władował się w niefajny teren. Korekta trasy i idziemy dalej. Po kilkunastu minutach widzimy pustą Przełęcz pod Chłopkiem. Jeszcze tylko nieco eksponowanie po skałach i trawkach, krótki trawers żlebu schodzącego na południe i jesteśmy znów na szlaku.
Jednak się udało. Gratulacje i podziękowania. explorer szybko zbiega na dół, my schodzimy powoli. Na szlaku pustki. Do Kazalnicy lód i śnieg. Spacerowym krokiem kierujemy się do Bańdziocha rozmawiając o wszystkim i niczym (głównie o tych piwach przy Wodogrzmotach). Zaczyna szarzeć i docieramy do Morskiego Oka. Bierzemy tylko po piwku na drogę, kolejka po jedzenie sięga prawie Przeł. pod Chłopkiem:) Likwidujemy czekpoint, docieramy do Roztoki.
Co było dalej? Może Kiełbasa coś napisze. Wchodził browar, nie?
Jeszcze raz wielkie, wielkie dzięki dla Łukasza i Marcina za fajną trasę. Oby nie naszą ostatnią.
_________________ 'Tatusiu, zostań w samochodzie, a my zobaczymy gdzie zaczyna się nasz szlak.'
|