Podam wam przykład skończonego bałwanizmu, jaki zauważyłem wchodząc w sierpniu 2008r. na Kościelec. Na Karbie zrobiłem sobie chwilkę przerwy zjadając jakiś smaczny baton energetyczny i zapijając Poweradem. Nagle z podejścia na Karb wyłonił się chłopiec mający może ok 10 lat który był obwiązany w pasie taternicką liną. Po chwili w odstępie ok. 5 m wyłoniła się dziewczyna lat ok. 14....połączona tą liną wraz z chłopcem (również chamsko obwiązana w pasie). Na koniec wyłonił się ich tatuś ok. 40-45 lat również obwiązany liną w pasie.
Chłopiec i dziewczynka mieli na sobie krótkie spodenki, koszulki z krótkim rękawem i leciutkie obuwie sportowe z cienką prawie gładką podeszwą a tatuś oczojebne adidasy do tenisa, białe skarpeteczki, spodenki Nike i koszulkę z krótkim rękawem. Weszli na Karb, po czym dziewczynka poprosiła tatę o łyk czegoś do picia....wyciągnął z plecaka 2,5 litrową Coca Colę w której za wiele nie było i stwierdził że w podejściu na szczyt może znajdą jakiś strumień
Chłopiec pyta:
- Tato wziąłes mi bluzę ?
- a po co przecież ciepło jest, przy podejściu i na szczycie będzie Ci cieplej - odparł tatuś
Facet wyciągnął jakąś mapę po czym stwierdził że mają juz niedaleko do szczytu. Po chwili wdał się w rozmowę z jakimś innym ceprem i zaczęli rozmawiać o wietrze w górach. Zmartwiałem słysząc jak to Tatuś szedł rzekomo na Rysy podczas wiatru wiejącego w porywach od 70 do 80 m/s
Rozmowa toczyła się dalej i zagadnięty ceper przytakiwał tatusiowi który popisywał się "wiedzą turystyczno-taternicką" wygadując mu takie idiotyzmy na temat otaczających nas szczytów i warunkach w górach że słabo mi się zrobiło i nie chcąc go już oglądać ruszyłem w górę. Dotarłem na szczyt, posiedziałem z pół godzinki i zacząłem schodzić. W połowie drogi napotkałem tatusia z dziećmi. Dziewczynka była blada ze strachu. Chciałem już go opieprzyć, ale pomyslałem że to beton który powie mi żebym sie nie wtrącał. Zszedłem do "Murowańca" gdzie miałem zadekowany pokój. Wykąpałem się, kupiłem sobie piwo i wyszedłem na dwór. Zasiadłem na mureczku delektując się piwem i niewielką ilością turystów. Dochodziła godzina 20.00.
Nagle pojawił się ów tatuś z dwójką dzieci zmierzając w kierunku schroniska. Dzieci były sponiewierane że aż żal. Narzekały na pragnienie, zmęczenie i głód oraz chłód.
- zaraz się napijemy herbatki, zjemy coś ciepłego i przenocujemy sobie w schronisku tylko najpierw zadzwonie do mamusi żeby się nie martwiła gdzie jesteśmy i powiem jej jak fajnie było...co nie ? - powiedział tatuś
Dzieci nic nie odpowiedziały. Weszli wspólnie do budynku schroniska. Po około 10 min. wyszli spowrotem a dzieci były bliskie płaczu. Tatuś spojrzał na mnie i wydusił:
- to jest skandal żeby tu nie było wolnych miejsc...tak może być tylko w tej durnej Polsce !
- ma pan rację to jest skandal...i to jest Polska właśnie - odpowiedziałem mając na mysli zupełnie coś innego niż brak miejsc w schronisku.
Tatuś zakazał dzieciom płakać stwierdzając iż muszą zejść do Zakopanego po czym ruszyli w kierunku Królowej Kopy, Tatuś na przedzie a za nim człapały zmęczone dzieci.
Zmierzch zapadał szybko. Pomyślałem że nie mają nawet latarki.
Ta historia może nie do końca jest śmieszna...raczej tragiczna i powinna znaleźć się w dziale RELACJE, jednakże jest o głupocie cepra więć postanowiłem ją zamieścić tu