Tym razem nie zastanawiamy się długo, co robić, trójka lawinowa i ponad 3 metry śniegu nie zachęcają do dalekich wypraw w głąb Tatr, cel może być tylko jeden, zwłaszcza, że nie dawno nam uciekł – Świnica.
Wyruszamy przed piątą, plan jest taki, aby wjechać kolejką na Kasprowy, niestety, ludzi jest sporo, a kolejka ma, co chwilę przerwę techniczną, postanawiamy, więc ja olać i ruszamy w stronę Goryczkowej.
Po godzinie, jesteśmy na miejscu, pustki, 12 zł od łebka i jedziemy na górę. Na szczycie Kasprowego robimy krótki popas, z racji wyśmienitej pogody, połączony z zabawą aparatami.
Po dłuższej chwili ruszamy w stronę Bestii, na szczęście ktoś przed nami szedł, pozostawiając w śniegu głębokie ślady. Na szczycie Beskitu dostrzegamy dwójkę idących przed nami kolesi, wysyłamy Kilerus na zwiad. Chłopaki częstują go wazeliną, w zamian dowiaduje się, że idą na filar Świnicy.
Ze szczytu Pośredniej Turni, widzimy nasz cel, i co tu gadać podejście w postaci wielkiego, śnieżnego zbocza, nie wygląda dość ciekawie, mimo to nasza determinacja zdaje się nie znać granic, więc ruszamy powoli w kierunku szczytu.
Idziemy maksymalnie blisko lewej strony, gdy dochodzimy do pierwszych skałek, postanawiamy dalej iść na lotnej. Szpejamy się, po czym ruszamy wprost po niezbyt trudnych acz eksponowanych skałkach na wierzchołek taternicki.
Po krótkim popasie ruszamy dalej, w kierunku głównego wierzchołka, i trzeba przyznać, że droga, choć niezbyt długa i trudna technicznie, to wyjątkowo jest eksponowana, zdarza się iść grańką nie szerszą niż 30 cm, mając pod nogami niezłą lufę …
Chwilę stoimy na wierzchołku, z początku rozważamy możliwość dalszej drogi, niestety spore nawisy, oraz krótka lina zdecydowanie do tego nie zachęcają, wracamy.
Schodząc w dół z wierzchołka taternickiego, spotykamy taternika z Łodzi, który tak nieszczęśliwie zaczepił rakiem o rak, że wywinął orła i skręcił kostkę (chyba?) i nie bardzo może chodzić. Wspólnie postanawiamy dotransportować go na Świdnicką Przełęcz i tam zadecydować, co dalej.
Dzielimy się szpejem kolegi (a miał go niemało) i zaczynamy powoli schodzić w dół, kolega miejscami próbuje stawać, miejscami zjeżdża na tyłku. Po dłuższej chwili jesteśmy na przełęczy.
Zejście wprost ze Świnickiej, ze względu na lawiny nie wchodzi w grę, próbujemy, więc podejść w kierunku Pośredniej Turni, niestety po kilku krokach, kolega mówi nam, że niestety, ale nie da rady.
Dzwonimy do TOPR, po krótkiej rozmowie dowiadujemy się, że przyleci śmigłowiec. Po kilkunastu minutach słyszymy śmigło, zatrzymuje się nad przełęczą, desantuje dwóch ratowników i odlatuje. Toprowcy usztywniają nogę taternika, po czym wzywają transport i odlatują do Zakopanego.
Powoli idziemy w stronę Kasprowego, zachodzi słońce, robi się coraz zimniej i mroczniej, a droga dłuży się niemiłosiernie. Jedyna czekająca nas jeszcze radość to szaleńczy zjazd z Goryczkowej przy pomocy jabłuszek..
A później jeszcze zajść do Kuźnic i wrócić ponurą Zakopiankę do Krakowa …
|