OT.
Na marginesie dyskusji o przypadku M.Berbeki. Najbardziej mnie zastanawia nie tyle sama sytuacja przy zdobywaniu wierzchołka, co to, że M.Berbeka był nie najlepiej przygotowany z topografi szczytu. Na forum TG dostał by pewnie zjebkę
. Po części można to wytłumaczyć tym że przed wyjazdem i nawet w trakcie wyprawy nie zakładano BP jako celu, ale jednak mając w składzie wyprawy Wielickiego można było przed samym wyjściem zdobyć bardziej szczegółowe informacje o topografi okolic szczytu, zwłaszcza że widać z tego zdjęcia, że trywialne nie są.
Echhh znowu pianka...
Jeszcze bardziejOT. Apropos całej tej historii M.Berbeki, bo w końcu nie mogę się powstrzymać.
Parę lat temu wybrałem się z pracy "służbowo" na narty na Chopok. któregoś dnia znudziło mi się jeżdżenie i postanowiłem wejść na szczyt ale z samego dołu a konkretnie nawet jeszcze spory kawałek przejść doliną, bo nasz hotel był nieco oddalony od wyciągów. Trochę to było wysiłku, bo w poziomie jakoś tak z 6 km a w pionie jakieś 1200.
Ruszyłem koło 4tej ale niestety się nieco się przeliczyłem, bo spuchłem i szedłem za wolno. Wyciągi ruszyły koło 8:30 zanim dotarłem do górnej stacji. Wskutek tego dałem trochę denerwującej zabawy narciarzom bo oni to zawsze lubią postraszyć pieszochodca symulowanym najazdem z górki. Pi..liłem to równo - przynajmniej zewnętrznie - i dymałem uparcie pod górkę, niestety koło 10tej pogoda się spieprzyła, głownie z drugiej strony grani i ostatnie metry robiłem w totalnej dupówce z widocznością 50 metrów przy czym ciężko było w ogóle się obrócić twarzą w stronę wiatru.
Dotarłem do grani, wszedłem na szczyt (a przynajmniej tak mi sie wydawało) nawet zrobiłem zdjęcie dokumentujące zdobycz, no i oczywiście w dół, kolejka jeszcze na szczęście jeździła więc droga powrotna poszła gładko z dołu do hotelu busikiem.
No i co? No i dopiero od kolegów narciarzy dowiedziałem się że po dojściu do grani należy jeszcze strawersować grań na wschód jakieś 100 metrów i dopiero jest niewysoka kopułka z właściwym szczytem, na który nota bene codziennie przy dobrej pogodzie wchodzą tabuny ludzi w butach narciarskich... Także w sumie - znam trochę to uczucie, może w nieco mniej dosadnej formie. Zresztą kto troche po górach chodził je pewnie zna, a jak nie zna to aż dziwne i trochę niebezpieczne.
A na Chopok wlazłem dwa lata później - oczywiście w butach narciarskich.