Wyjeżdżamy w skłądzie: Kilerus, Golanmac, Rohu.
Jak ja dawno nie byłem w polskich Tatrach!!!
Boczań... nostalgia...
W Murowańcu wpisujemy się do książki i zasuwamy na Zawrat. Tuż przed łańcuchami rozdzielamy się. Ja i Maciek idziemy "Starym Zawratem", bo Maciek nie lubi łańcuchów ("Jak są łańcuchy, to musi być trudno"), a Rohu idzie "Nowym". Trochę przeklinamy nasz wybór, bo ciągle się sypie ale w końcu wychodzimy na Zawrat przed Rohem. Czekamy i czekamy... Tak to jest jak się kombinuje... Rohu
Dalej na szczyt Zawratowej Turni i po przygotowaniu się i lekkim popasie uderzamy w stronę Mylnej.
Droga dość żmudna z racji warunków jakie napotykamy. Ciągłe oblodzenia sprawiają, że każde nawet najprostsze miejsce musimy "próbować".
"Normalnie byśmy tu biegali"
Widzimy ekipę na Mylnej (teraz już wiadomo kto to).
Pokonujemy ze dwa dość traumatyczne zejścia. Mamy dość już wszystkiego. Mimo to po zejściu do Mylnej mamy spory dylemat, czy iść dalej czy wracać. Czasu nie mamy bardzo dużo ale może jednak???
Decydujemy się spróbować. Ja prowadzę pierwszy wyciąg. Później wchodzi Maciek i na końcu Rohu. W ten sposób pokonujemy najtrudnieszy odcinek na drodze Grani Kościelców, czyli "Szafę" (III).
Tłok na stanowisku przeokropny, więc trza iść dalej. Przechodzę kawałeczek na wyrównanie grani i widzę kolejną "szafę" już tym razem na pewno na sam szczyt. Koniec!!! Wracamy, nie starczy nam czasu. No to w dół.
Złazimy z Mylnej i trawersem dochodzimy do Karbu, a później już do Gąsienicowej w całkowitym mroku.
Szkoda, że nie starczyło nam czasu, bo z pewnością by się nam udało wszystko przejść ale i tak było zajebiście.