Oj dawno mnie tak Tatry nie zmęczyły. Ale było zacnie.
Plan wycieczki ustalamy o 2 w nocy podczas wyjazdu
Początkowo pogoda taka sobie
Później trochę lepiej. U góry widać dużo lodu więc łatwo nie będzie
ale przecież nie pojechaliśmy tam dla przyjemności
po mocno oblodzonym terenie i bardzo silnym wietrze dochodzimy do przełęczy. wg wskazań GPS prawie 2500m.
Niesamowite miejsce. Chyba najładniejsza grań jaką do tej pory widziałem. Niestety w tych warunkach ponad nasze siły. Mimo chęci tędy nie wejdziemy
Wracamy.
Na dole ciepło, miło, przyjemnie i wogóle jakoś nie tak... Spojrzenie do góry...
O tak tam znacznie lepiej.
Stajemy pod żlebem i czytamy przewodnik: "Wspinamy się prawą stroną żlebu" Spoglądamy po sobie... tak pójdziemy lewą stroną. Piękny komin z mocną skałą taka fajna II. Później dużo kombinujemy i tak wśród latających kamieni docieramy do kolejnej dzisiaj przełęczy. Jako że dwie zdobyte dzisiaj przełęcze to jak jeden szczyt oraz że od przełęczy dalsza droga wiedzie w mocnej ekspozycji po miejscami dość wąskiej grani i w dodatku oblodzonej. Zapada decyzja że idziemy dalej i wchodzimy na ten szczyt. I takim sposobem docieramy na nasz dzisiejszy cel. Robie jedno ważne zdjęcie
Po czym nie wiedzieć czemu po zobaczeniu widma brockenu aparat odmawia posłuszeństwa. Schodzimy z powrotem do żlebu. Znowu zostajemy rażeni kamieniami lecącymi z góry. Mijają nas szatany wyśmiewając się z naszej nieporadności. Czym niżej tym stromiej. Żleb na dole jest poderwany urwiskiem. Musimy zjeżdżać na linie. Z bólem serca zostawiamy taśmę (uczciwego znalazce prosimy o zwrot). Jeszcze 3,5h zejścia i jesteśmy przy aucie. Niesamowite zmęczenie ale i radość... cel zdobyty!
_________________
...energia musi eksplodować w momencie wykonywania zadania, ale cały czas trzeba ją mieć pod kontrolą...
http://picasaweb.google.pl/w.tatrach
gg: 1553749