Podziemna cisza przedwyborcza
Nie ma to jak możliwości zapewnienia sobie samemu odpowiednio szczelnej ciszy przedwyborczej. Skuszony zdjęciami Lecha, a także odpowiednim zaproszeniem, spędziłem ostatnie cztery dni szukając kolorów jesieni i ciszy przedwyborczej w rejonach południowo zachodnich.
Było warto, choć, gdybym dziś wiedział, co mnie czeka, to nie wiem czy bym się zdecydował.
Ale po kolei:
9.00 – ruszam spod domu. 16.00 – udaje mi się odnaleźć schronisko, w którym mamy być zakwaterowani. Właśnie podają obiado-kolację…
18.00 – wychodzimy ze schroniska. Podjeżdżamy kawałek samochodami, dalej na piechotę. Przy wejściu do jaskini jesteśmy ok. 19.00. Czekamy na gospodarzy. Chwila informacji, prośba o ostrożność, przebieramy się i w drogę.
Początkowo – szlakiem turystycznym – jednak przed zakrętem do Sali Niedźwiedzia, w Wielkiej Szczelinie przechodzimy przez barierkę i po 12 metrowej, przewieszonej drabince schodzimy w dół. Teoretycznie w połowie drabinki należało się przewinąć na jej drugą stronę – ale nie do wszystkich dotarła ta informacja. Pierwszy raz w życiu schodziłem po przewieszonej drabinie…
Pod drabinką – zacisk Szuflady. Wchodzimy głową w dół przeciskamy się przez szczelinę, w środku w miejscu rozszerzenia należy zamienić głowę z nogami i dalej na plecach. Łatwizna.
Potem jakieś błotne korytarze (generalnie w kucki lub czołganie na plecach), w których nawet czasem da się wyprostować. Kolejny zacisk. Należy się wpasować – nogami „do przodu”, odpowiednio powykręcać biodra i korpus – i przeczołgać przez „muszkę-szczerbinkę”. Pewnym mankamentem jest fakt, iż nie bardzo widać, ani nie da się wyczuć gdzie postawić nogi – już za zaciskiem – bo to kilkumetrowy próg. Ale ci którzy przeszli wcześniej odpowiednio „układają” nogi i udaje się nie zlecieć...
Potem błotnisty korytarz – i wreszcie
clou programu „ściana płaczu”. Szczelina, którą należy pokonać zacieraczką – jakieś 4 metry nad dnem korytarza, opierając – za przeproszeniem dupę – o „niewybitną skalną grzędę” a nogi (kolana) o przeciwległą ścianę. Wszystkiego 5 metrów. Jedyny problem – ściany to generalnie „piękne” marmury i śliskie do bólu…
Na szczęście jest wariant dolny – korytarzyk z wodą i błotem (tak z pół metra), który można bez problemu pokonać na czworakach. Kolana mam słabe, kondycja do kitu – wybieram wariant dolny…
A potem już „ameryka”. Szerokim korytarzem do Sali Szampańskiej (20x12m) z ładnymi naciekami. Z sali przechodzimy do Ronda – i tu jedynym problemem jest konieczność postawienia nogi na wysokości ucha – stojąc na śliskim głazie oddalonym od stopnia ok. 1.5 m. Cały konieczny do pokonania próg ma ok. 3 metrów. Ale – nawet to się udaje…
W Rondzie – należy się przebrać, albo przynajmniej zdjąć utytłany błotem kombinezon, wymyć w płynącym dnem potoczku rękawice i kalosze. Bo z Ronda wchodzi się do ciągów Kryształowych i Diamentowych (ok. 100m).
I to jest absolutna rewelacja. Jeśli ktoś z Was zwiedzał jaskinię Niedźwiedzią w Kletnie – bo o niej właśnie pisałem wyżej – to szata naciekowa w części turystycznej – to „mały pikuś” w porównaniu z Korytarzem Kryształowym i Diamentowym. Krystalicznie białe nacieki – stąd konieczność przebrania się, by nie zabrudzić ich błotem – po prostu bajka.
W oczekiwaniu na przejście „Ściany płaczu”
W Sali Szampańskiej
Partie Kryształowe i Diamentowe
Zakopiańsko-warszawska grupa – we wstępnej części partii Kryształowych. Już po wyczyszczeniu…
Oglądamy tę przewspaniałą scenerię, jakieś fotki, jedzonko i wracamy. Powrót – to jedna wielka rozpacz…
Nie dosyć, że trzeba było włożyć te kombinezony zostawione w Rondzie, to w dodatku ta sama droga pokonywana POD GÓRĘ, po kilku godzinach akcji była – przynajmniej dla mnie – solidnym wyzwaniem. Dosyć napisać, że przy pokonywaniu „muszki-szczerbinki” znalazłem się w tzw. „sytuacji bez wyjścia”. Konieczne było zaparcie się nogą o krawędź nad moimi plecami, bo dzięki temu mógłbym przesunąć się do góry. Niestety prawe kolano miałem zaklinowane w otworze, a żeby je wyciągnąć musiałem się przesunąć do góry… Uwierzcie, że podciąganie się przy pomocy brody i łokcia, w dodatku gdy skalna ostroga wbija się w plecy nie należy do najmilszych…
Ale dzięki pomocy i życzliwości kolegów – i ta sztuka się udała.
Zresztą – nie mieli innego wyjścia.
Mniej wprawni „staruszkowie” pokonywali kluczowe trudności jako pierwsi – musieli przejść bo inaczej reszta by została
Na zakończenie zostało jeszcze jedynie zrealizowanie prośby organizatorów i – nieużywanie poręczy przy przejściu przez część turystyczną. I tak po naszym ponownym przebraniu się ze skafandrów mieli sprzątania minimum na godzinę…
Po pierwszej (w nocy) byliśmy już na parkingu…
No a potem – kolejne dni to już była sama przyjemność. I choć zamiast kolorów jesieni znalazłem kolory PODZIEMI i zimy – to było super
Zwiedziliśmy również turystyczne partie, j. Radochowską, uranowe sztolnie i inne takie. I nie przeszkadzał nam – prawie wcale – śnieg, brak zasięgu, brak telewizora, radia jak również (od czasu do czasu) prądu. (zdjęcia niebawem)
A na wybory zdążyłem wrócić…
Najistotniejsza informacja – przewidując „kłopoty” w czasie wędrówki, nie brałem aparatu. Wszystkie zdjęcia są autorstwa kol. Bogusi Chlipały z TPN. Ale – dzięki temu i ja na niektórych zdjęciach jestem widoczny…
Na zakończenie – kilka fotografii z turystycznej części jaskini Niedźwiedziej (tym razem już mojego autorstwa). Także warto zobaczyć
pozdrawiam
gb