we wtorek zamigało gg:
!
"...- może byśmy zrobili coś spektakularnego na rozpoczęcie sezonu letniego? proponuje Nosal, Bestię albo Giewont..."
Nosal odpadł w przedbiegach - niestety za daleko żeby zrobić w jeden dzień. Bestia? nie wiadomo jakie warunki śniegowe, wolałbym nie ryzykować. Ale Giewont.
Mamy nieuregulowane rachunki z Giewontem (najprawdopodobniej zgubiliśmy szlak i nie nie wiem czy zaszczytowaliśmy w dobrym miejscu). W kamerach góra wygląda nieźle. Wyjazd o 6 w sobotę (dzisiaj) z Krakowa.
Czytamy WHP, Cywińskiego i takie tam. Z reguły wyceny 0, 0+, ale jednocześnie czytamy relacje Zolffika i Dresika, piszą że lepiej iść z asekuracją, więc sprzętem dzielimy się sprawiedliwie - ja biore sznurek,
! żelastwo, a
Maniek kask i puszki z Tatrami.
Pod stację kolejki na Kasprowy dojeżdżamy o 8.30 i zgodnie z zasadami ETOSu wyjeżdżamy pierwszym wagonikiem.
Maniek już gotowy do akcji, w pełnym rynsztunku:
Plan jest taki żeby od Kasprowego przejść przez Kopę, przełęcz Kondracką i wdrapać się na kopułę, zahaczając przy okazji o Mały Giewont.
Niestety na górze wita nas słaba widoczność
Fantastyczne skały (chyba) Czub Goryczkowych:
Nagle zaskoczył nas pracownik TPN przebrany za samego Belzebuba:
"Przypominam, że schodzenie ze szlaku jest kategorycznie zabronione"
Na szczęście nie zeszliśmy.
Parę razy nasz cel ukazał się w tak zwanym oknie pogodowym
Wyglądało na to, że pozostawianie puszek to jakiś mistyczny zwyczaj, my zostawiliśmy więc też swoje.
Kwintesencja etosowego mistycyzmu
Prawie jak Dyskobol Myrona
Kolejne okno pogodowe, to chyba Tatry Zachodnie
Nasze Słońce Monokliny Zabierzowskiej, kandydat na Przodownika
Pisał że jest w niebie
Trochę fajnych widoków ze szczytu było
Nie mogło zabraknąć siary z flagą
Gra kolorów.
! stara się wsłuchać w bicie serca skały
Na szczycie posiedzieliśmy dość długo, ale dopiero przy zejściu zorientowaliśmy się że coś było nie tak.
Brakowało krzyża. Nie boję się tego nazwać po imieniu. Ktoś go ukradł. Mocno zniesmaczeni udaliśmy się w drogę powrotną. Ze względu na małą widoczność mieliśmy troszkę problemów orientacyjnych aby trafić na przełęcz, potem w kolana dały wielke kamienie na zejściu, ale zatrzymując się w kilku miejscach aby uzupełnić witaminy w organizmie, dotarliśmy szczęśliwie do samochodu i do Krakowa.
Więcej zdjęć jutro, napewno coś dodadzą
! z
Mańkiem (a było tego trochę - np puszka Pandory na szczycie, ponowna kontrola Filanca itd). Wycieczka superowa mimo zgrzytu na szczycie.
P.S. Nie jestem najlepszy z topografii, ale wspomagałem się mapą i GPSem więc powinno być ok.