Po pierwsze nie ma czegoś takiego jak łatwy szlak zimowy (poza dolinkami). Wszystko zależy od warunków. Przykładowo można przy dobrych warunkach wejść na Kozi od Piątki bez raków i czekana (kijki bardzo, ale to bardzo ułatwiają) i bez większego niebezpieczeństwa. A w innych warunkach ten sam szlak jest wybitnie niebezpieczny czy to ze względu na oblodzenie (i czekan może tu jedynie ograniczać niebezpieczeństwo a nie je niwelować), czy ze względu na lawinowość tego zbocza. Wejście na Wołowiec tak samo - w jednych warunkach łatwe i przyjemne, w innych potwornie męczące i niebezpieczne.
Po drugie - zejście z Wołowca wprost do Wyżniej Chochołowskiej jest bezpieczne tylko w bardzo stabilnych warunkach śniegowych. Po świeżym opadzie, po gwałtownym ociepleniu czy w czasie silnego wiatru jest to miejsce silnie narażone na lawiny. Wystarczy w lecie spojrzeć sobie jak tam rośnie kosówka - urywa się kilkaset metrów od ścian kotła, właśnie dlatego że zimą schodzą tam potężne lawiny i ją niszczą. Zresztą w tych okolicach i las bywa połamany. Tatry Zachodnie to generalnie najbardziej narazona na lawiny część Tatr. Są tu długie, gładkie zbocza gdzie śnieg nie ma się do czego wiązać. A ich średnie nachylenie sprawia że w czasie opadów albo przewiewania nie spada od razu w dół, tylko gromadzi się, gromadzi... i czeka aż ktoś na niego wlezie, albo z powodu warunków sam się w końcu zsunie. W Wysokich stromośc ścian stwarza gorsze warunki do odkładania się tak duzych ilości śniegu, więc tam jest mniej takich ogromnych lawin
A samo wejście na Wołowiec z przełęczy też wymaga pewnych warunków. W puchu do pasa i tam może zdarzyć się lawina. To w końcu nie jest żadna ostra grań, a raczej szeroki, stromy grzbiet.
I zgodze się tu z przedmówcami że powyżej granicy lasu zadymka i mgła to jest chyba najgorsze co może się przytrafić. Wtedy to od razu w tył zwrot, póki jeszcze resztki sladów widać. Mozna kompletnie się zgubić w banalnym terenie. Znane są przecież przypadki pobłądzeń na Równi Królowej. Gęsta mgła gdzies na Czerwonych Wierchach, gdzie nie ma żadnych sensownych punktów orientacyjnych to może mieć tragiczne skutki. Wtedy tylko tyczki... albo GPS. Mnie taka gęsta mgła dopadła na Babiej. W pewnym momencie, gdy niebo zlało mi się z ziemią i nie widziałem kompletnie nic poczułem coś jak lekkie objawy choroby morskiej - utrata poczucia kierunku, poziomu i natychmiastowe zawroty głowy i nudności. Poza tym jak się tak wytęża wzrok to może nam lekko psychika wariować i możemy widzieć rzeczy których nie ma w rzeczywistości
_________________
Maciej Łuczkiewicz
http://naszegory.info - nasza strona o górskich wyprawach
http://czarnobyl1986.info - moja strona o wyprawach do "zakazanego" miejsca