Wstep
nosz q... ale nudno. nic mi sie nie chce. przydaloby sie gdzies jechac. tak, w zachodnie. eeeeee nie chce mi sie.
wieczorem zegnamy kumpla, ktory opuszcza juz akademik.
budze sie rano godzina 5.19. walic to... dobra jade. mpk, pks, bus w zakopcu i znowu jestem w kuznicach.
Czesc I
Droga krzyzowa
tym razem nie ide boczaniem, ani nawet do gasienicowej, kulam na kondratowa. ide i ide. jedyne o czym mysle, to zeby juz byc w schronisku. jest, w koncu dotarlem. wchodze do srodka zalatwaim "co trzeba" i pookolo 5 minutach wychodze.
nastepny cel jeszcze ciezszy. kawalek w gore doliny i skrecam w prawo, chyba tylko dlatego, ze sa tam jakies slady i wychodze w strone grani dlugiego giewonta.
nie jest lekko ale widok krucyfiksu mi pomaga... daje rade.
postanawiam nie lamac przepisow i schodzic szlakiem. czekan do lapy (inaczej by nie dalo rady). troche zabawy, az tu nagle widze:
Czesc II
Zciemnianie
Na przeleczy Kondrackiej caczyna byc niefajnie. zrywa sie wiatr i pojawiaja sie chmury na polnocy:
i na poludniu:
ale co tam mastah niczego sie nie boi. zatem na kope. na szczycie spotykam ekipe. gosc sie mnie pyta czy bedzie burza. oczywiscie, ze nie bedzie, optymizm ponad wszystko.
dalej podazam grzbietem czerwonych wierchow.
te nawisy sa niesamowite (na pierwszym ja z wentylem)
na ciemniaku odpoczynek i rozgladam sie za droga w dol.
Czesc III
Zboczenie
mam dojsc do schroniska ornak. jakies pomysly?
oczywiscie koncepcja jest
. kaptur na glowe (czerwona czapka) i dawaj w dol. cholera pelno jakis skal, wydawalo mi sie, ze mialo byc lightowo.
schodzac w dol zahaczam rakiem o zwisajaca petle od czekana i laduje na ryju w sniegu, ale gdyby sie to na tym skonczylo, to bylby light... zasuwam glowa w dol. co robic? obrot i hamuje nogami. wstaje, zbieram kijki i w droge. patrze... jest zielony szlak, udalo sie jestem na tomatowej przeleczy. po tym upadku zrobilo mi sie goraco, wiec sciagam kurrtke i wyciagam mape. oooooooo q... na tomatowej jest czerwony szlak, wiec ja jestem... jak to sie moglo stac. no nic trudno, zejsc trzeba. szlak jest zima zamkniety, no ale jakbym spotkal filanca to przeciez powiem mu prawde... ze sie zgubilem.
przedzieranie sie przez zaspy i gesty las, to jest to o czym marzylem. udaje sie jednak dotrzec do schroniska.
Czesc IV
Penetracja
W schronisku szybkie ladowanie akumulatorow i przebieram sie w stroj gornika. reszte rzeczy zostawiam w schroniskowej suszarni (ponoc nikomu jeszcze tam nic nie ukradli, wiec wierze w to, ze nie bede tym pierwszym). no to dawaj na poszukiwanie skarbow.
na poczatek raptawicka:
byliscie w salce z kapliczka? (chociaz ja zadnej nie znalazlem
)
dalej oblazkowa:
i gwozdz programu, mylna:
idac jednym z bocznych szlakow natrafiam na salke z gackami:
co ja widze, wyjscie? nie, no ja jeszcze chce pochodzic sobie, wiec wracam do miejsca gdzie byly lancuchy i skrecam za nimi w prawo:
zauwazylem, ze niektorzy uwazaja, ze wentyl nie zyje, wiec oto zdjecie specjalnie dla niedowiarkow. menda poruszyla sie i zdjecie nie wyszlo:
na koncu znajduje znowu gacki, ale tym razem moge im zrobic sesje zdjeciowa. na szczescie spai jak zabite.
problem jest taki: robiac zdjecie takiemu nietoperzowi na makro, obiektyw robi cien, bo lampa blyskowa nie dociera wszedzie. moze ktos ma pomysl, jak to rozwiazac?
wracajac z jaskini jeszcze troche bawie sie aparatem.
wychodze ze schroniska po 19, wiec juz sie robi ciemno. pozniej busem do zakopca i wracam do krakowa ostanim srodkiem komunikacji, czyli pksem o 21.
Epilog
dzien pozniej, kryspinow, w poblizu otworu, trwaja przygotowania do zabawy w blocie. kumpel
Michal postanowil wziasc do jaskini swoja dziewczyne
Anie. zatem w 3-osobowym skladzie schodzimy pod ziemie.
pierwsza przeszkoda:
celem naszej wedrowki ma byc ciekawa salka zalana woda, w ktorej bylem ostanio, gdy pokazywalem jaskinie
! i
Xadze.
odkrywamy jednak, ze poziom wody w jaskini "nieznacznie" wzrosl.
nie ma gdzie isc, wiec improwizuje. nie no "dla samej satysfakcji chce tam wejsc".
Ania znajduje muszelke.
no nic, trzeba wracac do duzej salki. czyli znowu nasze ulubione miejsce.
razem z
Michalem bawimy sie w spinanie.
ja schodze...
...a
Michal sie zastanawia
jeszcze sprawdzamy jeden korytarzyk ale jest kompletnie zalany.
i powrot.
wszyscy sa zadowoleni, bo nie ma to jak przeciorac sie po blocie