zdarzało mi się być samemu na tatrzańskich szlakach. Co bynajmniej nie oznacza że nikogo nie spotykałem
Bywałem na szlakach reglowych, na Czerwonych Wierchach, na Kościelcu, na Kozim. Najgorzej było na Kopie Kondrackiej - po prawie wbiegnięciu na szczyt (jak chodze sam to lubię szybko, czasem nawet bardzo szybko) jak zacząłem schodzić nagle zaczęło mnie boleć kolano. Ale tak boleć, że nie byłem w stanie obciążyć nogi. Aż się zastanawiaem przez moment czy nie iśc tyłem. A że to było jeszcze przed epoką powszechnych kijków trekkingowych to musiałem sobie znaleźć zwykły kawał kija, co wcale nie jest łatwe w okolicach 2000 m n.p.m
Ostatecznie znalazem i powolutku dokuśtykałem na przełęcz Kondracką. I po raz pierwszy w życiu wybrałem zejście tam gdzie więcej ludzi - czyli do Kondratowej. Po prostu miałem obawę, że jak mi ta noga siądzie do końca na zejściu do Małej Łąki a nikogo nie spotkam to mogłoby być nieciekawie. Naprawdę bardzo głupio się czułem jak szedłem sobie powolutku, wyprzedzany przez "stonkę" z małymi dziećmi. Nie byłem w stanie szybciej. A zawsze to ja wyprzedzałem i pod górę i z góry... no ale jak zrobiło się bardziej płasko, to kolano bolało coraz mniej. Na drodze z Kalatówek już prawie w ogóle, a na asfalcie mogłem już normalnie iść, więc zamiast łapać busa poszedłem sobie do Olczy, gdzie miałem wtedy kwaterę. Następnego dnia rano było już wszystko ok i "wbiegłem" sobie na Kościelec bez wysiłku. Ja mam dość zużyte kolana (wtedy miałem za sobą kilkanaście lat wyczynowego uprawiania dosyć obciążającego stawy sportu), ale z drugiej strony były one od zawsze przyzwyczajone do dużych obciążeń. I nagle, zupełnie niespodziewanie wylazło coś takiego. sytuacja wyglądałaby o wiele groźniej gdzieś na Orlej Perci i nie daj boże jeszcze w trakcie załamania pogody. W sumie takie historie mogą się zdarzyć każdemu, więc z takim samotnym chodzeniem należy uważać.
Kiedy indziej "przebiegłem" trasę z Kir do Kuźnic przez Tomanową i Czerwone Wierchy. Na kondrackiej przełęczy było niedużo ludzi więc stwierdziłem "a co mi tam" i jeszcze jako bonus wszedłem sobie na Giewont. I zdążyłem do Olczy na punkt 19, a tak wcześniej mówiłem że będę ok 19... nasłuchałem się oj nasłuchałem że tak sam chodze po górach, że to takie niebezpieczne itp. No ale w końcu byłem dokładnie o tej godzinie o której miałem być. Aha, miałem 16 lat, może jeszcze wtedy pewnych rzeczy nie rozumiałem
_________________
Maciej Łuczkiewicz
http://naszegory.info - nasza strona o górskich wyprawach
http://czarnobyl1986.info - moja strona o wyprawach do "zakazanego" miejsca