Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest So gru 21, 2024 6:04 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 84 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3  Następna strona
Autor Wiadomość
PostNapisane: N lis 12, 2006 8:14 pm 
Kombatant

Dołączył(a): So sty 21, 2006 11:24 pm
Posty: 431
Wstęp.
Kilka słów o całym wyjeździe i jak do niego doszło, bo bynajmniej nie jestem człowiekiem, który co roku wyjeżdża w Himalaje. Plany na ten rok były zupełnie inne, ale jak to w moim przypadku bywa jakiekolwiek planowanie jest bez sensu. W czerwcu miał być wyjazd na rowerze w Tatry, ale szkoda mi było MŚ i fantastycznej gry Włochów. W lipcu znowu Tatry ale już na poważniej, a w sierpniu Dolomity. Jednak te plany zmieniły się po smsie od Aśki – koleżanki z pracy, która obwieściła mi w nim, że właśnie była na slajdach i normalnie się zakochała w pewnych widokach, które musi zobaczyć na własne oczy. Najpierw sobie rozmawialiśmy, że fajnie by było tam jechać i takie tam. Początkowo wyjazdu zupełnie nie brałem pod uwagę, bo wydawał mi się po prostu nierealny. Aśka jednak nie dawała za wygraną, a rozmowy stawały się coraz bardziej poważne i w pewien sposób przybliżające nas do podjęcia decyzji. W połowie lipca daliśmy sobie tydzień na ostateczne jej podjęcie. Okazał się trochę stresujący, bo praktycznie nie byłem w stanie o niczym innym myśleć, a w głowie był tylko Nepal. No i stało się... cała ekipa, czyli Aśka i ja po tych kilku dniach intensywnego myślenia była zdecydowana na wszystko. Wyjazd w październiku, a do tego czasu trzeba pozałatwiać wszystkie formalności, czyli szczepienia, bilety, wiza, ewentualne zakupy, no i poprawienie formy fizycznej.
Początkowo mało kto brał nas na poważnie, bo niby różne pomysły się miewało, no ale „tym razem to chyba jednak przesadzili”. Powoli, jednak stanowczo dążyliśmy do osiągnięcia celu. Pod koniec sierpnia, kiedy mieliśmy już wykupić bilety lotnicze ( Aeroflot, bo było zdecydowanie najtaniej i w dodatku jeszcze promocja) dołączył do nas Andrzej, również z naszej firmy, można powiedzieć podróżnik, bo w kilku ciekawych miejscach już był. Wtedy naprawdę uwierzyłem, że my tam naprawdę pojedziemy i nie ma żadnej siły, która by nas od tego odwiodła (chyba że Tupolev).

Zatem ostatecznie w wyprawie udział biorą:
Asia – co prawda nie była jeszcze w górach poza Europą, ale „u nas” na koncie ma już „kilka” wierzchołków z MB na czele.
Andrzej – jak już wspomniałem można go już nazwać podróżnikiem, bo będąc w Ameryce Płd., czy też po kilka razy w Afryce i Azji widział sporo i pod tym względem (i pewnie nie tylko) mogę mu buty czyścić.
Brendon czyli ja – lubię czasami po górach pochodzić.
Postaram się opisać ten wyjazd jak najkrócej, ale i tak pewnie troszkę tego wyjdzie bo i kilka dni to trwało.

5 X W-wa – Moskwa – Delhi
Wylot o 11-tej, bez atrakcji, chociaż przyznaje, że przed Tupolevem trochę się bałem. Na lotnisku w Moskwie 3 godziny przerwy i dalej do Indii.

6 X
Do Delhi dolecieliśmy ok. 2:30 w nocy. Pomimo, że dalszy lot do KTM mieliśmy dopiero po 13 to cały ten czas spędziliśmy na lotnisku. W sumie od wylotu z W-wy spałem z godzinkę, więc czas dłużył się niesamowicie. W końcu jednak udało się dotrzeć i do Nepalu.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

7 i 8 X Kathmandu
W sobotę trochę zwiedzania i jakieś małe zakupy przed trekkingiem. Niestety ACAP był zamknięty, więc opłatę musieliśmy załatwić w niedzielę. Zresztą spotkaliśmy tam Polaka, który tak jak i my najbardziej był zainteresowany faktem czy wprowadzili już TRC, czy też jeszcze nie. Chodzi o to, że wymyślili sobie, że na każde dwie osoby trzeba wynająć przewodnika (tak był w planach). Na szczęście TRC nie ma i możemy iść sami. Czy w tej chwili już to obowiązuje, to nawet nie wiem. W niedzielne popołudnie załatwiliśmy jeszcze bilety na autobus do Besisaharu i poszliśmy oglądnąć Swayambunath, bo podobno warto.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

9 X
Pobudka o 5-tej. Kilka godzin w autobusie nie było może cudownym przeżyciem, ale obyło się bez większych ekscesów. Po drodze zaliczyłem swój pierwszy dal bhat, czyli ryż z soczewicą i jakieś ichniejsze dodatki. Najciekawsze w tej potrawie jest to, że są dokładki i naprawdę można się najeść, choć jak się później okaże będę jeszcze miał go dosyć. W Besisaharze (760m) jesteśmy po 14, dalej do Khudi można jeszcze dojechać następnym busem, ale my już ten kawałek dla rozruszania się idziemy na pieszo. Po 17 jesteśmy na miejscu, bierzemy jakiś pokój, dookoła zielono, jest ciepło, super. W tym samym domku zakwaterowali się chłopak, (którego spotkaliśmy wcześnie przy ACAPie w KTM) z żoną – Łukasz i Ola. Jak się później okaże, wspólnie zjemy niejedną kolację, obiad i przejdziemy razem wiele kilometrów, a nasi nowi przyjaciele to lekarze z Kielc, których serdecznie pozdrawiam. Podczas kolacji widzimy pierwszą jaszczurkę, o których wcześniej słyszałem, że jest tu ich sporo, a po powrocie do pokoju wita nas dosyć dużych rozmiarów pająk, którego dość szybko potraktowałem butem.
Obrazek Obrazek Obrazek

10 X Khudi – Syange (1100m)
Wspaniała pogoda, wodospady i przyroda.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

11 X Syange – Tal (1860m)
Dzisiaj gdzieś między Jagatem a Chamje natknęliśmy się na Maoistów, którym trzeba było zapłacić 1400 rupii. Nie stali z kałachami jak to czytałem w innych relacjach, ale może gdybyśmy bardzo się wzbraniali przed tą opłatą to i ich „zabawki” pewnie by się znalazły. Do Talu dochodzimy po 16. Kolejny łatwy dzień, chociaż już nie tak gorąco, szczególnie wieczorem.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

12 X Tal – Dankyu (2300m)
Dziś prawdziwie lajtowy dzień, więc z niczym się nie śpieszymy. Do Danakyu dochodzimy po 15, jest prąd (przynajmniej na razie, bo tu różnie z tym bywa, a nawet jak jest to nigdy nie wiadomo kiedy zabraknie), ale nie ma wody. Potem jednak i woda jest, co prawda trochę lodowata, ale umyć się trzeba, a „pięciu gwiazdek” nikt nie obiecywał. Za to mamy tu jak się później okazało najtańszy nocleg na całym wyjeździe. 50 rupii za pokój trzyosobowy, co daje ok. 2,20pln na trzy osoby. Spanie jest tu ogólnie tanie, byle by jeść u gospodarzy, bo na tym oni przede wszystkim zarabiają. Boli mnie trochę gardło, ale to przez lodowatą wodę, jaką się przez te ostatnie kilka dni raczyłem. Na kolacji typowa tutaj sytuacja. Kiedy przychodzimy zjeść Ola i Łukasz czekają już od godziny (przez te kilka dni zdążyliśmy się przyzwyczaić, że trzeba „trochę” poczekać). Zamawiamy to samo (na ich nieszczęście) – ziemniaczki z jajkami – bardzo dobre zresztą. Czekamy kolejną godzinę, Doktory na swoje także i wreszcie zwycięstwo, jest kolacja. Jednak to my dostajemy pierwsi... mimo, że oni zamówili godzinę przed nami;) Oddajemy z Andrzejem swoje, bo jakoś głupio nam, mimo że ubaw był niezły i po kolejnym kwadransie dostajemy i my. Ogólnie cudownie jest jednak.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

13 X Danakyu – Chame (2720m)
Dzisiaj znowu łatwy dzień. Chmury jednak są i z Manaslu (8163m), który powinien ukazywać się nam za plecami na razie nici. Początkowo ostro w górę, potem już spokojnie. Ok. 13 dochodzimy do Chame – duża wioska, jest poczta, bank. Kupuje Strepsils, bo o ile na inne dolegliwości mamy leków pod dostatkiem to na gardło jakoś tego niewiele.
Obrazek
Dzieciaki pozowały do zdjęć bardzo chętnie.

14 X Chame – Lower Pisang (3200m)
Pobudka tak jak ostatnio codziennie 6:30. W pokoju 6 stopni, za oknem jednak piękne słońce i wreszcie widać Manaslu, tylko trochę daleko, więc czekam na zdjęcia innych, bo z moim zoomem to kariery nie zrobię. Przed nami Annapurna II (7937m) ;), więc jest w miarę nieźle. Jeszcze przed wyjściem z Chame po lewej stronie widać fantastycznie Lamjung Himal (6983m). Najpierw idziemy lasem, po lewej stronie Annapurna II, żyć nie umierać. Dzisiaj pierwszy i ostatni raz jak się później okazało zatykało mnie w uszach (momentami nawet miałem efekt trzeszczącego radia). Kiedy dochodzimy do Lower Pisang, Doktory już tam są i zrobili przegląd domów. Decydujemy się na takie małe dwuosobowe, w których są co prawda spore szpary (a wieje tu już naprawdę mocno) ale nie ma żadnego robactwa i są ciepłe koce. A prawdziwą furorą jest wiadro gorącej wody, które każde z nas dostaje od tamtejszego „mistrza” czyt. wynajmującego te domki. Kąpiel jest genialna, mimo, że w klitkach gdzie się kąpiemy też wieje. Gorąca woda jednak sprawia jednak, że na takie drobnostki nie zwraca się uwagi. Wieczorem jeszcze idziemy do Upper Pisang, a wracając, gram trochę z młodymi nepalczykami w siatkówkę.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

15 X Lower Pisang – Manang (3540m)
Spałem w polarze, bo i chłodno trochę, ale w sumie to zmarzły jestem i wolę jak jest za ciepło niż za zimno. Rano w naszym domku –0,3 stopni, więc i wstawać się nie chce, ale Manang czeka, więc trzeba. Docieramy tam wcześnie, słońce jeszcze wysoko i dość mocno grzeje. Znowu mamy domki dwuosobowe, tym razem ja śpię sam. Jest ciepła woda, ogrzewana gazem, więc dodatkowo robię pranie. Po obiedzie idziemy w piątkę połazić po Manangu. Spotykamy kilku panów z Polski ze sprzętem, jakby co najmniej na samą Annapurnę mieli wchodzić. Cały ten szpej i tygodniowy zarost ma jednak na celu chyba bardziej na dziewczyny działać niż podyktowany jest potrzebą, bo poźniej okazuje się, że owi alpiniści idą do jeziora Tilitsho (4920m), gdzie jednak trzeba zabrać namiot, a potem tak jak my idą na przełęcz. Jednak co lans to lans.
Jutro śpimy w tym samym miejscu, bo jest to dzień aklimatyzacyjny (przynajmniej przewodnikowo).
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

16 X Manang – Ice Lake (4600m) - Manang
Decydujemy się iść do Ice Lake (4600m) co by aklimatyzacja była owocna. Wiedząc, że należy cofnąć się pół godziny do Bragi skąd jest w miarę dobrze oznakowany szlak, najpierw jednak próbujemy iść nad to jezioro prosto z Manang. Niestety jest tam mnóstwo ścieżek, które jak niewiadomo gdzie się zaczynają, tak samo się kończą. Wchodzimy w górę jakieś 400 m., jednak coraz więcej coraz ostrzejszych krzaków i brak informacji o prawidłowym kierunku decyduje, że się wycofujemy. Teraz idziemy już tak jak nam miejscowi mówili i po 4 godzinach czyli ok. 15 dochodzimy do celu. Po drodze spotykamy dwóch Rosjan, którzy pod górę szli tą drogą, którą my próbowaliśmy i na ich stwierdzenie, że było „hard” uspokajamy się, że daliśmy sobie spokój. Bo w końcu jak już Ruskie mówią, że było ciężko, to inaczej być nie mogło;)
Kiedy schodzimy na dół już robi się szaro. W dodatku okazuje się, że łazienka jest zamknięta, a po kłótni, żeby ją otworzyć i tak po ciepłej wodzie zostały tylko wspomnienia. Tak oto poznaliśmy się na naszej „babci sknerusce”, która nawet za ładowanie baterii brała kasę. Jednak oddać jej należ, że jedzenie miała super.
Dzień bardzo udany (podejście ponad tysiąc metrów i zero dolegliwości), z czego wszyscy byliśmy strasznie zadowoleni, no i wreszcie wieczorem czułem się zmęczony. Kiedy wszedłem do domku nawet szczypawek nie chciało mi się zabujać, a to już o czymś świadczy;)
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

17 X Manang – Yak Kharka (4018m)
Kolejny dzień lajtowy. Ok. czterech godzin marszu i jesteśmy na miejscu. Jednak kiedy tylko słońce chowa się za chmurami robi się zimno. Ratuje nas jedynie wiadro z gorącą wodą i możliwość w miarę solidnego wykąpania się. Potem długo siedzimy w „jadalni”, gdzie jednak też nie jest za ciepło, ale spora liczba osób tu siedzących trochę „podgrzewa” atmosferę. Są Czesi, Amerykanie, Żydzi, więc zawsze z kimś się dogadasz.
Obrazek Obrazek Obrazek

18 X Yak Kharka – Thorung Phedi (4450m)
Jeszcze bardziej lajtowy dzień. Szybciutko dochodzimy do celu. Pokój zimny, ale chociaż jest gdzie podładować akumulatorek do aparatu. Ja wskakuje do śpiwora, a reszta idzie się aklimatyzować do najwyższego schroniska (4800m) na tej trasie. Mnie boli głowa i decyduje, że aklimatyzował się będę jutroJ Śpię w dwóch polarach i czapce. Rano mamy wstać 4:15.

19 X Thorung Phedi – Thorung La (5416m) – Muktinath (3760m) Dzień prawdy
Budzi nas Łukasz o 3:45. Na zewnątrz śnieg. Niby byłem na to przygotowany, ale co innego przygotowywać się teoretycznie, a co innego jeśli to się stanie w realu. Od razu wstajemy, ubieramy się i pakujemy. Jest zimno. Okazuje się, że o ile my spaliśmy bardzo dobrze, to Doktory nie spali prawie wcale. Olka chora, a zimno u nich podobno przeraźliwie. Idziemy coś zjeść i rozpatrzyć się w sytuacji. Tragarze i część ludzi wychodzi kiedy jest jeszcze ciemno, ja najchętniej poszedłbym z nimi, ale wspólnie decydujemy, żeby poczekać jak się rozjaśni i wtedy pójdziemy. No i to czekanie na spółkę ze śniegiem sprawiają, że zaczynam się trochę bać. Pewnie to głupie, ale naprawdę miałem stracha. Jakoś w zimie nigdy mnie w góry nie ciągnęło i do tej pory nie miałem wielkiego doświadczenia chodzenia tam po śniegu. A tu teraz mam podejść prawie tysiąc metrów w górę i w dodatku na wysokości, na jakiej jeszcze przyjemności nie miałem być. A ślisko jak cholera. Dzień wcześniej szliśmy po takich mało przyjemnych osuwiskach, gdzie jeśli jest sucho to nie ma problemu, ale przy padającym śniegu nie chciałbym tamtędy iść. I właśnie te osuwiska jeszcze bardziej mnie jakoś tak zniechęcały, bo w sumie nie wiedziałem czego tam wyżej możemy się spodziewać.
Wyruszamy przed 6. Wieje, zimno, a każdy kolejny krok stawiany ostrożnie, by się nie spierniczyć. Na szczęście w miarę szybko udało mi się dostosować do panujących warunków i jakoś powoli idzie. Odskakuję w miarę szybko reszcie i czekam na nich przy tym schronie na 4800. Z daleka wita mnie tam Josh (amerykanin), który idzie w adidasach. Pijemy tam herbatę i ruszamy dalej. Przed nami jeszcze 600m. Z czasem robi się coraz ciężej i jeśli chodzi o oddech, ale i nogi troszkę siadają. Dzisiaj mój dzień niesienia filtra na wodę i dodatkowo mam też wodę Aśki. Ale chociaż więcej niż zwykle mam na sobie ubrań, więc plecak jak zwykle ok. 15kg. Na 5100 jest ostatnie przed przełęczą miejsce, gdzie można kupić gorącą herbatę. A więc już tylko 300m. Czytałem w relacjach, że idzie się tam 10 kroków i przystanek na złapanie oddechu. Myślałem, że to trochę przesadzone. Jednak nie tak bardzo. Mimo, że od kwietnia do lipca zrobiłem ok. 3 tysięcy km. na rowerze, później trochę biegałem i żeby buty rozchodzić robiłem wycieczki do lasu z obciążonym plecakiem to i tak na niewiele się zdało. Siły żeby przyspieszyć nie miałem zupełnie. Szedłem jak wszyscy... bardzo wolno. Co prawda większość ludzi idzie tam z przewodnikiem i tragarzami, a sami z małymi plecaczkami. No ale jak mnie wyprzedza jakaś dziewczyna (i nieważne już z jakim plecakiem), a ja nawet nie mogę się za nią utrzymać i powoli mi „odjeżdża” to coś tu nie jest tak;) Kiedy dochodzę do ławeczki na samej przełęczy zaczyna mi pikać telefon. 7 w Polsce, zatem 10:45 w Nepalu. Zeszło się trochę, ale wlazłem tam. Kilkanaście minut po mnie dochodzą pozostali. Nigdy wcześniej nie byłem w górach ani z Aśką, ani z Andrzejem, ale muszę przyznać, że są rzeczywiście twardzi. Wiedziałem, że bez problemu dadzą radę, ale ten ich spokój rano, kiedy ja się denerwowałem naprawdę mi zaimponował.
Pocykaliśmy trochę zdjęć i trzeba było się zbierać, bo i długa droga jeszcze przed nami, a wiało tam na górze niesamowicie. Schodzić nienawidzę, dlatego odskakuję szybko od reszty i często biegiem chcę jak najszybciej znaleźć się na suchym terenie, a najlepiej już w samym Muktinath.
Udaje się przeżyć ten dzień, w moim przypadku nawet bez żadnych dolegliwości. O moje kolano obawiałem się najbardziej, ale chyba przede wszystkim dzięki kijkom, na razie jest rewelacyjnie. Zakwaterowaliśmy się w hotelu Bob Marley, wieczorem kolacyjka z ogniskiem pod stołem, więc chociaż można było się wreszcie wygrzać. Jedynie Ola, która już wcześniej była przeziębiona, ma teraz 39 stopni gorączki, ale najgorsze za nami, więc jakoś to będzie.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

20 X Muktinath – Marpha (2670m)
Idziemy trochę a okrągło, bo chcemy zobaczyć Kagbeni. Później najbardziej wietrzny odcinek do Jomosom i Marpha.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

21 X Marpha – Kalapani (2530m)
W Kalapani zdecydowaliśmy się nocować ze względu na widoki, z tym że wieczorem pochmurno i pada, a rano najpierw znowu chmury, a później Annapurna I (8091m) cała w słońcu i zdjęcia nijakie.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

22 X Kalapani – Tatopani (1190m)
Znowu ciągle w dół. Widoki już nie takie do jakich przyzwyczaiłem się przez ostatnie dni. Jednak znowu jest ciepło, a przyroda zadziwia swoimi kolorami.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

23 X Tatopani – Beni – Pokhara
Ostatni dzień trekkingu. Dochodzimy do Tiypiangu. Ze względu na nogę Aśki, która ją boli od trzech dni decydujemy się na busa do Beni. Dalej autobus do Pokhary i ok. 16 mamy być na miejscu. Jakieś 40km od celu zatrzymujemy się. Nie było by w tym nic dziwnego, ale przystanek ten się dziwnie przedłuża nawet jak na tamtejsze warunki. Po godzinie zaczynamy coś działać, bo coś jest nie tak. Ludzie mówią, że był jakiś wypadek, zginęło dziecko i dzisiaj już pewnie nie pojedziemy. Tylko nie wiadomo dlaczego nie dojeżdżamu choćby do tego wypadku, a stajemy akurat tu. Wspólnie z innymi „białymi” (w sumie ponad 10 osób) decydujemy się iść na pieszo dalej i zobaczymy co się dzieje. Po ok. 2 km dogania nas autobus, jednak zapchany i tym razem nie tylko nasze plecaki wędrują na dach, ale i my razem z nimi. Nie jedziemy jednak daleko, bo po kilku kilometrach rozpoczyna się korek i dalej jechać się po prostu nie da. Przewodnik Izraelczków idzie zobaczyć co się dzieje, no i niestety okazuje się że nic się nie da zrobić. Muszę też wspomnieć, że z dachu autobusu pierwszy raz naszym oczom ukazuje się przepiękna Macchapuchhre (6997m). Wspólnie z trzema Żydami (oni mają dodatkowo przewodnika i tragarza) idziemy na pieszo dalej. Robi się ciemno. Kiedy przechodzimy cały ten korek, okazuje się że wypadek wypadkiem, ale oprócz tego są jakieś blokady. Przez całą szerokość drogi leżą dość spore głazy i nijak tędy przejechać. Za sto metrów następna i następna, a pomiędzy nimi kolejne samochody. Nie wiemy o co chodzi, a Nepalczycy idący z nami okazują się zupełnie bezużyteczni. Po przekroczeniu kolejnej blokady i przejściu wreszcie pustego odcinka pojawia się taksówka. Wreszcie przydaje się przewodnik, zatrzymuje ją i dogaduje się, że gość pojedzie do Pokhary. Problem jest jedynie taki, że na ścisk zmieści się tam tylko tylko 5 osób, czyli ludzie spod znaku gwiazdy ze swoimi Nepalczykami. I w tym momencie rzecz się dzieje niesłychana, bo oto oni decydują, że nie zostawią nas samych na tym pustkowiu. Jedzie tylko jeden z nich, żeby załatwić drugą taksówkę. Pozostali dwaj i my idziemy dalej przy czołówkach. Niedługo pojawiają się z drugim samochodem, razem dogadujemy cenę i wreszcie ruszamy do Pokhary. Mieliśmy tam być o 16, jesteśmy po 22, ale za to hotel wypas. Najlepszy na całym wujeździe. Odnośnie chłopaków z Izraela (nieważne co sądzę o tym narodzie, bo nie o to tu akurat chodzi) to naprawdę byliśmy pod wrażeniem ich zachowania. Wieczorem lasagne i wszystko wraca do normy;)
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

23 – 30 X Pokhara – Kathmandu – Delhi – Moskwa – Warszawa
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
No i ja. Przepraszam, że tak długo.
Obrazek

12 XI Podsumowanie
Wyjazd był genialny. Pod każdym względem był niesamowity. Osoby, z którymi miałem przyjemność tam być, góry, pogoda...
Jedyne czego mi zabrakło to chociaż jednego pęcherza - bo nie zużyłem nawet jednego plastra, burzy – takiej himalajskiej z prawdziwego zdarzenia, no i czasu na rafting – bo jak przemyśleliśmy sprawę to było już za późno.
A teraz siedzę w domu, czeka mnie długa zima i nowy maraton w pracy. Staram się na razie nic nie planować na przyszły rok, bo i tak nic pewnie z tego nie wyjdzie. Po prostu czekam na jakąś iskrę, która przerodzi się w coś więcej. Przynajmniej już wiem, że każdy plan jest do zrealizowania, nawet jeśli ma niewiele wspólnego z rzeczywistością (chociaż osiem tysiączków chyba jeszcze musi poczekaćJ)
Chyba, że w międzyczasie zakocham się i wszystko weźmie w łeb;)


Ostatnio edytowano N lis 12, 2006 9:39 pm przez abrendon, łącznie edytowano 11 razy

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N lis 12, 2006 8:21 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): Śr lut 16, 2005 8:51 am
Posty: 2378
Lokalizacja: Nowy Sącz
zapowiada sie pieknie.... widac po pokoju ze prawdziwie gorskie klimaty....

_________________
...energia musi eksplodować w momencie wykonywania zadania, ale cały czas trzeba ją mieć pod kontrolą...
http://picasaweb.google.pl/w.tatrach
gg: 1553749


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N lis 12, 2006 8:28 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sty 13, 2005 2:03 pm
Posty: 11103
Lokalizacja: Poznań
No ładnie. Czyli Aeroflot górą :) Ile kasy wydaliście na miejscu? Ponoć nie jest drogo. A i polarki, czapeczki itd. nie warto brać z Polski tylko kupować na miejscu.
No dobra. Gdzie zdjęcia gór? :D

_________________
Tatrzańskie szlaki..


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N lis 12, 2006 8:54 pm 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt sie 05, 2005 5:40 pm
Posty: 876
Lokalizacja: okolice Krakowa
No własnie , a tak na marginesie ile taki wyjazdzik kosztuje :?:

_________________
Dawniej Olivia


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N lis 12, 2006 9:23 pm 
Kombatant

Dołączył(a): So sty 21, 2006 11:24 pm
Posty: 431
No wreszcie skończyłem, bo myślałem, że już nie podołam (ze zdjęciami mi się popierniczyło troszkę :D )
Aeroflot 1740pln + Air Sahara ok 700 z Delhi do Kathmandu.
Na miejscu wydałem niewiele ponad 500 dolarów, czyli połowę z tego ile zabrałem.
Do tego trzeba doliczyć szczepionki w moim przypadku. Pracuję w hurtowni farmaceutycznej, więc miałem trochę taniej, ale to i tak ponad 300pln.
W sumie mnie to wyniosło ok 4500pln. Nie żałuje żadnegej złotówki, dolara, rupii nepalskich i indiskich wydanych na tym wyjeździe.
Polarki, czapeczki itp. są tanie, ale wątpliwej jakości. Wszystko to podróbki, przede wszystkim The North Face, a w oryginalnym sklepie tej firmy ceny porównywanle do naszych.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N lis 12, 2006 9:28 pm 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 04, 2005 8:00 am
Posty: 1429
Lokalizacja: ż-c
Cudowne :!: Świat z bajki :D

_________________
http://pl.youtube.com/watch?v=BuoTuL1we_c


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N lis 12, 2006 9:47 pm 
<font color = red><i>Szarik</i></font>

Dołączył(a): Pn sie 01, 2005 5:21 pm
Posty: 2908
Abrendon padam na pysk :bowdown:


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N lis 12, 2006 10:02 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sty 13, 2005 2:03 pm
Posty: 11103
Lokalizacja: Poznań
abrendon napisał(a):
W sumie mnie to wyniosło ok 4500pln.

No to do zjedzenia. Czyli prawie miesiąc. No chyba, że w przyszłości dojdą jeszcze do tego te dodatkowe opłaty.
Ale kasa do załatwienia, gorzej z czasem.
Czyli spaliście w jakiś domkach itp? Nie w namiotach? Bez biwaków gdzieś wyżej? Nie były wam potrzebne puchowe śpiwory?
W przypadku takich biwaków dochodzą jeszcze koszty sprzętu. A to już sporo kosztuje.

_________________
Tatrzańskie szlaki..


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N lis 12, 2006 10:13 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn lip 17, 2006 8:31 pm
Posty: 475
Lokalizacja: Poznań
Bosko, poprostu bosko :lol: Gratuluję :!: :!: :!:


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N lis 12, 2006 10:19 pm 
Stracony

Dołączył(a): Pt lis 04, 2005 7:38 pm
Posty: 4278
Lokalizacja: Buk
Odebrało mi mowe z wrażenia <to rzadko sie zdarza :rofl_an: > przecudowny wyjazd

_________________
Jak mówię,że wybaczam to nie znaczy,że zapomnę.

http://chomikuj.pl/hania.ratmed
http://7000.pl/index.php?page=wyprawy&o ... p=himalaje


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N lis 12, 2006 10:27 pm 
Kombatant

Dołączył(a): So sty 21, 2006 11:24 pm
Posty: 431
tomek.l napisał(a):
No to do zjedzenia. Czyli prawie miesiąc. No chyba, że w przyszłości dojdą jeszcze do tego te dodatkowe opłaty.
Ale kasa do załatwienia, gorzej z czasem.
Czyli spaliście w jakiś domkach itp? Nie w namiotach? Bez biwaków gdzieś wyżej? Nie były wam potrzebne puchowe śpiwory?
W przypadku takich biwaków dochodzą jeszcze koszty sprzętu. A to już sporo kosztuje.

Właśnie sprawdziłem na travelbicie. Od 27 października miało wejść TRC. Wychodzi to min. 10 dolarów dziennie za przewodnika lub portera, więc mnożąc to razy kilkanaście dni... wychodzi niezła sumka.
http://www.travelbit.pl/glowna.htm
Na całej trasie jest gdzie mieszkać, chociaż wysoko lepiej jest dojść wcześniej, bo czasami podobno jest z nimi ciężko. Śpiwór puchowy jest wskazany, chociaż spałem w syntetycznym jakoś tak do -8 chyba i też nie narzekałem. Zawsze można polar czy dwa założyć :wink:
Na tym treku namiot więc jest zbędny, ale jak już chce się zaliczyć jakiś szczyt z szóstką na przedzie to niestety trzeba go mieć. Jest jednak tam kilka takich sztuk, na które nawet bez osób z dużym doświadczeniem da się wejść, więc pewnie warto :D
Tylko tak jak wspomniałeś te cholerne koszty wzrastają. A teraz jeszcze przewodnik... Myślę jednak że Polacy z czasem i na to wymyślą jakieś obejścia :wink:


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N lis 12, 2006 10:41 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sty 13, 2005 2:03 pm
Posty: 11103
Lokalizacja: Poznań
10 baksów dziennie? Ja pier...
Pytanie brzmi jak oni to będą weryfikować. Kontrolować na szlaku? Na pewno jakieś obejście wymyślą. Nie mogą z tym poczekać jeszcze z 2 lata :) W przyszłym roku nie bo trzeba się jeszcze podszkolić i zebrać doświadczenia. Ale za dwa lata z jakimś wejściem ...
Ale fakt. Taki trekking jest do zrobienia w sumie dla każdego. Tylko zbierać kasę i ... no właśnie, załatwić miesiąc urlopu.

_________________
Tatrzańskie szlaki..


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N lis 12, 2006 10:55 pm 
Kombatant

Dołączył(a): So sty 21, 2006 11:24 pm
Posty: 431
Na szlaku są punkty kontrolne ACAP-u, gdzie za każdym razem musisz powpisywać swoje dane i takie tam, więc myślę, że i tam będą tę kwestię kontrolować. O ile to w ogóle wprowadzili, bo nie szukałem na stronach ichniejszych, a spojrzałem tylko na travelbit. Teraz jednak w Nepalu jest moja znajoma, więc niedługo będę miał świeższe wiadomości.
Ja o ile wszelakie okoliczności pozwolą również chciałbym tam jeszcze wrócić, a mówię Ci Tomku, naprawdę warto. W moim przypadku z urlopem nie było wielkich problemów, chociaż akurat sezon u nas się zaczynał na leki, ale na szczęście kierownictwo jest wyrozumiałe :D
No i oszczędzać trzeba strasznie, przynajmniej w moim przypadku. Więc już zaciągam pasa :D


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: N lis 12, 2006 11:08 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sty 13, 2005 2:03 pm
Posty: 11103
Lokalizacja: Poznań
Niedługo wróci z Himalajów Boguś. Jak znam życie (i jego :) ) to za rok jedziemy :D No i pewnie wchodzimy na Ama Dablam :wink:
A tak naprawdę to pewnie jeszcze nie teraz. Ale pojade tam na pewno.
Albo jak się poczuję tak jak ten stary indianin zanim jeszcze zjadł batonik Marsa. I zamiast szukać jakiegoś spokojnego miejsca wsiądę w samolot, polecę tam i zostanę :D

_________________
Tatrzańskie szlaki..


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 13, 2006 12:22 am 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): So lip 23, 2005 6:00 pm
Posty: 1495
Lokalizacja: z domu
**


Ostatnio edytowano Pt cze 01, 2007 2:37 am przez hwyhobo, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 13, 2006 12:45 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn wrz 05, 2005 9:12 am
Posty: 6269
Lokalizacja: Warszawa/Skierniewice
No super wyjazd abrendon tylko pozazdrościć

_________________
Pozdrawiam
Jacek
Obrazek

___________
..Umiem być ciszą, Kończę się w twoim śnie, Ostatnie echo jest ciszą to miejsce gdzie kończy się twoje spojrzenie..


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 13, 2006 10:03 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 23, 2006 8:39 am
Posty: 5110
Lokalizacja: daleko od gór
Fajowska wycieczka. Miłe fotki (niektóre bardzo miłe!). Niezła recenzja. :D

_________________
W życiu piękne są tylko chwile. (R. Riedel)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 13, 2006 12:06 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So sty 07, 2006 8:19 pm
Posty: 18162
cos fantastycznego. swietne zdjecia. tez bym tak chcial.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 13, 2006 2:33 pm 
O kurczaki rewelacja jak dla mnie :P Tylko jak to w końcu z kwestią aklimatyzacyjną przeszedłeś ? Duży szok dla organizmu ? Bo z relacji wywnioskowałem, że wysokość wielkiego wrażenia nie zrobiła ale jednoczesnie szło Ci sie ciężko dosyć. Rozwiń tę kwestię bo przyznam, ze mnie to zafrapowało. :wink:


Góra
  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 13, 2006 2:48 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Wt sie 02, 2005 1:05 pm
Posty: 702
Lokalizacja: że znowu
bomba i jaki spontan. a i finansowo nie najgorzej to wyszlo


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 13, 2006 4:08 pm 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N lis 06, 2005 1:56 pm
Posty: 1388
Lokalizacja: Warszawa
Od początku relacji byłem przekonany że jest ona z wejścia na Anapurne a że dawkowałeś napięcie stopniowo nic nie zauważyłem . Dopiero po jakimś czasie zobaczyłem nazwę tematu . Wyprawa świetna jak pokazuje nie trzeba być himalaistą żeby ją odbyć. Brakuje mi tylko troche zdięć ośmiotysięczników.
Mam tylko pytanie ( 10 baksów = 10 dolarów dziennie??)

_________________
http://www.jokerteem.fora.pl/

http://pl.youtube.com/watch?v=P6-fvNX_lFo


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 13, 2006 6:26 pm 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So maja 20, 2006 9:45 am
Posty: 860
Lokalizacja: UK-ŁÓDŹ-Aleksandrów Ł.
Super, może w niedalekiej przyszłosci,bedzie nam dane :lol:

_________________
W górach jest wszystko co kocham...


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 13, 2006 6:43 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lip 20, 2005 3:25 pm
Posty: 4017
Lokalizacja: Gorzów Wielkopolski
Swietne. tyle powiem ;)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 13, 2006 8:00 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): Śr lut 16, 2005 8:51 am
Posty: 2378
Lokalizacja: Nowy Sącz
abrendon jak bedziesz mial chwile wrzuc jeszcze pare fotek...

_________________
...energia musi eksplodować w momencie wykonywania zadania, ale cały czas trzeba ją mieć pod kontrolą...
http://picasaweb.google.pl/w.tatrach
gg: 1553749


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 13, 2006 8:36 pm 
Zasłużony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn lip 17, 2006 9:25 pm
Posty: 249
zolffik napisał(a):
abrendon jak bedziesz mial chwile wrzuc jeszcze pare fotek...

tak!! tak!!
więcej fotek :!:
Gratulacje wyprawa bajeczna


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 13, 2006 11:21 pm 
Kombatant

Dołączył(a): So sty 21, 2006 11:24 pm
Posty: 431
Ataman napisał(a):
Tylko jak to w końcu z kwestią aklimatyzacyjną przeszedłeś ? Duży szok dla organizmu ? Bo z relacji wywnioskowałem, że wysokość wielkiego wrażenia nie zrobiła ale jednoczesnie szło Ci sie ciężko dosyć. Rozwiń tę kwestię bo przyznam, ze mnie to zafrapowało. :wink:

Przed wyjazdem sporo poczytałem na temat aklimatyzacji i trochę mi się to chyba przydało. Przede wszystkim nawet nie starałem się wyrywać do przodu, by np. w jeden dzień robić dwa i takie tam. Aśka nakazała mi iść wolno, bo musimy powoli zdobywać wysokość, żeby organizm do niej się przyzwyczajał, no i tego starałem się trzymać. Tyle, że teoria teorią, a i tak dopiero na górze dowiesz się jak na to wszystko reagujesz. Dodatkowo Aśka opowiadała jak to było w Vallocie kiedy wchodziła na MB i to również nie nastrajało optymistycznie, tylko, że tam zazwyczaj wysokość łapiesz dużo szybciej i stąd pewnie częste problemy.
Czytałem przykładowo, że w Thorung Phedi (4450m), czyli podczas ostatniej nocy przed przełęczą mało kto śpi z powodu ogólnie znanych dolegliwości związach z chorobą wysokościową. Tak jak pisałem my spaliśmy bez problemu, Łukasz i Ola zdecydowanie mniej, ale to tylko z powodu zimna. Rano do kibelka jednak ciężko było wejść, zatem ktoś cierpieć trochę musiał.
My jednak dolegliwości takowych nie mieliśmy. A to, że na samą przełęcz szło się ciężko to już inna historia. Ja wcześniej (czyt. niżej) nawet trochę czasami zły byłem, że nie mogę za bardzo się zmęczyć, bo jak już sobie trochę przyspieszyłem to i tak musiałem czekać na marudzących na mnie moich towarzyszy niedoli. Dopiero w ten decydujący dzień można było się wykazać, tyle, że tam jest inna bajka. Początko szło się jeszcze nieźle, jednak czym wyżej to zmęczenie dawało się we znaki. I nawet nie mogę powiedzieć, że brakowało mi oddechu, po prostu nie byłem w stanie przyspieszyć, a od 5100 to już nawet utrzymać jako takiego tempa. Czułem się dobrze, wytrzymałościowo też byłem przygotowany w miarę, jednak tam na wiele to się nie zdało. Liczyłem, że wbiegnę na "szczyt" jak zwykle, a skończyło się na tym, że nigdy wcześniej nie byłem tak padnięty na szlaku. Następnym razem przygotowany jednak będę lepiej i może nie będę już słaniał się jak pod Thorung La :D
Kurde rozpisałem się trochę. Mam nadzieję, że rozwinąłem kwestię wystarczająco Atamanie :wink:


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 13, 2006 11:30 pm 
<font color = red><i>Szarik</i></font>

Dołączył(a): Pn sie 01, 2005 5:21 pm
Posty: 2908
To co piszesz to bardzo przydatne jest i pouczające :)
Jak Ci się przypomną jeszcze jakieś szczegóły, które uznasz za przydatne-pisz :D

Z góry dziękuję


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 13, 2006 11:39 pm 
Kombatant

Dołączył(a): So sty 21, 2006 11:24 pm
Posty: 431
Olka napisał(a):
Jak Ci się przypomną jeszcze jakieś szczegóły, które uznasz za przydatne-pisz :D

:salut:
Zatem pierwsza bardzo ważna uwaga. Jeśli będziecie lecieć z Delhi do KTM, poproście o miejsce z lewej strony przy oknie. Atrakcje gwarantowane, bo zdjęcia (robione przez przybrudzoną szybę, bo z tamtej strony nie pozwolili mi przeczyścić) nawet w połowie nie oddadzą rzeczywistości. A już na pewno moje :?


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 13, 2006 11:43 pm 
<font color = red><i>Szarik</i></font>

Dołączył(a): Pn sie 01, 2005 5:21 pm
Posty: 2908
abrendon napisał(a):
Olka napisał(a):
Jak Ci się przypomną jeszcze jakieś szczegóły, które uznasz za przydatne-pisz :D

:salut:
Zatem pierwsza bardzo ważna uwaga. Jeśli będziecie lecieć z Delhi do KTM, poproście o miejsce z lewej strony przy oknie.


Byle nie nad skrzydłem :wink:
Dzięki :)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: Pn lis 13, 2006 11:45 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sty 13, 2005 2:03 pm
Posty: 11103
Lokalizacja: Poznań
Rozłożyliście to sobie na prawie miesiąc więc sporo czasu na aklimatyzację. No i wysokość chyba zwiąkszaliście stopniowo i nie za szybko.
Poza tym nie ma reguły i zależy to od organizmu. Ja tam sam jestem ciekaw jak mój zareaguje powyżej 4000
Don na pewno nam zrobi na ten temat wkrótce wykład :D

_________________
Tatrzańskie szlaki..


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 84 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3  Następna strona

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL