lucyna napisał(a):
Sprawiłeś mi przykrość mówiąc tak o ratownikach. Moje doświadczenia z GOPR są zupełnie inne. Zawsze spotkałam się z życzliwością i profesjonalizmem. Kontaktuję się z Grupą Bieszczadzką GOPR służbowo, obserwuję ich w pracy, turyści z mojej grupy byli kilkakrotnie pod ich opieką. Uważam, że GOPR wykonuje kawał dobrej roboty. Jestem im za to wdzięczna.
Przykro mi że sprawiłem ci przykrość. Pewnie bym ci jej nie sprawił, gdybym "zawsze spotykał sie z życzliwością i profesjonalizem i uważal, że GOPR wykonuje kawał dobrej roboty".
Moje oba spotkania z GOPRem:
1) Karkonosze gdzieś koło przelomu wieków, zima. Wchodzę z żoną szlakiem na główne pasmo by zrobić trawersik W. Szyszaka. Po mozolnym doczłapaniu się dojściu do "Szlaku Przyjaźni" spotykam dwóch panów z mikrofalówką bacznie nas od dłuższego czasu z góry obserwujących. Pytają dokąd i po co. To mówię. Mówią, że późno. Mówię, że wiem, że późno. Nic więcej nie mówią, coś tam dalej gadają a to między sobą a to z kimś na mikrofali. Coś w stylu "na niebieskim podchodzi dwóch" albo "tamci schodzą" itp. Idę w swoją drogę, nie pamiętam dokładnie chyba mnie jeszcze miną szusując na nartach w strone Przełęczy Karkonoskiej.
2) Barania* Góra, gdzieś koło przelomu wieków, zima, zła pogoda, złe warunki. Schronisko, sala jadalna, w niej w sumie pięć osób, w tym dwaj dobrze ubrani ludzie. Siedzą piją herbatę i odnoszę wrażenie jakoś dziwnie ciekawie mnie obserwują. Pewnie znowu - moje podarte chińskie spodnie... Idę dalej, podchodzę pod szczyt, moim celem jest jeszcze tego dnia dotrzeć na nogach do Skrzycznego, w tych warunkach nie powiem ambitne. Zatrzymuję się w jakiejś zadaszonej chatce odpocząć i napić się herbaty. Nadjeżdża GOPrówiec na nartach. W sumie nie wiem po co ale zatrzymuje i gapi się na mnie. Cześć/cześć i tyle. W sumie trochę kłopotliwa sytuacja tak siedzieć i być obserwowanym. Proponuję herbatę - co przerywa nieco milczenie. Zaczyna mnie pytać skąd dokąd. No to mówię. Nabiera jekiegoś dziwnego belferskiego tonu. nie pamiętam słów, ale zaczyna sugerować, że może tylko do szczytu i na dół, bo zła pogoda, a do Skrzycznego długa droga. Pogoda zła, raczej nie dam rady. No to mówię, że dam. Nie lubię spejalnie takich nadopiekuńczych ludzi na szlaku, nawet jeśli, a może zwłaszcza jeśli to GOPRowcy. Po nieco dłuższej konwersacji która robi sie nieco bardziej denerwująca i w sumie chyba g..no istotna facet daje mi w koncu spokój i odjeżdża. Spotykam go chyba jeszcze raz jadącego w przeciwną stronę zanim dojdę do szczytu.
Nie znam się może to normalnie i taką pracę mają. Ale jakoś tak kojarzy mi sie to z komunistycznym WOPem, żeby nie powiezdzieć WSW. Pewnie jestem pod wrażeniem filmów typu Sylwek S. jako "Sylwhanger" gdzie grupka doskonale wyposażonych pięciu osób plus pies, z wypasioną bazą i helikopterem spokojnie obsługuje rejon 100 razy większy od Babiej Góry, czekając na 'wołanie o pomoc" by wyruszyć do sprawnej akcji, a nie próbuje szukać na siłę czegoś co by się nadawało do roboty.
W każdym razie opisałem ci moje doświadczenia i sama oceń czy to był "kawał dobrej roboty".
EDIT*
(Tu był wcześniej oczywisty błąd w nazwie góry

)