Tym razem jadę do centralnej Polski, na Wołyń. Przekraczam granicę terytorium wcielonego do Tysiącletniej Unii i za dwie godziny jestem we Lwowie. << Leopoldis sempel fidelis>> jak mawiał mój dziadek. Garść niezbędnych informacji: wóda (bardzo przyzwoita) ok. 7.50 zł za pół litra. Fajki od 1.80 do 3.50 zł. (najdroższe). Sklepy z alkoholem (ogromny wybór) na każdym kroku, nawet w księgarni
, otwarte do późna także w święta. Generalnie Ukraińcy to bardzo pracowity i przedsiębiorczy naród, nie tak, jak na przykład Słowacy. Taka nowobogacka mania wielkości, to markowe alkohole zachodnich wytwórni w monstrualnych wielkościach po cztery litry
.
Można, jak ktoś ma gest, kupić małą butelkę Henessey za 16.660 hrywien. Średnie zarobki lekarza to ok. 1000 hrywien. Jedna z tańszych sieci z trunkami, taka żabka to:
Piwo, według mnie najlepsze to Lwowskie i Jedynka
.
Cena w sklepie ok.1.20zł w lokalu od 2.50 zł. wzwyż, zależnie od standardu. Masz ochotę na Żywiec czy Carlsberg? Żaden problem ok.7.50 zł, tyle, co flacha miodówki z papryczką, na przykład. Za to tabliczka Milki, czy innej czekolady kosztuje tyle, co dwie paczki fajek. Ot, taki prezent dla milusińskich. Tu poruszyłem istotną sprawę. Oni są na etapie zachłyśnięcia się zachodem. To, co u nas, tam też się kupi, średnio o 20-50% drożej.
Oprócz alkoholu, papierosów, rękodzieła i miejscowych słodyczy (śliwki z orzechem w czekoladzie !!!) nic się nie opłaca przywozić. Korzystając z okazji gorąco apeluję aby przywieźć maksymalne dozwolone ilości używek , nawet gdy ktoś nie pali czy nie pije. Im mniej sprzedanej akcyzy unijnej, tym mniejszy dochód w Brukseli. Ja, nie chwaląc się, przywiozłem sporo więcej. Pozdrawiam Urząd Skarbowy Kraków Śródmieście.
I najważniejsze. Kobiety są ładne i zgrabne, wielkodupne kaszaloty się nie trafiają. To znaczy, może i są, ale szczęśliwie nie wychodzą z domu.
Na ulicy wyraźnie widać rozwarstwienie. Wylaszczone blondynki w nowych zachodnich autach, są i takie limuzyny
zabytkowe Czajki
(kto je jeszcze pamięta) ale i skręcone drutem Żiguli czy inne Moskwicze.
.
Podobnie w ubiorze, dziewczyny coraz mniej gustują we wschodniej modzie, za wyjątkiem butów. Takiej feerii oczojebnych, pastelowych kolorów nie widziałem nigdzie indziej. Ale czy to szeroki, czy wąski – każdy obcas jest wysoki i dziewczyny świetnie chodzą po wybrukowanych uliczkach starego miasta. He, od razu poznać laskę z prowincji, słabo chodzi. No i fajnie.
Ogólnie jest bardzo czysto, od rana hoże dziewczęta w wieku pobalzakowskim uwijają się z szufelkami. Widziałem przy głównym deptaku siedzącego na ławce i rzygającego pod siebie poliaczka, przy nim dwie panie sprzątały od razu. Na mokro! Mimo pozorów uprzejmości jesteśmy zaledwie tolerowani, i to tylko dla pieniędzy, które tam wydajemy. Chociaż mnie się trafił dres, nie pytany pier…lił coś, że jest u siebie i takie tam. Ja mam trudności, aby zrozumieć ukraiński, natomiast oni po polsku dobrze rozumieją. To nie tylko moje spostrzeżenie.
Muszę się pochwalić moim kombatanctwem – nieznany mi autor artystycznie uwiecznił moją walkę z teściową:
Resztę można opuścić, nudno będzie. Opiszę z punktu widzenia Krakusa dla Krakauerów, bo i po co dla kogoś innego? Kraków-Lwów, dwa rywalizujące miasta. Nawet herby mamy podobne.
Raz my górą, raz oni. O ile w średniowiecznych zabytkach bijemy ich na głowę, to w secesji bardzo odstajemy. Wtedy Lwów był stolicą Galicji, obszar miasta z tego okresu ma ze cztery-pięć razy większą zabudowę. I kamienice są generalnie piękniejsze, za to zrujnowane jak u nas dwadzieścia lat temu. Ale są i podobieństwa. Nie tylko park wodny,
ale i kopiec
,
To tu, a nie na kopiec Kościuszki, w oryginale chodził na spacery pan Dulski. Na wzgórzu resztki zamku Kazimierza Wielkiego.
Obok, sterczy jak psi ... szpecąc krajobraz maszt antenowy.
Za sowietów było ich cztery, służyły do zakłócania RWE. Przy okazji:
w stylu młodopolskim budynek dawnej gazowni, później NKWD, GeStaPo, KGB, a obecnie co? Jasne, że KGB, za to Ukraińskie, dla odmiany. A co obok ,,gazowni” jest w Krakowie? Zajezdnia tramwajowa, ta stara. Tu nie inaczej:
,
Podobna, nie? Taki nasz Dajwór. I o ile po Lwowie nadal jeździ tramwaj wąsko torowy, w Krakowie resztki takich oryginalnych torów można obejrzeć na Szewskiej. Wraz z kostką porfirową, u nas na wagę złota, tam nadal na kilometrach ulic:
Ciekawostka, tory biegną przy chodniku, tworząc wolną przestrzeń środkiem jezdni gdzie spokojnie parkują auta.
,
Trochę to dziwne rozwiązanie, tam się sprawdza. Podobnie jak jazda bez włączonych świateł w dzień, czy przewożenie dzieci na kolanach na przednim siedzeniu. I żyją sobie spokojnie, niebogi, nieświadome straszliwych niebezpieczeństw. Jak Wielki Budowniczy, którego oczywiście nie ma,(ale jego ślady są):
przyłączy ich do Europy, to im takie przepisy wprowadzimy, że…Ech, rozmarzyłem się…
Przy okazji fotografia wnętrza Sali Rektorskiej tutejszej Politechniki, praktycznie nie udostępnionej do zwiedzania:
,
,
Podobnie jak u nas resztki średniowiecznych murów obronnych:
a to:
nie barbakan a prochownia, do środka nie warto zaglądać, lastriko w stylu późnego Gomółki. W Arsenale-jak i u nas- muzeum, mizerne zresztą, a charakterystyczny jest podpis pod tą zbroją:
,,Skrzydlaty rycerz”, charakterystyczne jest unikanie wszelkich tematów mających związek z obecnością Polski, a nawet z alfabetem łacińskim. Takie napisy to rzadkość:
,
Szczególnie widoczne jest to na zachód od Kijowa. Ogólnie znana jest gościnność miejscowych:
i ich turańskie poczucie humoru:
Dodam, że obecnie Lwów liczy ok.850 tysięcy mieszkańców, z tego może osiem tysięcy Polaków. Jeden procent.
Podobne są też CK fortyfikacje, choć szumnie zwane cytadelą, daleko im choćby do naszego św. Benedykta:
I parę słów o Łyczakowie, któremu wielkością i pięknem cmentarz Rakowicki niestety nie dorównuje. Ten napis:,
jest o tyle ciekawy, jak ciekawa jest historia tego, że się zachował. To był profesor Uniwersytetu Lwowskiego, o czym nie ma słowa, a urodził się w Krakowie. Układ napisu, aby nie drażnić tatarskich bękartów, tych motyla noga synów, sugeruje, że był profesorem Uniwersytetu w Krakowie. Ani słowa o Lwowie i dzięki temu nie został zniszczony.
I oczywiście kwatera Obrońców Lwowa, a nie Orląt:
,
Dużo wycieczek szkolnych, to cieszy. Na marginesie: Żydzi obowiązkowo przyjeżdżają do obozu Auschwitz przed służbą w miłującej pokój armii Izraela. Orzeł jakby inny, ale dla tutejszych Polaków, idealizujących Polskę to i tak powód do dumy. Tu, aby się przyznać do polskości, trzeba mieć jaja, jak ta młoda i ładna harcerka
,
Za to tu, w unii, niektórzy stawiają swoim dzieciom za wzór kapusiów, którzy dzięki swej podłości i motyla noga występują w roli ministrów, prezesów, naukowców czy sygnatariuszy listów otwartych. Cmentarz ten jest ogólnie znany, dodam, że obecnie wygląda zupełnie inaczej. Pierwotnie każdy z nagrobków był inny. Tu widoczny jeden z kilku ledwie zachowanych i odnowionych:
Obecnie jednakowe krzyże sugerują cmentarz wojskowy a nie takie było jego założenie. Najmłodszy obrońca, który zginął w walce:
I najmłodszy zamordowany:
Jak to mówią: << W Piśmie stoi: ,,zło dobrem zwyciężaj”. Szubienica jest dobra >>.
Króciutko o kościele św. Marii Magdaleny we Lwowie. Owszem, ocalał, nawet w dobrym stanie, bo jego organy i wnętrze służą (do dziś zresztą) tutejszemu Konserwatorium. Pewnym curiosum jest układ ławek, naprzemiennie zwróconych do ołtarza i ku organom, a to dla tego, że miejscowi Polacy wywalczyli możliwość odprawiania mszy św. kilka razy w roku. Oprócz tego często organizowane przez miejscową administrację są tam wystawy, ze szczególnym upodobaniem tematów o Stefanie Banderze czy UPA.
,
Chciałem napisać o Wołyniu. Nie da się opisać tej krainy bez, krótkiego bodaj, opisu kościołów, tej garstki symboli polskości. Bo katolicki tu oznacza polski, czy się to komuś podoba, czy nie, tu akurat piszę całkiem poważnie. Kościół w Żółkwi obecnie prezentuje się niemal idealnie. Jest to zasługa zarówno proboszcza, pieniędzy od Polaków jak i wakacyjnych praktyk studentów-konserwatorów z Polski.
,
,
,
,
,
Obok zamek, niby coś się z odbudową ruszyło:
,
,
,
,
,
…lecz w środku, gdyby zobaczył to inspektor nadzoru, dostałby zawału. Na zamku, w miejscu narodzin hetmana Żółkiewskiego wybudowano toalety. Godne to podziwu, gdyż wybór akurat tego miejsca wymagał dużego nakładu środków. Cóż, każdy leczy kompleksy jak potrafi.
Warta uwagi jest też piękna cerkiew grekokatolicka (czytaj Ukraińska)
,
Nie daleko zamek Olesko, miejsce urodzenia Jana III, który według Ukraińców był Ukraińcem, podobnie jak Mickiewicz zresztą. Osobiście zawsze wolałem Słowackiego.
,
I tu ciekawostka: jedyny młodopolski pomnik, który nie został zniszczony. Powstał ku pamięci oddziału ok. 330 młodych żołnierzy-ochotników wojny z bolszewikami, słabo uzbrojeni, nie umundurowani zginęli w starciu z oddziałem Strzelców Siczowych. Ocalało ledwie kilku, bardzo młodzi i nie umundurowani podali się za miejscowych chłopów. Pomnik podobno przetrwał, bo stał na terenach kolejowych. Jak tam było, tak tam było, ale monument architektonicznie jest ciekawy.
,
Ale wracajmy do kościołów. Przytłaczająca większość przestała istnieć, zamieniona na magazyny chemii, nawozów czy kołchozowe stajnie, po latach mury po prostu się rozsypały. Szczęście miał ten średniowieczny kościół w Drochobyczu, bo był w nim magazyn papieru. Długo popadał w ruinę, ale tak po prostu, po socjalistycznemu, bez proletariackiej złości. Najwięcej zniszczeń dokonało się podczas ,,transformacji”, gdy w opuszczonym kościele żulia paliła ogniska z obrazów i resztek wyposażenia. Całkiem spieprzył sprawę jakiś gorliwiec, który pomalował okopcone ściany wapnem i bezpowrotnie zniszczył piękne freski. Tu resztki ocalałych w nawach i spod niestarannie pomalowanych fragmentów, bo spod sadzy, ale nie spod wapna, łatwo je wydobyć bez szkody.
,
,
I jeszcze powiedzenie, za moich czasów używane w szkole: ręka, noga, mózg na ścianie.
To właśnie tu, w mury kościoła, są wmurowane resztki posążku pogańskiego bożka, który stał pierwotnie na tym miejscu. I kolejna piękna cerkiew:
wewnątrz bogato zdobiona, niestety fotek z wnętrza brak. Podobno okoliczne wsie należały niegdyś do Zawiszy Czarnego.
I jeszcze sławne, ba, najsławniejsze polskie przedwojenne uzdrowisko- Truskawiec. Mały, Polski kościółek, odbudowany z ofiar postsowieckich kuracjuszy z całej Rosji i siłami-dosłownie- polskiego księdza, który był murarzem, stolarzem itp. Oczywiście ciekawa jest jego historia. Przetrwał, bo w jego wnętrzu był urządzony ha, ha, dobre słowo, klub ateizmu. To malutkie wnętrze przedzielone było na kilka części, w połowie wysokości był strop, na suficie wyświetlane były filmy o tematyce ateistycznej. W bocznej nawie, przedzielonej murem do wysokości 4 metrów był śmietnik, do którego wrzucało się odpadki po wejściu na drabinę. W tym niewielkim wnętrzu były trzy toalety.
,
I niech ktoś powie, że to niecywilizowany naród.
Po za, może dwiema przedwojennymi willami
nie ma tam nic wartego uwagi, marny park zdrojowy:
,
z kilkoma sławnymi źródłami, ponoć o leczniczych właściwościach. Pijalnia zdrojowa, do której doprowadzono wszystkie, do wyboru, ujęcia:
Próbowałem z każdego, są darmowe, można wybrać także wersję podgrzewaną, niestety, muszą mieć właściwości lecznicze. Taki syf, że trzeba być chorym, aby to pić. Nalałem do butelki i przywiozłem mojej pierwszej żonie, dla zdrowotności. Wypiła wszystko, dopilnowałem. I dla takich chwil warto żyć.
Przypomniało mi się, w tym klasztorze w czasie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej ukrywano Żydowskie dzieci przed Niemcami, tfu, Nazistami oczywiście.
,
,
,
,
.
Między innymi Adama Rotfelda, dzięki czemu mogliśmy później odzyskiwać MSZ.
To zamek gen. Rozwadowskiego, w całkiem dobrej kondycji, most, obecnie betonowy, pierwotnie był zwodzony
,
,
Pierwotnie katolicki, znaczy Polski, obecnie greckokatolicki, znaczy Ukraiński, kościół, w którym ochrzczona była Alicja Grześkowiak, marszałek senatu.
Kościół w Przemyślanach, niestety, nie mam fotografii, ale historia ciekawa. Przetrwał, bo urządzono w nim fabrykę broni. Oglądałem film nakręcony amatorską kamerą. W środku tokarki, frezarki i inne maszyny produkowały karabiny, aby wyzwolić robotników i chłopów spod pańskiego ucisku. Odkupiony za pięćdziesiąt kilka tysięcy dolarów, cały czas w remoncie, dzięki środkom z Polski i polskim turystom. Bida, wszystkiego brakuje.
Dobra, kończy mi się wino, to i ja skończę to grafomaństwo.
Albo jeszcze o jedzeniu. Polecam zupy: solankę i barszcz ukraiński. Szczególnie barszcz mnie zadziwił, pyszna, esencjonalna zupa na mięsie, jakże inna od tej, którą jemy u siebie. I w każdym miejscu trochę inaczej smakuje, jak nasz żurek. Mają świetny nabiał. Zajadałem się śmietaną, podawaną, jeśli nie do wszystkiego, to do wielu potraw. Syrki. Sery białe, zapiekane z rodzynkami czy z innymi dodatkami. Albo mleko. Chyba miało w dupie dekrety eurokomisarzy, bo wzięło i się zsiadło. Mniam. Pierogi (wapienniki). Z owocami, szczególnie smakowały mi z wiśniami. A jak zamawiałem pierogi ruskie, to zostałem ofuknięty, że to pierogi ukraińskie.
Nie udało mi się spróbować oryginalnych blinów, ani prawdziwego kwasu chlebowego, takiego z beczki. A chleb mają świetny, szczególnie ten czarny, prawdziwy, nie podrabiany palonym karmelem. Dobra, już spadam.