Dzień 0 – 18 lipca 2009r.
Dotychczas jeździłem tylko w góry polskie i słowackie. Teraz w końcu przyszedł czas na trochę dalszy wyjazd. Ale ponieważ był to mój pierwszy wyjazd w Alpy postanowiłem zrobić go bez szaleństw, w tzw. „stylu zakopiańskim”, tzn. nocując na kwaterze i codziennie wychodząc w góry z miasta. Taki styl narzucał oczywiście pewne ograniczenia, ale coś tam udało mi się przejść.
Jako siedzibę wybrałem sobie Zell am See, który wydawał mi się dobrym odpowiednikiem Zakopanego.
Cały poprzedni tydzień był w miarę ciepły, niestety w sobotę przyszło nagłe załamanie pogody. Padało prawie całą drogę. A na miejscu okazało się, że w górach spadł świeży śnieg. Na szczęście było to tylko jednodniowe załamanie pogody i cały tydzień pogoda była OK.
Dzień 1 – Krimmler Wasserfalle
Ponieważ rano – mimo wszystko – było jeszcze zachmurzenie, postanowiłem odpuścić sobie wychodzenie wyżej w góry i wybrałem się na wodospady Krimml. Reklamowane są one jako największy wodospad w Europie (różnica poziomów 380 metrów), choć nie jest to do końca prawda, bo podobno gdzieś Skandynawii są większe. Ale i tak warto je zobaczyć.
Cały ten wodospad składa się z kilku kaskad. Szlak prowadzi po jego prawej stronie i chyba z dziesięć razy odbija w lewo, gdzie po specjalnie zrobionych mostkach można podejść prawie pod opadającą wodę (takie samo podejście jest też na samym dole wodospadów).
Po osiągnięciu szczytu ostatniego wodospadu szlak prowadzi w głąb doliny Krimmler Achental, gdzie są schroniska i można iść dalej w góry.
Dzień 2 – Zell am See – Schmittenhöhe (1965) – Mauerenkogel (2074) – Rohretörl (1918) – Walchen
Pora na pierwsze wyjście na szczyty, a dokładnie w pasmo Kitzbüheler Alpen. Jest to pasmo równoległe do Wysokich Taurów. Widoki stąd na Taury muszą być niesamowite, niestety dziś najwyższe wierzchołki utrzymują się w chmurach…
Zauważalna różnica względem Zakopanego to zupełny brak owiec (przynajmniej ja nie stwierdziłem), za to pełno jest pasących się swobodnie krów (i czasami koni). Na szlaku od czasu do czasu są tylko specjalne płotki i barierki, do przejścia dla człowieka, ale już nie dla krowy.
Dzień 3 – Grossglockner Hochalpenstrasse i Lodowiec Pasterze
Jedyna w swoim rodzaju droga widokowa. Po drodze specjalnie oznaczone i liczone są zakręty agrafkowe. Jest ich bodajże 28, nie licząc wielu mniej ostrych zakrętów.
U celu podróży tłumy jak na Krupówkach. Atmosfera też krupówkowa. Nawet są tam na barierkach specjalnie oznaczone miejsca gdzie występują świstaki. I rzeczywiście – poniżej – w tych miejscach było kilka świstaków. Są już one w pełni przyzwyczajone do ludzi. Przypominało mi to trochę zoo.
Lodowiec Pasterze jest z roku na rok coraz mniejszy. Są tam oznaczenia gdzie sięgał on dawniej (co 5 lat) i rzeczywiście ubytki są wielkie. Jest tam też kolejka szynowa, która kiedyś zjeżdżała z głównego parkingu (chyba) na sam lodowiec. Teraz zjeżdża tak do około połowy drogi.
