Witam.
Moja wypowiedź będzie zaskakująco zaskakująca ale napiszę. Używam od 3 lat termosu Campus 0,7l. Już uszczelka w korku zaczyna ssać powietrze do środka po pierwszym otwarciu od zalania wrzątkiem ale nadal wytrzymuje tych kilka/kilkanaście godzin we wrzątku/ciepełku. Kubek mam 4F 0,5 litra z deklem, w którym jest otworek do pica niczym w kubeczkach z kawą z Wild Bean Cafe. Palnik GoGas System z Horyzontu w promocji kupiony za jakieś 40 kilka złotych - działa doskonale(jednak gaz nie najtańszy...), a ugotował już kilkanaście obiadów (a gwarantuję, że gotuję hardkorowe obiady w górach, ostatnio nawet gulasz z ziemniakami był przy schronie na Kondratowej), nieraz palił się 5 godzin z rzędu i Bóg jeden wie ile wody na herbatę/kawę zagotował. Kolega jest w posiadaniu krzeseł Quechua zakupionych w Decathlonie po kilkanaście złotych dosłownie w wyprzedaży ale stosujemy je tylko, gdy wyjazd jest mocno samochodowy, przecież nikt by tego nie nosił! Mata samopompująca ww. marki nie daje mi najlepszych efektów, z resztą ostatnio bardziej używam zwykłej alumaty i jest ok. Śpiworek HiMountain Komfor1 posiadam od 2 lat i też jak dotąd daje radę. Po praniu nie zbiła się jego zawartość w kupie na dole, a to już niezły znak. Kupiony również w przecenie i dodatkowo ze zniżką członkowską PTTK.
Przetrwał 2 lub 3 Przystanki Woodstock, a tam noce potrafią być zimne mocno, wiele wypadów z noclegiem w schronie, namiocie, samochodzie, raz, może dwa pod chmurką... Menażka moja, to kuchnia turystyczna Wisła22 pamiętająca PRL albo więcej. Mam dwa zestawy jeden kompletnie kompletny, drugi niezupełnie. Czajniki, pojemniki na denaturat, pojemniki na herbatę odrzuciłem. W swoim standardowym komplecie mam 3 garnki, patelnię (często stosowana jako pokrywka) i deseczkę plastikową. Wykonane z aluminium, zatem lekkie - wszystko zapakowane w fabryczny, wiązany pokrowiec z płutna. Jeżeli wypad opiewa na więcej ludzi lub po prostu poważniejsze gotowanie - biorę jeszcze 2-3 dodatkowe garnki. Sztućce to Sporki LightMyFire w rozmiarach: zestaw 3 szt, małe jak do herbaty z widelczykami, średnie do jedzenia łyzkowidelce 2 szt, i jeden medium Spork do mieszania biwakowej zupy. Daje radę. Rozważam zakup zlewu i prysznica na bezdrożne wypady. Ale to do mocnego przemyślenia, bo wydatek może okazać się zbędny. Z drugiej strony nie chcę myć menażki płynem do naczyń w rzece! Broń mnie Panie! Płyn noszę w maleńkim słoiczku po dżemie. Nie wiem... 25 ml się tam mieści? Inny osprzęt biwakowy to kosmetyczka Jack Wolfskin duża z lustereczkiem, a gdy marsz, to tylko kosmetyczka-mydelniczka: pół szczotki do zębów, próbki pasty, mydełko hotelowe, raczej bez maszynki do golenia. Ręcznik: szybkoschnący King Camp 40x60 zdaje się. Nie wiem, co jeszcze... Oto to, co pamiętam, że mam i jakoś sobie radzę.
Pozdrawiam.