Jak się lubi dłużej spać, trzeba liczyć się z powrotami po zmroku, zwłaszcza gdy końcówka -pozaszalkowa. Wreszcie udało się uciec od zadymionego Krakowa, od pozostałości pogrypowych- tuż przed sesją postanowiłem zaczerpnąć świeżego powietrza. Parę telefonów w piątkowe popołudnie- i udało się zarezerwować 2 noce na Hali Ornak. Podczas wieczornego spaceru doliną czuję, że chyba czegoś mi brak, 2 plecaki są, rakiety śnieżne są (pierwszy ich test po zakupie będzie dopiero w niedzielę) i... Czekan chyba został w bagażniku autobusu Stramy, lub w busie. Kijki i raki muszą wystarczyć, tylko trzeba trochę ostrożniej na grani. Od dawna nie widziałem tylu gwiazd, spacer trochę się wydłużył, bo następny bus do Kir był za godzinę, a ten do Chochołowskiej staje jakiś kilometr na północ.
Moje poranne guzdranie spowodowało, że nazajutrz wychodzę ok 9:10. Za to wyspany, najedzony wypoczęty. I raczej bez kondycji. Postanowiłem więc nie brać rakiet -podejście było bardzo przedeptane. Podchodząc na Iwaniacką Przeł. (9:58) spotkałem Krzysztofa i Pawła- mój imiennik nadwerężył kolana dzień wcześniej na zejściu z Ciemniaka, po dojściu na Ornak postanowił posiedzieć i potem powrócić.
Na siwej Przeł.(12:38) zobaczyliśmy jakąś parę z pieskiem, który podobno zaczął chodzić po Tatrach jeszcze gdy zakazy kynologiczne nie obowiązywały w TPN-ie. Widać też było ślady skiturowców wiodące w stronę Pysznej przez Siwe Sady.
Mniej więcej o 13:10 docieramy na Siwy Zwornik, jest lekki, ciepły wiaterek z południa, śnieg w rejonie grani na ogół zwiany do warstwy lodu- warunki super.
Po ciekawszym widokowo i technicznie fragmencie Liliowych Turni, zaczyna się najdłuższe podejście na Błyszcza, w 1/3 drogi robimy przerwę śniadaniową, potem wydrapujemy się tylko częściowo pokrytymi lodem zakosami szlaku i trawkami na punkt, gdzie z ulgą zostawiam plecak. Starość-nie radość...
Z grani łączącej Błyszcza z Bystrą widać, że z czasem coraz gorzej
Plan, by zdążyć za jasna na niżej położony teren był prosty, należało przeć na następną przełęcz (Pyszniańską)- szlakiem, zejść ścieżką do spotkania ze śladem ski- turów i korzystając z nich dotrzeć doliną do schroniska.
Z samą przełączą wiążą się wspomnienia- ponad 30 lat temu z Hubertem przeszliśmy zimą od Wołowca granią i właśnie na Błyszczu zrobiło się ciemno, a na Pyszniańskiej -coś błyskało. Nocowaliśmy w towarzystwie Niemców z NRD wędrujących na nartach. Pożyczyli nam wtedy łopatę- nocleg był komfortowy. Nazajutrz dotarliśmy tylko do Przeł. pod Kopą Kondracką- wyliczenia 2 ścisłych umysłów mówiły wyraźnie, że z Liliowego nie zdążymy na poniedziałek rano do pracy, więc odpuściliśmy ten fragment grani.
Więc z przełęczy ruszamy w dół, za nami jeszcze 2 kolegów, których spotkaliśmy na szczycie. Uprzedzając- pomysł takiego zejścia wcale nie był dobry- kara miała nastąpić na samym końcu: (ponad 2 i pół godziny zapadania się w śniegu w lesie -chwilami po pas -przy świetle czołówek, przechodzenie przez strumień po przewróconych drzewach, a dla skiturowców- zapory w postaci powalonych drzew). Po hardkorowym finale dotarliśmy dość sfatygowani do schroniska już po zamknięciu bufetu. Udało się jednak jakieś zupki wyżebrać u miłej obsługi kuchni.
Inne zdjęcia z tej wycieczki na
https://www.flickr.com/photos/125431512 ... 6053032374