Oto i moja relacja z weekendowego wypadu w Tatry. Co prawda nie jeste tak dramatyczna jak relacja Dresika ale...
Wyjechaliśmy z Kumplem z Gliwic o 1:42 - przedział drugiej klasy tylko dla nas. Przezornie zabezpieczyliśmy drzwi przedziału paskiem od spodni i spaliśmy całe 7 godzin do Zakopanego (z wyjątkiem momentu w którym dobijał sie konduktor) Z Zakopanego busik do Kuźnic i decyzja o wyborze szlaku - Doliną Jaworzynki, godz. 10:00. Płacimy za wstęp do parku i śmiało biegniemy przetartym szlakiem. Przetartym niestety tylko do granicy lasu, a więc do początku doliny. Teraz zaczyna sie ciężka walka ze śniegiem, który w niektórych (niespodziewanych zazwyczaj) momentach osiąga imponującą głębokość.
W miejscu, w którym szlak skręca w las (stoi tam znak "zakaz przejścia" - zaczyna się tam granica rezerwatu) nieświadomie idziemy prosto, zwiedzieni dobrym stanem pokrywy snieżnej. Po godzinie błądzenia wracamy i odnajdujemy szlak. Nie na długo, jak sie później okazuje. Po wyjściu z lasu znów omijamy skręt (w lewo tym razem) i brniemy po lodowym śniegu prosto, nadkładając znów półtorej godziny drogi.
Po powrocie na szlak na pamięć torujemy pozostały do schroniska odcinek. Od przełęczy między Kopami wszystko jest przetarte więc pozostaje nam biec na obiadek. W schronisku jestśmy o 14:30.
Postanawiamy wybrać sie na małe rozpoznanie nad Czarny Staw. Wyruszamy o 16:00. Szlak jest przetarty więc po 50min jesteśmy nad stawem. Posanawiamy udeptać troszkę drogi na Przełęcz Karb.
Dochodzimy do punktu zaznaczonego czerwonym krzyżykiem. Zajmuje nam to dobrą godzinę. Robi się ciemnawo więc postanawiamy kończyć na dzisiaj. Zejście nad staw zajmuje nam 10min!
Potem zostaje nam tylko zbiec przy świetla czołówek do schroniska.
(ja po drodze postanawiam jeszcze wspiąć się na Zawrat

)
Idziemy spać z przekonaniem, że jutro wszystko pójdzie łatwo - wszak troszkę poprzecieraliśmy. Niestety, sobotni poranek sprowadza nas na ziemię. Całą noc sypał śnieg, co oznacza dodatkowych 40cm puchu.
O godzinie 8:20 jako pierwsi ruszamy nad Czarny Staw. Szlak jest ledwo widoczny, ale tylko do granicy lasu. Później jest tylko gładka pierzynka i zerowa widoczność.
Błądzimy w mlecznej konsystencji. Oczy nie rozróżniają już granicy pomiędzy śniegiem a chmurami. Jedynymi punktami odniesienia stają się dla nas wystające co rusz kosodrzewinki. Z czasem docieramy do miejsca, które nijak nie przypomina Czarnego Stawu (w schronisku, na spokojnie oceniamy, że dotarliśmy wówczas na opadające na Staw stoki Granatów). Postanawiamy zawrócić i poszukać jeszcze raz. Podczas powrotu napotykamy na 3 osoby - Rysia Pawłowskiego z partnerka (wspinaczkową chyba:) ) i chłopaka (Łukasza), który postanawia pójść za nami. Rysiu kieruje się szlakiem króry błędnie wytyczyliśmy (później spotykamy się w drodze powrotnej na granicy lasu Doliny Gąsienicowej - co znaczy, że Oni też za wiele naszym szlakiem nie osiągnęli;) ). Po ok. godzinie odnajdujemy Czarny staw i po chwili tam spędzonej postanawiamy wracać. W chronisku jemy i zastanawiamy się gdzie spędzić resztę dnia - jest 14:00. Postanawiamy wyruszyć na Kasprowy.
Wychodzimy ze Schronu i obok szlakowskazu wskazującego drogę na Czarny, mimowolnie, bez słowa, niczym skazańcy, trzeci raz kierujemy się nad Czarny Staw. Teraz droga zajmuje nam 40min. Jest niewielki przejaśnienie. Dostrzegamy przełęcz Karb i bez namysłu postanawiamy wbić się w głęboki śnieg. Znów opadają chmury więc kierujemy się tylko własnym przeczuciem. Jak się okazuje błędnym. Za krótki trawers stoku wprowadza nas na żleb równoległy do tego prowadzącego na Przełęcz.
Odpoczywamy pod skałą złudnie podobną to tej z poprzedniego dnia.
Mimo to, wiemy, żę nie jesteśmy w dobrym żlebie. Postanawiamy iśc dalej - wszak musimy tędy dojść na grań prowadzącą z przełęczy na Mały Kościelec. Nią ewentualnie zejdziemy na Karb. Niestety nie docieramy na nią. powstrzymuje nas metrowej głębokości śnieg opadający z grani pod kątem ok 70 stopni.
Postanawiamy wracać. Wiemy, że w takich warunkach przy słabej widoczności i bez jakiejkolwiek asekuracji wyżej nie wejdziemy. Gdy schodzimy zaczyna sie przecierac i widzimy dokładnie jakie błedy popełnialiśmy podczas wejścia. We mgle płaski teren wydawał się być stromym stokiem, a kawałek skały - ogromną ścianą! Mimo zmęczenia postanawiamy dobić się jeszcze "wspinaczką" w okolicy Schroniska.
Następnego dnia - co Dresik może potwierdzić - wita nas piękna pogoda. Niestety jest to dla nas czas powrotu. Z bagażem nowych doświadczeń opuszczamy schronisko...
