golanmac napisał(a):
(...) to nie formułuj wypowiedzi tak, aby obrazić tych którzy jednak wierzą (...)
W moim rozumieniu określenie "zabobon" nie posiada ładunku negatywnego. Jak już pisałem, jestem świadom istnienia różnic między ludźmi. Jesteśmy różni, i w różne rzeczy wierzymy. Jedni w boga w ujęciu chrześcijańskim, inni w zabobony, a jeszcze inni w coś zupełnie innego (na podstawie wielu Twoich postów przyporządkowałbym Cię do tej pierwsze grupy, choć zdaje sobie sprawę że nie znam Cię osobiście, więc mogę się mylić). Co ciekawe pierwsze nie wyklucza drugiego. I jak dla mnie, powtórzę, nie ma to większego znaczenia kto w co wierzy.
Dla ludzi wierzących w boga (czyli np. dla katolików) zabobony kojarzą się z wiarą w coś innego, co nie ma związku z prawdziwym bogiem. Wielu ludzi wierzy w przesądy, szczęśliwe liczby czy inne ludowe wierzenia. To naturalne i często spotykane. Skoro jednak poczułeś się obrażony tym określeniem, to jak rozumiem jest ono dla Ciebie synonimem czegoś niedobrego, gorszego. Czy w takim razie traktujesz takich ludzi jako ludzi drugiej kategorii?
Przy okazji. Nie jestem niewierzący. Podobnie jak inni, mam swoich Demonów i Bogów. Jednak w odróżnieniu od większości, nie uważam że tylko moja wiara jest słuszna i właściwa, i że każdy powinien wierzyć w to co ja.
Co do naturalnych zasad selekcji w przyrodzie, to zgodzę się z Tobą że silniejszy zjada słabszego. Z tym że trzeba pamiętać o zachowaniu pewnej równowagi. Ten silniejszy nie może zjeść wszystkich słabszych, bo wówczas zostanie sam. A to chyba jasne że wtedy również i on zginie. A więc mówiąc w skrócie - zje się sam. I człowiek jest chyba jedynym gatunkiem którego działania świadomie prowadzą do zachwiania tej równowagi.
Nie jestem przeciwny postępowi, jak to błędnie wywnioskowałeś z mojej wypowiedzi. Ale uważam że rosnąca cywilizacja nie może prowadzić do zachwiania równowagi w przyrodzie. I nie jestem tutaj zwolennikiem populistycznych haseł głoszonych przez różne ekologiczne grupy. A chciałbym jedynie zwrócić uwagę na drobny fakt, że różnicą jest wykorzystywanie innych gatunków do swoich celów (co jeszcze mogę uznać za normalne), a eksterminacja pośrednia lub bezpośrednia tychże gatunków, lub zmuszanie ich do robienia rzeczy sprzecznych z ich naturalnymi możliwościami (z czym się już nie mogę zgodzić).
Człowiek, jako jedyny mi znany gatunek, dąży do samozniszczenia. I choć wielu z nas ciężko jest postawić znak równości między zamęczeniem jednego konia z tym ogólnikowym stwierdzeniem, to jednak każdy taki przypadek, jak ten na drodze do Morskiego Oka, jest drobnym elementem w układance autodestrukcji, do której człowiek bezmyślnie zmierza niszcząc powoli otaczającą go Naturę.
ps. każdy przejaw wywyższania się oznacza tak naprawdę tylko słabość wywyższającego się...