Ali7 napisał(a):
Nie no, przepraszam, ale to porównanie jest naciągane. Nie słyszałem, żeby ktoś na deptaku w Kościeliskiej dostał spadającym kamieniem po łbie albo zaliczył stumetrowy upadek.
Wypadek to zazwyczaj zbieg wielu niekorzystnych okoliczności. Tak samo może się zdarzyć na Kazalnicy jak i w Kościeliskiej.
Wyobraź sobie, że rodzic, który jest mało sprawny fizycznie idzie wspomnianą doliną sam z dzieckiem niosąc go w nosidełku i nagle potyka się o kamień, przewraca i robi dziecku krzywdę. Są przecież takie przysłowiowe ciapy, co to nawet na prostej drodze się wypier.dolą. Ojciec uderzając się o kamień w głowę traci przytomność. Dajmy na to, że nie ma nikogo w pobliżu i nikt im nie udzieli pomocy.
I sytuacja druga:
jakiś wspinacz, który łoi bez problemów jedne z najtrudniejszych dróg idzie na Kazalnicę najłatwiejszą drogą (chyba III). Czy dla niego przejście takich trudności nie jest porównywalne do chodzenia po prostym dla Pana z sytuacji pierwszej? A może nawet łatwiejsze i przez to bezpieczniejsze?
Nie można oceniać ryzyka uwzględniając tylko kilka czynników.
Jeżeli mowa o spadających kamieniach. To owszem jest to czynnik jak najbardziej zmniejszający bezpieczeństwo i raczej nieprzewidywalny. Kamienie nie latają jednak na wszystkich drogach i w każdych okolicznościach. Może teren którym się ten wspinacz poruszał był akurat pod tym względem bezpieczny.
Ali7 napisał(a):
Widziałem kiedyś faceta z dzieciakiem na oko jakieś 8 lat wchodzącego na Rysy - miał kask, uprząż i lonżę ferratową, ojciec go wpinał w łańcuchy. I też jest OK.
A czy tak trudno sobie wyobrazić, że ten ojciec może wcale nie umie dobrze się posługiwać sprzętem asekuracyjnym? Może kupił go w sklepie tuż przed wyjazdem, poczytał instrukcję obsługi i naraża dziecko jeszcze bardziej niż gdyby byli bez sprzętu, bo stwarza złudne poczucie bezpieczeństwa i usypia czujność?
Podejrzewam, że tak nie było. Ale na jakiej podstawie tak możemy sądzić? Tylko na zasadzie domysłów. Podobnie jak oceniając cudzą wspinaczkę na Kazalnicę z małym dzieckiem. Tak naprawdę nic nie wiemy o umiejętnościach tego człowieka, o jego uprzednich dokonaniach, warunkach pogodowych, drodze jaką wchodził, itd. Może nocleg był zaplanowany. Może chciał się po prostu przespać z dzieckiem w ścianie?
I jeszcze jedno. Ja brania małych dzieci w góry nie pochwalam. Zwłaszcza na takie jak dla mnie ekstremalne trasy jak ściana Kazalnicy, ale nie będę oceniał czyjegoś postępowania nie znając ani jego, ani motywów jego postępowania.
Szczerze mówiąc nawet nie potrafię sobie wyobrazić jak wygląda wspinaczka z takim niemowlakiem. Jak dla mnie to szaleństwo, ale nie będę tego oceniał z mojej perspektywy.