Łukasz T napisał(a):
Azyjko - nawet Twój niski wzrost przestanie mieć znaczenie. Drogę od Świnickiej Przełęczy do Świnicy ( przy suchej skale ) przejdziecie nie tykając się żelastwa, a na Kościelcu nawet nie pomyślicie , że takowe jest tam potrzebne. Czyli jak to mówią "trening czyni mistrza".
Zapewne masz racje. W tamtym roku miałam problem z wejściem na Zawrat. Miałam wrażenie, że nie dosięgam do łańcuchów. <szok> W tym roku znowu się tam wybrałam i szło się o wiele lepiej. Okazało się, że większości łańcuchów nie potrzebowałam. Całą Orlą przeszłam bez problemów (tzn. nie było miejsca gdzie bym nie wiedziała jak zejść). Jedyne co mi się tam nie podobało to Kulczyn i ta kruszyzna na odcinku Skrajny Granat -> Krzyżne. W sumie byłam na OP parę razy i obyło się bez problemów.
Nie uważam wcale, że żelastwo na Koscielcu jest potrzebne. Ostatnio nawet dyskutowałam na ten temat ze znajomym, który sam ułatwień nie potrzebuje, ale uważa, że przydałyby się tam ze dwie klamry dla bezpieczeństwa (dla mniej obytych turystów, którzy walą tam tłumnie). A to że sobie porównuje Świnicę do Kościelca to chyba nic złego. Każdy ma inne zdanie. Chwil grozy ani na jednym ani na drugim nie przeżyłam. Ale tak jak wcześniej powiedziałam oceniam jakość chwytów i na Kościelcu wydały mi się trudniejsze. Może kiedyś zmienię zdanie Łukaszu, ale dla mnie to jest trochę tak jak ze ściana wspinaczkową. Świnica - łatwa ściana, dobre chwyty, nie ruszające się, dodatkowe ułatwienia już są nawet mniej istotne. Kościelec - szlak bardziej ścieżkowaty, ściany mniej, ale raczej trudniej, stromiej, chwyty na same palce i słynny zgniatacz jaj w pierwszym kominku , wymaga bardziej kombinowania i 2 trawersów w sumie. Dla porównania ostatnie me wrażenia z MPpCh, podejście drugie (pierwsze nieudane z racji pogody) - większa część szlaku ścieżka, chwyty dobre, trochę kruszyzny, potrzeby dodatkowych umocnień nie odczułam, mialam opory przed trawersem jednego większego kamola (może ktoś kojarzy? Przed kominkiem) Obawiałam się zejścia, ale mimo deszczu poszło mi to zaskakująco sprawnie. I dodam jeszcze, że ku wielkiemu zdziwieniu niektórych osóbek ze szlaku, szłam sama. (Tak samo zresztą jak na wspomniany wcześniej Kościelec i Świnicę).
A jeśli chodzi o to włażenie bez użycia łańcuchów to moi kumple zapylają w takim tempie, że ja potem wlokę się za nimi robiąc im ogon, pobijając przy tym własne rekordy czasowe.
Ale ja im zazdroszczę. Też bym chciała umieć tak szybko schodzić, tylko, że ja mam takie opory, że się potkne czy przewrócę, nawet na łatwej ścieżce podpieram się kijkami i idę wolno i to jest mój największy problem w sumie. Jak idę bez kijków, to szybciej schodzę, ale potem kolana bolą i bez sensu, a wstyd się tak wlec, z każdej góry zawsze ostatnia schodzę, a oni muszą na mnie czekać.