tomek.l napisał(a):
Wiążesz się jak zakładasz przeloty. Jak nie będziesz zakładał przelotów to się rozwiązujesz.
Tak jest. Albo jedziesz ze sztywnej. Czasami jeszcze inaczej, choć na innej formacji.
Dawnymi już laty idziemy z Przyjacielem granią, która jakoś zawsze na długości ok.30 m przechodziła w śnieżną żyletę. Kiedy miałem ją do pokonania samotnie, pociłem się na samą myśl. Takie miejsce. Wąziutko i stromo. Poniżej masy śniegu. Na dodatek z całym dobytkiem zimowym na kilka dni na plecach. Śnieg na ostrzu kruszył się i ujeżdzał na obie strony. Ekwilibrystyka. Raz jeden związaliśmy się w tym miejscu, choć prowizorycznie, bo poza tym fragmentem na dłuższym odcinku trudności były nieznaczące. Po kilkunastu krokach partner nie wrócił do pionu i kiedy znikał mi za granią, zrobiłem szybki ruch na przeciwległą. Szybko się ogarnęliśmy. To była bardzo przykładna lotna "lotna"
tomek.l napisał(a):
Bardzo zjechane. Dużo chodzone po skałach. Duży przebieg raków sugeruje doświadczenie. Jednak pójście z tak zaokrąglonymi zębami raków nie wygląda dobrze.
Ładnie i delikatnie te sprzeczności ująłeś...
Tak sobie zerkam na moje zajeżdżone, pierwsze raki z lat 80.tych, od znanego wówczas producenta z Kielc i w porównaniu z tymi, są w super stanie. Ich słabą stroną były tylko łączniki.
Jakoś ostatnimi czasy sporo wypadków, o których myślę, że nie powinny się wydarzyć i oprócz współczucia i smutku nachodzi mnie po prostu złość. I jakoś ich przyczyn upatruję poza dniem zdarzenia.
No bo ktoś rzuca się na Tatry, gwiazdorzy, bierze drabinę co trzeci szczebel i dup!, ktoś przytomnie ocenia, że nie jest gotowy na dwójkowe solówki a idzie i wylatuje ze stanowiskiem zjazdowym, ktoś czeka w bieliźnie w huraganie aż go zabierze z namiotem, ktoś wreszcie 21 raz na Gerlachu i... szkoda gadać... Niby normalne, że ludzie giną w górach, bo wchodzą w środowisko tyleż piękne, co nieprzyjazne. Można rzec, że wszystkie wypadki nie powinny się zdarzyć, ale choćby te bardziej.
Tak się zamyśliłem po dokładnym obejrzeniu fotek z rakami i chłopaków w ich ostatniej tatrzańskiej drodze.
A propos tego, co pisze Rohu... od początku wybrzmiewały ze strony Słowaków mocne akcenty co do przewodnika i klientów. Może to być przyczynek do kolejnego przeciągania liny z naszymi. Skorzystają z tego skwapliwie, bo napięcie jest ciągłe. Prosimy się o to.