RobbieG napisał(a):
Historia jakich wiele:
Schodzimy z Zawratu w kierunku DPS i w okolicy Czarnego Stawu Polskiego mija nas para (ok 20-25lat) w takich sandałkach z pianki na rzepy. Moja piękniejsza połowa wskazuje znacząco głową, i pytam czy im wygodnie i czy daleko idą.
ON: do Murowańca
Ja: uu to przez Zawrat, trochę niefajnie będzie w tych butach.
ONA: No co ty przy Silklawie to było strasznie, teraz już nie tak źle.
Po kilku kolejnych argumentach, pokazałem pierwszą lepszą pionową skałe i mówię:
Ja: Po drugiej stronie przełęczy jest taka ściana i łańcuchy. Zrobicie jak zechcecie. ale to niebezpieczne.
Klientka mało mnie wzrokiem nie zabiła.
ON: Ale przecież to niebieski szlak jest.
Chciałem jeszcze cos wyjaśnić, ale babka się zagotowała, więc sobie odpuściłem.
Słyszałem jeszcze za plecami jak go musztrowała i w poszli na Zawrat.
..chciałem dobrze...
A co do nazewnictwa, zawsze mi się myli czy Kondracka Polana czy Kopa, ale to przez Słowaków bo oni mają Kondratovą Kopę. czyli naszą Kondracką Kopę, czyli .... eee no właśnie....
Pewnie też jestem gdzieś w wątku jako ceper co to nie wie gdzie wlazł :/
Mieliśmy z Anką podobną sytuację w Szkocji. Pojechaliśmy dwa lata temu do Glencoe (dolina w zachodnim Highlandzie) na naszą pierwszą graniowkę - Aonach Eagach. Poczytaliśmy trochę, mieliśmy mapę. Gdy zaczynaliśmy trasę w tą samą stronę szedł jakiś starszy od nas człowiek, ktory grzecznie zapytał czy zdajemy sobie sprawę z tego, że ten szlak jest bardzo trudny? Odparliśmy, że tak, że mamy trochę doświadczenia i damy sobie radę i podziękowaliśmy za ostrzeżenie. Pogadaliśmy trochę o Tatrach (opowiadał, że kilkanaście lat temu przeszedł OP zimą - Szkot!) i ruszyliśmy. Po chwili zostawił nas z tyłu bo szedł bardzo szybko, a ja co chwila pstrykałem fotki. Gdy zaczęły się trudności obleciał nas w paru miejscach strach bo trasa eksponowana, bez zabezpieczeń i miejscami trudna. Dawaliśmy sobie jednak dzielnie radę, było sucho i ciepło. Przejście szlaku zajęło nam właściwie większość dnia i gdy dotarliśmy do ostatniego szczytu już po trudnościach z przeciwnej strony zobaczyliśmy parę - facet na oko ze 40 lat i dziewczynka może 12? Była już 17.30 - zapytałem więc go czy zdaje sobie sprawę, że za następnym szczytem zaczyna się 3.5 kilometrowy, trudny szlak. Odparł niezbyt grzecznie, że tak i wyminął nas ruszając w drogę. Wzruszyłem ramionami bo przecież nie każdy wlecze się jak my i może to jakieś miejscowe dziki co robią Aonach przed kolacją na lepsze trawienie. Nas czekało jeszcze dość krotkie (około 800m) ale strome, piarżyste i miejscami skaliste do schodzenia tyłem zejście w dolinę. Ruszyliśmy więc, na dole weszliśmy do pobliskiego pubu na po jednym piwku i poszliśmy asfaltem do oddalonego o prawie 7 km samochodu dnem doliny. Gdy uszliśmy z kilometr zatrzymał się obok Range Rover, wysiadł z niego typ w bluzie z naszywką Mountain Rescue i zapytał mnie czy nazywam się jakoś Will Smith, czy John Rambo (nie pamiętam ale było to typowo obce nazwisko)? Odparłem, że nie, a on widząc, że jesteśmy w gorskich ciuchach spytał skąd idziemy. Z Aonach. Okazało się, że ten typ co nas minął utknął gdzieś na grani i gdy zobaczył, że zapada zmrok zadzwonił po pomoc. Wyjaśniłem ratownikowi, że go widzieliśmy i ostrzegaliśmy, oraz mniej więcej gdzie i kiedy. Podziękował. Gdy doszliśmy już do parkingu gdzie zaczynał się nasz szlak zobaczyliśmy kolejny samochod, trzech typow z Mountain Rescue. Padły te same pytania i odpowiedzi. Potem wyjęli szpeje, liny, zapalili czołowki i ruszyli po ciemku w gore. Życzyliśmy im szczęścia, a oni kwaśno powiedzieli, że to będzie dla nich dłuuuga noc... Tak więc... hmmm... sam nie wiem jakie z tego płyną wnioski.